czwartek, 12 stycznia 2017

"Alfabet Suworowa (...)". Autor: Wiktor Suworow

Spokojny okres świąteczny już za nami. Wracamy więc do publikacji nierzadko budzących emocje. Dziś na pewno kontrowersyjny Wiktor Suworow.

Wiktor Suworow „Alfabet Suworowa, oraz wywiad Piotra Zychowicza z autorem”.
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2014.

Spojrzenie Wiktora Suworowa na historię i czasy współczesne

Pierwszą i główną część książki stanowią króciutkie eseje historyczne i polityczne, poświęcone osobom, które wywarły lub nadal wywierają wpływ na dzieje Rosji, ZSRR i znów Rosji. Autor wyraża w nich swoje przekorne opinie, niekiedy odbiegające od ugruntowanych historycznie poglądów. I tak, przykładowo, car Piotr I nie był, wg Suworowa, wspaniałym reformatorem państwa, Feliks Dzierżyński bynajmniej nie prowadził ascetycznego trybu życia, a marszałek Żukow to żaden geniusz strategiczny, lecz zwykły dzierżymorda, cham i złodziej.
Poloniców w tym alfabecie jest cztery i pół, a mianowicie wspomniany Dzierżyński, Jaruzelski, Kukliński, Piłsudski i Rokossowski (ten ostatni to owe „pół”, z racji bycia tylko półkrwi Polakiem).

A propos Konstantego Rokossowskiego.
Pisząc o jego tylko pół-polskości Suworow powiela błędny pogląd wielu historyków zainspirowanych autobiografią samego Rokossowskiego. Jak jednak ustalił Nikołaj Iwanow (proszę zerknąć do opisu jego książki w katalogu alfabetycznym na tym blogu) marszałek ZSRR i PRL był z pochodzenia etnicznie stuprocentowym Polakiem, urodził się w Warszawie, a nie w Wielkich Łukach w Rosji. W dzieciństwie mieszkał z rodzicami w Warszawie przy ul. Marszałkowskiej, został ochrzczony w kościele rzymskokatolickim na warszawskiej Pradze, otrzymując imię Kazimierz. Nikołaj Iwanow wyraża uzasadnioną opinię, że Rokossowski w okresie międzywojennym zacierał ślady swej polskości nie tyle z myślą o karierze w Armii Czerwonej, co wręcz w obawie o własne życie. W ZSRR w latach 1937 i 1938 polskie pochodzenie bywało wystarczającym powodem do uwięzienia, okrutnego śledztwa, parodii rozprawy (w trybie administracyjnym) i kuli w łeb w kazamatach NKWD. Absolutnie nie chroniło przed tym wysokie stanowisko w partii bolszewickiej, administracji państwowej, armii czy nawet w samym NKWD. Jeszcze raz polecam wstrząsającą lekturę książki Nikołaja Iwanowa.

A propos Wojciecha Jaruzelskiego.
Suworow stawia tezę, że do żadnej interwencji radzieckiej w latach 80-tych ub. wieku u nas by nie doszło i Polska mogłaby już wtedy realizować reformy ekonomiczno-społeczne. Tu się wyjątkowo z moim ulubionym autorem nie zgadzam, choć on sowietolog z krwi i kości (i z autopsji!), a ja to tylko domorosły analityk historii. Pozwolę sobie jednak wyrazić pogląd, że wprowadzony przez gen. Jaruzelskiego stan wojenny nie tyle wyprzedził interwencję radziecką, co ją zastąpił. Ma rację Suworow pisząc, iż radziecka wierchuszka nie kwapiła się do pchania w polską awanturę, tkwiąc już w tym czasie w Afganistanie. Wykorzystała więc Jaruzelskiego do wykonania roboty, która w jego, Siwickiego i Kiszczaka wykonaniu stała się operacyjnym majstersztykiem. Zginęło kilkadziesiąt osób. Gdyby weszli „Ruscy”, zginęłoby nas może nawet kilkadziesiąt tysięcy. Gdyż z czasem „Ruscy” weszliby na pewno - w realiach początku dekady lat 80-tych (zimna wojna, istnienie NRD, radzieckie bazy wojskowe z bronią jądrową, Breżniew i Susłow na Kremlu) była to bardzo realna ewentualność. Nie znaczy to, iż – w razie niewprowadzenia stanu wojennego dnia 13 grudnia 1981 r. – interwencja „wojsk sojuszniczych Układu Warszawskiego” nastąpiłaby kilka dni czy tygodni później. Ale już kilka miesięcy później z pewnością by do niej doszło. A gospodin Suworow chyba pomylił okres rządów post-stalinowców Breżniewa i Susłowa z pieriestrojkowymi czasami Gorbaczowa i Szewardnadze.

Ale czy Wiktor Suworow tak rzeczywiście uważa? A może to Piotr Zychowicz lub wydawca coś tu przeinaczyli w imię lansowanej „polityki historycznej”? W wywiadzie dla Wirtualnej Polski (w grudniu 2014 r., czyli już po ukazaniu się polskiego wydania tej książki) Wiktor Suworow stwierdził bowiem coś zupełnie, zupełnie odwrotnego!!!
Cytuję: „Jeśli Polacy nie zrobiliby tego sami, weszłaby armia radziecka - mówi w rozmowie z WP Wiktor Suworow, były oficer GRU, pytany o wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. - Groził rozpad bloku komunistycznego, więc trzeba było go ratować. Jeśli nie zrobimy tego w Polsce, to będziemy mieć z tym samym do czynienia w Czechosłowacji, na Węgrzech itd. – wyjaśnia.”.

W dniu dzisiejszym, gdy zamieszczam niniejszy post, link do powyżej zacytowanej strony Wirtualnej Polski jest nadal aktywny. Proszę kliknąć:

Powróćmy jednak do głównego tematu.
Drugą część książki stanowi wywiad Piotra Zychowicza z Wiktorem Suworowem. Panowie skaczą z tematu na temat, co bynajmniej nie jest zarzutem, bo co temat, to ciekawszy. Suworow po raz kolejny przekonywująco wywodzi, że gdyby III Rzesza nie napadła na miłujący pokój Kraj Rad dn. 22 czerwca 1941 r., to jakieś dwa tygodnie później (Suworow podaje datę 6 lipca) ZSRR przestałby miłować pokój i uderzyłby pierwszy. Oczywiście ma rację. Pogląd ten wyrażają już nawet niektórzy publicyści rosyjscy (np. Mark Sołonin, Aleksander Nikonow). Wg mnie jako najbardziej przekonujące jawi się tu jednak opracowanie Ernsta Topitscha (też proszę sobie odnaleźć w katalogu alfabetycznym tej czytelni).
Suworow w rozmowie z Zychowiczem prezentuje się również jako wielki krytyk aktualnej polityki Putina (na nim samym suchej nitki nie pozostawia) oraz jako pesymista co do przyszłości Rosji. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, aby się te prognozy sprawdziły. A jakie są to prognozy, to już proszę sobie przeczytać w książce.