Wołodymyr
Wiatrowycz „Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947”.
Wyd.
Archiwum Ukraińskie, Warszawa 2013.
Do
lektury tej książki (trudnodostępnej na
rynku księgarskim, o czym przekonałem się osobiście) gorąco zachęcam, ale
jednocześnie przestrzegam przed jej zbyt emocjonalnym odbiorem. Jej treść - co
było zamierzeniem autora - nieco koryguje oraz znacznie uzupełnia przeciętne
wyobrażenia przeciętnego polskiego czytelnika nt. krwawych wydarzeń na Wołyniu
w 1943 r. i w ogóle krwawego polsko-ukraińskiego
konfliktu w latach 1942-1947.
Skąd
owa cezura czasowa?
Rok 1942 to „etniczne
eksperymenty” Hitlera i Himmlera na Zamojszczyźnie i Chełmszczyźnie -
wysiedlanie całych polskich wsi, osadzanie w ich miejscu kolonistów niemieckich
oraz ... chłopów ukraińskich, mających w przyszłości zapewnić Niemcom
bezpieczne sąsiedztwo. Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie nie pozostawały
wówczas bezczynne i często pod lufami karabinów „przekonywały” chłopów
ukraińskich, aby powrócili tam, skąd przyszli. Nie można tego potępiać - nasi
partyzanci bronili przecież najżywotniejszych polskich interesów i nie
obchodziło ich, że Ukraińcy - również tu przez Niemców przesiedleni – już nie
mają dokąd wrócić.
Rok 1947, zamykający ów
umowny okres drugiej polsko-ukraińskiej wojny, to oczywiście akcja „Wisła”.
A
dlaczego wojny „drugiej”? Dlatego,
że wojna „pierwsza” rozegrała się w latach 1918 i 1919, tuż po odzyskaniu
przez Polskę niepodległości i podczas ówczesnego „wybijania się” Ukrainy na niepodległość.
Autor
nie kwestionuje krwawego, zbrodniczego, ludobójczego charakteru ukraińskich
czystek etnicznych na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943 i 1944. Stara
się jednak je trochę pomniejszyć i zrelatywizować, oraz przekonać czytelnika (często
sam sobie przecząc, co łatwo zauważyć przy uważnej lekturze), że
odpowiedzialności za to nie ponosi ani naczelne kierownictwo OUN, ani naczelne
dowództwo UPA. Winni byli jakoby tylko niesubordynowani lokalni dowódcy, a
reszty dopełniło chłopskie zdziczenie i niedawna (1942 r. ) obserwacja wymordowania
Żydów na tych terenach.
Novum dla
polskiego czytelnika na pewno będą liczne przykłady skutecznego „odgryzania
się” Polaków - w szeregach Armii Krajowej, sowieckiej partyzantki, ale także
lokalnej policji dozbrojonej przez Niemców. Autor wykazuje przy tym
perfidię niemieckiego okupanta, który - zależnie od miejsca czy czasu -
wspierał to Ukraińców, to Polaków, podsycając ich wzajemny zbrojny konflikt.
Przenosząc
się w czasie (1944-1947) i terytorialnie (na „Zakerzonie”) Wiatrowycz uwypukla
już tylko defensywną rolę UPA, starającą się najpierw chronić ludność ukraińską
przed odwetowymi akcjami Armii Krajowej i Wojska Polskiego, a później
zapobiegać jej - faktycznie przymusowym - przesiedleniom na radziecką Ukrainę.
Cóż
by tu dodać na zakończenie? Potępić „w czambuł” tej książki na pewno nie można.
Jest to zapewne zbyt jednostronne, ale jednak opracowanie naukowe - licznie
dokumentowane także polskimi źródłami informacji (m.in. korespondencją Dowództwa AK i krajowej Delegatury Rządu z Rządem
Emigracyjnym RP w Londynie). Po książkę, moim zdaniem, powinna jednak
sięgnąć tylko osoba już „wyrobiona” historycznie w tej tematyce, mająca za sobą
lekturę opracowań polskich autorów, np. Grzegorza
Motyki (polecam tu zwłaszcza jego „Od
rzezi wołyńskiej do akcji >>Wisła<<”).