Spokojny okres
świąteczny już za nami. Wracamy więc do publikacji nierzadko budzących emocje.
Dziś na pewno kontrowersyjny Wiktor Suworow.
Wiktor Suworow
„Alfabet Suworowa, oraz wywiad Piotra Zychowicza z autorem”.
Dom Wydawniczy
REBIS, Poznań 2014.
Spojrzenie
Wiktora Suworowa na historię i czasy współczesne
Pierwszą
i główną część książki stanowią króciutkie eseje historyczne i polityczne,
poświęcone osobom, które wywarły lub nadal wywierają wpływ na dzieje Rosji,
ZSRR i znów Rosji. Autor wyraża w nich swoje przekorne opinie, niekiedy
odbiegające od ugruntowanych historycznie poglądów. I tak, przykładowo, car
Piotr I nie był, wg Suworowa, wspaniałym reformatorem państwa, Feliks
Dzierżyński bynajmniej nie prowadził ascetycznego trybu życia, a marszałek
Żukow to żaden geniusz strategiczny, lecz zwykły dzierżymorda, cham i złodziej.
Poloniców
w tym alfabecie jest cztery i pół, a mianowicie wspomniany Dzierżyński,
Jaruzelski, Kukliński, Piłsudski i Rokossowski (ten ostatni to owe „pół”, z
racji bycia tylko półkrwi Polakiem).
A
propos Konstantego Rokossowskiego.
Pisząc
o jego tylko pół-polskości Suworow powiela błędny pogląd wielu historyków
zainspirowanych autobiografią samego Rokossowskiego. Jak jednak ustalił Nikołaj
Iwanow (proszę zerknąć do opisu jego
książki w katalogu alfabetycznym na tym blogu) marszałek ZSRR i PRL był z
pochodzenia etnicznie stuprocentowym Polakiem, urodził się w Warszawie, a nie w
Wielkich Łukach w Rosji. W dzieciństwie mieszkał z rodzicami w Warszawie przy
ul. Marszałkowskiej, został ochrzczony w kościele rzymskokatolickim na
warszawskiej Pradze, otrzymując imię Kazimierz. Nikołaj Iwanow wyraża
uzasadnioną opinię, że Rokossowski w okresie międzywojennym zacierał ślady swej
polskości nie tyle z myślą o karierze w Armii Czerwonej, co wręcz w obawie o
własne życie. W ZSRR w latach 1937 i 1938 polskie pochodzenie bywało
wystarczającym powodem do uwięzienia, okrutnego śledztwa, parodii rozprawy (w
trybie administracyjnym) i kuli w łeb w kazamatach NKWD. Absolutnie nie
chroniło przed tym wysokie stanowisko w partii bolszewickiej, administracji
państwowej, armii czy nawet w samym NKWD. Jeszcze raz polecam wstrząsającą
lekturę książki Nikołaja Iwanowa.
A
propos Wojciecha Jaruzelskiego.
Suworow
stawia tezę, że do żadnej interwencji radzieckiej w latach 80-tych ub. wieku u
nas by nie doszło i Polska mogłaby już wtedy realizować reformy
ekonomiczno-społeczne. Tu się wyjątkowo z moim ulubionym autorem nie zgadzam,
choć on sowietolog z krwi i kości (i z autopsji!), a ja to tylko domorosły
analityk historii. Pozwolę sobie jednak wyrazić pogląd, że wprowadzony przez
gen. Jaruzelskiego stan wojenny nie tyle wyprzedził interwencję radziecką, co
ją zastąpił. Ma rację Suworow pisząc, iż radziecka wierchuszka nie kwapiła się
do pchania w polską awanturę, tkwiąc już w tym czasie w Afganistanie.
Wykorzystała więc Jaruzelskiego do wykonania roboty, która w jego, Siwickiego i
Kiszczaka wykonaniu stała się operacyjnym majstersztykiem. Zginęło
kilkadziesiąt osób. Gdyby weszli „Ruscy”, zginęłoby nas może nawet kilkadziesiąt
tysięcy. Gdyż z czasem „Ruscy” weszliby na pewno - w realiach początku dekady
lat 80-tych (zimna wojna, istnienie NRD, radzieckie bazy wojskowe z bronią
jądrową, Breżniew i Susłow na Kremlu) była to bardzo realna ewentualność. Nie
znaczy to, iż – w razie niewprowadzenia stanu wojennego dnia 13 grudnia 1981 r.
– interwencja „wojsk sojuszniczych Układu Warszawskiego” nastąpiłaby kilka dni
czy tygodni później. Ale już kilka miesięcy później z pewnością by do niej
doszło. A gospodin Suworow chyba pomylił okres rządów post-stalinowców Breżniewa
i Susłowa z pieriestrojkowymi czasami Gorbaczowa i Szewardnadze.
Ale czy Wiktor
Suworow tak rzeczywiście uważa? A może to Piotr Zychowicz lub wydawca
coś tu przeinaczyli w imię lansowanej „polityki historycznej”? W wywiadzie dla
Wirtualnej Polski (w grudniu 2014 r.,
czyli już po ukazaniu się polskiego wydania tej książki) Wiktor Suworow
stwierdził bowiem coś zupełnie, zupełnie odwrotnego!!!
Cytuję:
„Jeśli Polacy nie zrobiliby tego sami, weszłaby
armia radziecka - mówi w rozmowie z WP Wiktor Suworow, były oficer GRU, pytany
o wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. - Groził rozpad bloku komunistycznego,
więc trzeba było go ratować. Jeśli nie zrobimy tego w Polsce, to będziemy mieć
z tym samym do czynienia w Czechosłowacji, na Węgrzech itd. – wyjaśnia.”.
W
dniu dzisiejszym, gdy zamieszczam niniejszy post, link do powyżej zacytowanej
strony Wirtualnej Polski jest nadal aktywny. Proszę kliknąć:
Powróćmy
jednak do głównego tematu.
Drugą
część książki stanowi wywiad Piotra Zychowicza z Wiktorem Suworowem. Panowie
skaczą z tematu na temat, co bynajmniej nie jest zarzutem, bo co temat, to
ciekawszy. Suworow po raz kolejny przekonywująco wywodzi, że gdyby III Rzesza
nie napadła na miłujący pokój Kraj Rad dn. 22 czerwca 1941 r., to jakieś dwa
tygodnie później (Suworow podaje datę 6 lipca) ZSRR przestałby miłować pokój i
uderzyłby pierwszy. Oczywiście ma rację. Pogląd ten wyrażają już nawet
niektórzy publicyści rosyjscy (np. Mark Sołonin, Aleksander Nikonow). Wg mnie
jako najbardziej przekonujące jawi się tu jednak opracowanie Ernsta Topitscha (też proszę sobie odnaleźć w katalogu alfabetycznym
tej czytelni).
Suworow
w rozmowie z Zychowiczem prezentuje się również jako wielki krytyk aktualnej
polityki Putina (na nim samym suchej nitki nie pozostawia) oraz jako pesymista
co do przyszłości Rosji. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, aby się te
prognozy sprawdziły. A jakie są to prognozy, to już proszę sobie przeczytać w
książce.