sobota, 28 grudnia 2024

Trylogia „Pogranicze” („Rącze konie”, „Przeprawa”, „Sodoma i Gomora”). Autor: Cormac McCarthy

 

W Nowy Rok z przygodą! W tym celu przenosimy się w miejscu i czasie. Przebywamy na niebezpiecznych terenach po obu stronach granicy USA i Meksyku w połowie XX wieku. Proszę również zwrócić uwagę na akapity końcowe dzisiejszego tekstu - zawarte w PS.1., a zwłaszcza w PS.2.

Nawiązując zaś do teraźniejszości – Wszystkim Państwu życzę szczęśliwego Nowego 2025 Roku! Oby przyniósł Wam wiele radości oraz sukcesów w życiu zawodowym i osobistym! No i dużo zdrowia życzę – jak go nie zabraknie, to i reszta pomyślności sama przyjdzie.

Cormac McCarthy – Trylogia „Pogranicze” („Rącze konie”, „Przeprawa”, „Sodoma i Gomora”)

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2023

Trochę się zawahałem, czy o tych trzech powieściach napisać na blogu poświęconym książkom o tematyce historycznej. Ich bohaterami nie są bowiem postacie historyczne, powieści nie odnoszą się do ważnych wydarzeń dziejowych. Historyczne są tylko miejsce i czas akcji: pogranicze USA i Meksyku, rok 1949 (cz. 1), rok 1941 (cz. 2) i rok 1952 (cz. 3) – naruszenie chronologii akcji wynika z kolejności napisania książek. Autor wspaniale w nich przedstawia przygraniczne, wiejskie i małomiasteczkowe realia, charakteryzuje je przyrodniczo i etnologicznie. Wprowadza całą galerię ludzkich typów po obu stronach granicy, zarówno charakterów dobrych, jak i całkowicie nikczemnych. Ukazuje potęgę miłości do kobiety oraz męskiej przyjaźni. Wszystko to jest tłem powieści kowbojskich, sensacyjnych. Czyli książek wartkiej akcji. Trylogii streszczać nie zamierzam – niechże czytelnik sam pozna losy jej głównych bohaterów. Jest ich dwóch: John Grady Cole (ur. 1933) i Billy Parham (ur. 1924). Szesnastoletni John jest pierwszoplanową postacią części pierwszej (pt. Rącze konie), siedemnastoletni Billy natomiast przewodzi części drugiej (pt. Przeprawa). Obaj, już w wieku odpowiednio 19 i 28 lat, spotykają się i zaprzyjaźniają dopiero w części trzeciej (pt. Sodoma i Gomora). Są to chłopaki uczciwe, wrażliwe, prostolinijne, inteligentne choć słabo wykształcone. Kowboje diablo odważni i sprawni fizycznie. Kochają zwierzęta, nienawidzą ludzi, którzy je sadystycznie krzywdzą. John doskonale radzi sobie z końmi, Billy jest znawcą hodowli bydła. Biedni jak myszy, zatrudniają się u zamożnych farmerów po obu stronach granicy amerykańsko-meksykańskiej. Po kolei wpadają w wielkie tarapaty. Nie ze swojej winy, ale kto to obiektywnie osądzi, kto im pomoże? Czasem mają szczęście, czasem nie. No i zwróćmy uwagę na ich młodziutki wiek. „Do zakochania jeden krok” – jak śpiewał Andrzej Dąbrowski. John, Billy oraz ich powieściowi koledzy kilkakrotnie ten krok wykonują. W realiach Dzikiego Zachodu, na tym pograniczu naprawdę dzikim jeszcze w połowie XX wieku. Nawet jeśli początkowo mają szczęście w miłości, to wkrótce okrutny los dmuchnie biedakom wiatrem w oczy. Spotyka ich rozczarowanie, a nawet … Proszę sobie samemu przeczytać. Dla wzmożenia zainteresowania podpowiem tylko, że miłość Johna do młodej, biednej dziewczyny zmuszonej do uprawiania prostytucji, stała się powodem pojedynku na noże, szczegółowo opisanego w trzeciej powieści. Dramaturgia narracji nie ustępuje tu Sienkiewiczowskim opisom pojedynków Wołodyjowskiego z Bohunem w „Ogniem i mieczem” i z Kmicicem w „Potopie”. Ale proszę nie traktować książek trylogii McCarthy’ego jako tylko sensacyjnych. Są to przede wszystkim powieści obyczajowe i psychologiczne. Mocne, ukazujące trudy, brudy i okrucieństwo życia. A przez pryzmat losów ich bohaterów poznajemy, dziś już historyczne, środowisko pogranicza USA i Meksyku połowy XX wieku. Autor przy okazji przytacza również ówczesne przypowieści ludowe, wspomnienia i legendy, ukazując logikę i sposób rozumowania prostych ludzi.

Oryginalne wersje książek powstały oczywiście w języku angielskim. Dla podkreślenia autentyzmu opisywanych realiów autor niektóre rozmowy swoich bohaterów z Meksykanami zamieścił w języku hiszpańskim. Tamtejsze tereny przygraniczne USA, w związku z uwarunkowaniami etniczno-historycznymi (m.in. następstwami zwycięskich, inkorporacyjnych wojen z Meksykiem ok. sto lat wcześniej), zamieszkiwała ludność „mieszana” pod względem językowym i rasowo-narodowościowym. Znajomość obydwu języków na poziomie podstawowym występowała (i występuje tam do dziś) nawet u ludzi słabo wykształconych. Czytając Trylogię Pogranicze ze zdziwieniem stwierdziłem, że w części 1 (pt. Rącze konie) częste dialogi po hiszpańsku w ogóle nie zostały przetłumaczone na język polski! Czasem się można (z kontekstu) domyśleć ich treści, ale czasem nie. Na szczęście w dwóch kolejnych częściach trylogii tłumacze się zreflektowali i umieścili w przypisach także polską treść rozmów prowadzonych po hiszpańsku. Druga ważna uwaga pod adresem Szanownego Wydawnictwa, nomen omen Literackiego, dotyczy sposobu edycji wszystkich dialogów (również tych przetłumaczonych z angielskiego), częstych w trzech „powieściach akcji”. Są one, moim zdaniem, niewłaściwie wprowadzone do polskiego tekstu książek. Ani nie są w nim poprzedzane myślnikami, ani nie oznaczono ich innym rodzajem druku (np. kursywą). Także nie zawsze zostały ujęte w odrębnych wierszach tekstu, bywa że je wtrącono do narracji ogólnej. Sprawia to przykre wrażenie naruszenia zasad pisowni, niekiedy wręcz pomieszania z poplątaniem. Przyznaję, że po raz pierwszy spotkałem się z takim niestarannym (chaotycznym) sposobem umieszczania dialogów w edycji tekstu książki.

PS.1. Dla osób, które powyższy artykuł doczytały do końca, mam niespodziankę. Mianowicie propozycję lektury kolejnej (i znacznie lepszej!!!) książki Cormaca McCarthy’ego – mocnej powieści sensacyjnej, trzymającej cały czas w napięciu i powodującej odkładanie na później innych zaplanowanych czynności dziennych (a może i nocnych). Jakiś czas temu miała swoją ekranizację pod niezmienionym tytułem; nb. film również jest świetny, można go znaleźć w Internecie, polecam. Oczywiście chodzi o powieść pt. „To nie jest kraj dla starych ludzi”, wydaną w 2023 r. przez krakowskie Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. Nie jest to dla mnie książka o tematyce historycznej – jej bohaterami nie są znane persony, nie dotyczy ważnych wydarzeń politycznych, a poza tym jej fikcyjna akcja toczy się w 1980 r., gdy miałem już 29 lat. Zatem jakaż to dla mnie „historia”, dłuższej recenzji tu nie będzie. Ale miłośnikom ambitnych powieści sensacyjnych, z tłem psychologicznym i socjologicznym, gorąco ją rekomenduję. Sposób edycji narracji, w tym licznych dialogów, identyczny jak w polskich tłumaczeniach tamtych trzech książek. Trochę irytuje, ale cóż zrobić. Pretensje pod adresem Wydawnictwa.

PS.2. I kolejna niespodzianka, choć ta to już bardzo nieprzyjemna. Ale moim zdaniem konieczna. Poniżej kilka zdań o „książce niehistorycznej”, nienapisanej nawet w konwencji historii alternatywnej. Gdyby przedstawione w niej hipotetyczne przyszłe wydarzenia stały się historią, to nie odniesie się do nich żaden historyk, ponieważ ani jednego już na świecie nie będzie. Co najwyżej za kilkadziesiąt tysięcy lat jakiś nowy Erich von Däniken zacznie coś na ów temat domniemywać. Ale do rzeczy. Amerykańska znana dziennikarka śledcza Annie Jacobsen napisała katastroficzny, hipotetyczny reportaż z przyszłości, być może nieodległej. Książkę przygotowywała przez kilka lat. W tym celu przeczytała mnóstwo specjalistycznych publikacji, odbyła szereg konsultacji z wojskowymi i cywilnymi ekspertami, wreszcie sama stała się ekspertką. Tytuł jej pracy to „Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz”. Czyli książka przedstawiająca przyczynę, przebieg (minuta po minucie!) III wojny światowej, trwającej 1 godzinę i 12 minut. Oraz oczywiście nieodwracalne jej następstwa. Aktualnie to hit czytelniczy w Stanach Zjednoczonych. Polski wydawca: Insignis Media, Kraków 2024. Nie przeczytać nie można. Swego czasu niezapomniany Bułat Okudżawa śpiewał (cytuję z pamięci polskie wolne tłumaczenie): Pierwsza wojna – pal ją sześć, to już tyle lat / Druga wojna – jeszcze dziś winnych szuka świat / A tej trzeciej, co chce przerwać nasze dni / winien będziesz ty, winien będziesz ty …

 

sobota, 21 grudnia 2024

„Historia erotyczna Kremla. Od Iwana Groźnego do Raisy Gorbaczowej”. Autorka: Magali Delaloye

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych, spokojnych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia! Proszę odpocząć od trudów i stresów dnia codziennego. A także od polityki: irytującej krajowej i niebezpiecznej zagranicznej. Zamiennie proponuję skupić się wyłącznie na tym, co na stole świątecznym, oraz tym, co pod choinką. Może znajdziecie tam prezent z listy zaproponowanej tydzień temu? Dziś ją uzupełniam o dwie książki: opisaną tuż poniżej, oraz o wspomnianą w post scriptum.

Magali Delaloye „Historia erotyczna Kremla. Od Iwana Groźnego do Raisy Gorbaczowej”

Wydawnictwo Bellona Sp. z o.o., Warszawa 2018

Na wstępie uprzedzam: czytelnik nastawiony na opowieści o rozpustnym, rozwiązłym życiu władców Rosji na pewno się rozczaruje. Pikantnych szczegółów tego dotyczących najwięcej się bowiem zachowało z okresu, gdy stolicą Rosji i siedzibą carów był Petersburg, tj. lat 1712-1917. W czasie I wojny światowej przemianowano go na Piotrogród. A zatem francuska autorka pisząc o „erotycznym” moskiewskim Kremlu z konieczności musiała pominąć takich wielkich rozpustników, jak np. Piotr III, jego żona Katarzyna II Wielka, ich wnuk Aleksander I, czy wreszcie już dwudziestowieczny Rasputin. Ci bowiem prowadzili swe bujne życie erotyczne nie w Moskwie, lecz w pałacach petersburskich (oraz gdzie się dało). Jest to więc książka głównie o kobietach z rodzin już radzieckich VIP-ów. Carskim żonom i matkom poświęcony został tylko rozdział 1. Przeczytamy w nim, że pierwsi rosyjscy carowie, mając poważne zamiary wobec kolejnych narzeczonych, doprowadzali do unieważnienia swoich małżeństw, po czym pozbywali się dotychczasowych połowic, zsyłając je na resztę życia do klasztoru. Czyli postępowali nadzwyczaj humanitarnie, zwłaszcza w porównaniu ze sposobem rozwiązywania podobnych problemów przez angielskiego króla Henryka VIII. Ów rozdział 1 autorka kończy na roku 1712, gdy car Piotr I przenosi się ze swoją drugą żoną do nowej, wybudowanej przez siebie stolicy.

Kolejne rozdziały 2-16 to już wiek XX, ale z zastrzeżeniem, że od roku 1918. Dopiero bowiem po rewolucji październikowej, a wg kalendarza gregoriańskiego: listopadowej, w lutym 1918 r. stolicą Rosji stała się na powrót Moskwa, a siedzibą bolszewickich władców - Kreml. Autorka wprowadza nas w ich życie rodzinne, ze szczególnym uwzględnieniem relacji damsko-męskich. Czytamy o kobietach (żonie i stałej kochance) Lenina, drugiej żonie i szwagierkach Stalina, o małżeńskich problemach i pozamałżeńskich romansach stalinowskich komisarzy, marszałków i in. znaczących notabli. W miarę upływu lat na kremlowskim dworze czerwonego cara daje się zauważyć powrót do obyczajowego konserwatyzmu. Głosicielkę wolnej miłości Aleksandrę Kołłontaj pozbawiono znaczących stanowisk partyjno-państwowych i wysłano do Norwegii (później do Szwecji) w charakterze ambasadora ZSRR. Obyczajowy konserwatyzm, aczkolwiek nadal podkreślający równouprawnienie kobiet, w następnych latach długo utrzymywał się na Kremlu. Z domieszką jednakże Stalinowskiej patologii. Wódz upodobał sobie sprawdzanie lojalności najbliższych współpracowników, każąc aresztować ich lube, m.in. żonę wiernego Poskriebyszewa (osobistego sekretarza), żonę Budionnego i żonę Mołotowa (dwóch ostatnich tu chyba przedstawiać nie trzeba). Należy podkreślić, iż akurat owi trzej bardzo kochali swe małżonki i ich utratę ciężko przeżyli. Ale przeżyli, również w znaczeniu dosłownym, co w tamtych czasach w ZSRR było bardziej wątpliwe niż pewne! Poskriebyszew posłuchał „dobrej rady” Berii i szybko ponownie się ożenił. Mołotow odzyskał żonę dopiero w 1953 r. po śmierci Stalina. O więzionej przez długie lata żonie Budionnego (za kontakty i romanse z polskimi dyplomatami) autorka nie wspomina, informację o jej aresztowaniu zaczerpnąłem z książki poniżej wskazanej w post scriptum. Warto przy tym zauważyć, iż Stalin był „symetrystą” – własnej rodziny również nie oszczędzał. Do łagrów trafiły jego liczne szwagierki. Liczne, ponieważ wywodzące się z dwóch kolejnych związków małżeńskich Stalina.

Po śmierci Stalina i wykończeniu jego niektórych współpracowników (głównie Berii), Kreml się nieco ucywilizował – w tym sensie, że pozbawianych władzy następnych radzieckich przywódców, ani tym bardziej członków ich rodzin, już nie uśmiercano ani nie represjonowano. Chruszczowa trzymano w areszcie domowym, gdzie prowadził dość spokojne życie osobiste. A propos Chruszczowa – autorka poświęca kilka stron jego żonie, Ninie z domu Kucharczuk, której rodzicami byli obywatele II Rzeczypospolitej. Przypominam sobie, że już w okresie głębokiego PRL-u krążyły o niej u nas niewybredne żarty, przedstawiające ją jako wsiowego garkotłuka, czyli kobietę absolutnie niepasującą do roli pierwszej damy światowego mocarstwa. Faktycznie, swoją urodą, figurą i ubiorem nie mogła się równać z żonami innych przywódców państw, zwłaszcza zachodnich. Ale wiejskim prymitywem to ona jednak nie była. Urodziła się w 1900 r. w ukraińskiej chłopskiej rodzinie w Wasylowie na Lubelszczyźnie, do szkół uczęszczała tam oraz w Chełmie, na czym bynajmniej edukacji nie zaprzestała. Tako rzecze o niej Wikipedia:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Nina_Chruszczowa

Do autorki książki można mieć pretensję o to, że pisząc o eskapadzie Niny z bronią w ręku we wrześniu 1939 r. do Polski w celu zapewnienia opieki rodzicom, nie wspomniała, iż miało to miejsce podczas wspólnego najazdu Niemiec i ZSRR na nasz kraj. Poznając życiorys Niny Chruszczowej zacząłem rozumieć, dlaczego jej małżonek tak gorąco orędował u Stalina o nieoddanie Polsce po wojnie Lwowa. Bo np. zagarnięte w 1939 r. Białystok, Łomżę i Przemyśl jednak nam Stalin zwrócił. Prof. Paweł Piotr Wieczorkiewicz w opracowaniu pt. „Sowiety. Historia ZSRS” (opis na blogu; do odnalezienia poprzez katalog autorski alfabetyczny albo katalog tematyczny 6) uznaje Chruszczowa za największego polonofoba spośród radzieckich władców. Czyżby tak męża ukształtowała pochodząca z ziem polskich Ukrainka Nina?

Kończąc i polecając Państwu tę książkę nadmieniam, iż autorka starała się uwiarygodniać swoje informacje przypisami (zamieszczanymi po każdym rozdziale), wskazując tam ich źródła: dokumenty, pamiętniki, opracowania historyków. Czytając, natknąłem się też na tekst mocno kontrowersyjny. Na stronach 118 i 119 autorka pisze, że porucznik artylerii Jakow Dżugaszwili, syn Stalina z pierwszego małżeństwa, zginął podczas walk na froncie już w 1941 r. W poświęconym temu przypisie (nr 47 na str. 122) czytamy, iż Jakow bynajmniej nie trafił do niemieckiej niewoli, jak błędnie (?) podaje wiele publikacji historycznych. Treść przypisu autorka oparła na wydanej w Moskwie w 2007 r. powieści biograficznej Galiny Dżugaszwili, córki Jakowa. Zatem między wierszami jakby sugeruje, że niemiecka oferta (przez Stalina odrzucona) wymiany Jakowa za feldmarszałka von Paulusa była wytworem wyobraźni historyków. Sugestia ta jest jednak bezpodstawna, zachowana przecież została m.in. dokumentacja III Rzeszy, potwierdzająca szczegóły pobytu i śmierci syna Stalina w niemieckiej niewoli.

PS. Osoby zainteresowane życiem osobistym Stalina, członków jego rodziny oraz najbliższych współpracowników, dużo więcej ekscytujących informacji o tym znajdą w naprawdę doskonałej książce pt. „Stalin. Dwór czerwonego cara”, której autorem jest Simon Sebag Montefiore (w katalogach bloga proszę jej nie szukać, przeczytałem ją zanim zacząłem się w Internecie „chwalić” lekturami). Relacje damsko-męskie (w tle z Wielkim Terrorem lat 1937 i 1938) też są w niej wyeksponowane.

sobota, 14 grudnia 2024

„Lenin. Wynalazca totalitaryzmu”. Autor: Stephane Courtois

 

Święta za pasem. Święty Mikołaj właśnie kończy przyjmowanie zamówień na podarki podchoinkowe. Radzę się więc pospieszyć, zwłaszcza tym, którzy wyślą go do księgarni internetowej. W przedświątecznym natłoku zamówień czas ich realizacji może się wydłużyć. Niezdecydowanym w zakresie wyboru sugeruję skorzystanie z katalogów bloga. A na gorąco proponuję pięć tytułów wymienionych w zakończeniu dzisiejszego artykułu, w tym pasjonującą, ciekawie zbeletryzowaną biografię Lenina autorstwa A. F. Ossendowskiego.

Stephane Courtois „Lenin. Wynalazca totalitaryzmu”

Wydawnictwo Dębogóra Sp. z o.o., Dębogóra 2020

Natomiast z poleceniem na prezent książki dziś tu opisywanej wstrzymuję się, bo to jednak dość specyficzna literatura biograficzna - mnóstwo w niej obszernych odniesień historiograficznych (politycznych, filozoficznych, socjologicznych, psychologicznych etc.). Chyba że osobą nią obdarowaną miałby zostać sowietolog i historyk myśli politycznej zarazem (z akcentem na to drugie). Proszę zwrócić uwagę na dwa ostatnie wyrazy tytułu książki – dają one przekaz, iż nie jest to zwykła biografia. Autor, francuski profesor historii, niezależnie od przedstawienia prywatnego i politycznego CV Włodzimierza Lenina (1870-1924), wkroczył do jego mózgu, gdzie … zeskanował wszystkie pliki z biologicznego dysku - szarych komórek. Zaczął od plików najstarszych, zapisanych jeszcze w latach młodości. Dowiódł ogromnego wpływu dziewiętnastowiecznej literatury socjologicznej, ekonomicznej i społeczno-rewolucyjnej na ukształtowanie się osobowości Lenina. Zarówno rosyjskiej (krajowej i emigracyjnej), jak i zachodnioeuropejskiej. Przytoczył pozycje dużej liczby lektur zaliczonych przez młodego Uljanowa, zacytował ich fragmenty (nieraz obszerne). Wiele z tych publikacji Uljanow poddawał bardzo emocjonalnej krytyce, o czym też przeczytamy. Ukoronowaniem jego ideologicznego samokształcenia stała się dobra znajomość dzieł Marksa, Engelsa i Plechanowa. Następnie prof. Courtois skupił się nad działalnością polityczną Lenina socjaldemokraty – organizacyjną, publicystyczną i prowadzoną z emigracji. Szczegółowo wymienił jego kolejne publikacje, przytoczył ideologiczne dyskursy rosyjskich socjalistów, w tym podkreślił bezkompromisowe stanowisko ambitnego Lenina, sukcesywnie wybijającego się na przywódcę ruchu. Z zachowaniem chronologii przedstawił i skomentował podobne spory, które – tym razem już w gronie zwycięskich bolszewików i lewicowych eserowców – trwały po przejęciu przez nich władzy w październiku 1917 r. Dotyczyły pryncypiów ideologicznych, ale też konkretnej strategii i taktyki, jakie należało przyjąć dla obrony i utrwalenia władzy radzieckiej. I tu znów przywódca Lenin grał pierwsze skrzypce, podporządkowując sobie oponentów (albo ich eliminując, także fizycznie). Do czasu, gdy go już zmogła nieuleczalna choroba neurologiczna. Autor dokonał pełnej charakterystyki osobowości Włodzimierza Lenina, prześledził też całą jego „ścieżkę wynalazczą” totalitaryzmu (zgodnie z tytułem!). Przedstawił fanatyzm ideologiczny Wodza Rewolucji, kierowanie się przezeń zasadą, że szczytny (jego zdaniem) cel uświęca nawet najbardziej nikczemne środki. Cyt., str. 443: W ten sposób położono podwaliny tego, co bardzo szybko przerodziło się w ludobójstwo klasowe: eksterminację przeprowadzoną przez władze według społecznej kategorii tych, którzy uznani zostali za wrogów. Reasumując, jest to książka tyleż o samym Leninie, co o leninizmie. Dowodzi, iż następujący po nim stalinizm nie był żadnym wynaturzeniem (jak by to chcieli widzieć europejscy marksiści), lecz stał się rozwiniętą kontynuacją leninizmu.

Historia polityczna Europy i życie prywatne Lenina pozostają w nieco dalszym tle. Ale autor ich nie pominął – przeczytamy o sytuacji polityczno-społeczno-ekonomicznej w Rosji carskiej (przedwojennej i podczas pierwszej wojny światowej), w krótkotrwałej republice demokratycznej (luty - październik 1917), wreszcie w państwie bolszewików (do 1924 r.). Czasem towarzyszą temu krótkie dygresje dotyczące późniejszej historii ZSRR. Opis przygotowań i przebiegu samego październikowego zamachu stanu autor oczywiście również zamieścił. Poznamy też pochodzenie i prywatny życiorys Lenina, jego warunki życiowe (materialne, socjalno-bytowe) w Rosji, w tym na karnym zesłaniu, oraz na emigracji. Ale najważniejsze przesłanie książki to jednak Leninowska idea – skąd się wzięła, jak się rozwijała i jaką ostatecznie przyjęła treść. Dzieło profesora Courtois należy więc przede wszystkim sklasyfikować jako pozycję z historii myśli politycznej. Historyk francuski nie mógł oczywiście pominąć paraleli pomiędzy ideami i działaniami osiemnastowiecznych rewolucjonistów francuskich, a analogicznymi czynami przywódców bolszewickich. Podkreślił też bardzo dobrą znajomość historii Wielkiej Rewolucji Francuskiej u Lenina i jego towarzyszy.

Czytelnikom bardziej zainteresowanym historią polityczną niż ideologią (tą drugą również ważną, ale jednak nieprzesłaniającą pierwszej) polecam pięć innych, doskonałych opracowań o Leninie, dostępnych w ofertach księgarń internetowych. Omówionych na blogu: Lenin. Dyktator (autor: Victor Sebestyen), Jak bankierzy Zachodu finansowali Lenina (autorka: Elisabeth Heresch) i Lenin w pociągu. Podróż, która unicestwiła carską Rosję (autorka: Catherine Merridale). Do ich recenzji można dotrzeć za pośrednictwem katalogów bloga (autorskiego alfabetycznego lub tematycznego 6). Zachęcam też do lektury książek równie pasjonujących, choć tu nieopisanych: Lenin. Prorok raju. Apostoł piekła (autor: Dmitrij Wołkogonow) oraz Lenin (autor: Antoni Ferdynand Ossendowski). O tej ostatniej, przeze mnie nabytej i przeczytanej w 2008 r., usłyszałem już w latach 60. ub. wieku (moich nastoletnich), gdy babcia złościła się, że ktoś od niej pożyczył przedwojenny egzemplarz książki i oczywiście „zapomniał” zwrócić. A ona zapomniała (nie była pewna, a nikt się nie przyznał), komu go z biblioteki domowej wypożyczyła. Niezorientowanym wyjaśniam, że w czasach peerelowskich był to istny „biały kruk”, zarazem czytelniczy prohibit !!! Antoni Ferdynand Ossendowski miał „szczęście”, że w 1945 r. zdążył umrzeć tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Autor „Lenina” znajdował się bowiem na liście proskrypcyjnej NKWD. Został pochowany w Milanówku, jego grób na tamtejszym cmentarzu rzymsko-katolickim jest usytuowany niedaleko od wejścia, z głównej alejki należy zaraz skręcić w prawo. Zapalam na nim znicz ilekroć odwiedzam grób rodzinny – pochowanych w Milanówku rodziców mojej babci po kądzieli, jej siostry i jej kuzynki.

PS. Skoro przypomniały mi się czasy peerelowskie, to jeszcze przytoczę takie ówczesne dwa „radzieckie” dowcipy.

1.      W latach 70. ub. wieku w rocznicę rewolucji można było w miastach dostrzec wielki propagandowy afisz przedstawiający sylwetkę Lenina oraz napis: „Lenin w październiku”. Nasza młodzież dopisywała pod nim: „A koty w marcu”.

2.      Październik był także „miesiącem filmu radzieckiego”, niecieszącego się jednak powodzeniem (obiektywnie przyznaję, że zdarzały się nieliczne wyjątki, potwierdzające regułę). Aby więc zapełnić widownię, chwytano się przeróżnych sposobów. W koszarach wojskowych np. dowódca jednostki rozkazał wywiesić plakat, na którym widniało, że w ramach tzw. seansu zamkniętego zostanie wyświetlony film szwedzki, pornograficzny, pt. „Baba na żołnierzu”. Nie trzeba uzasadniać, jak mocno to zobligowało skoszarowanych dwudziestolatków do pójścia na tak zaanonsowany film (niektórzy nawet zrezygnowali z przepustki, którą mieli w tym czasie). Gdy sala była już po brzegi zapełniona, drzwi zamknięto na klucz, a odpowiedzialny oficer przeprosił widzów za błędy edytorskie, jakie się wkradły do treści plakatu. Film, na który przyszli, miał być bowiem nie szwedzki, a radziecki, nie pornograficzny, a panoramiczny, i nie „Baba na żołnierzu”, ale „Ballada o żołnierzu”.

 

sobota, 7 grudnia 2024

„Na Zachód po trupie Polski”. Autor: Bogdan Musiał

 

Jak poinformowałem we wprowadzeniu do bloga, nie zajmuję się tu komentowaniem wydarzeń bieżących. Konsekwentnie odnoszę to do milczenia w sprawach polityki krajowej i zagranicznej. Zastrzeżenie nie dotyczy jednakże sportu, więc co nieco teraz, pod wpływem emocji, wygarnę. Od dzieciństwa, podobnie jak prawie wszyscy rodacy, jestem kibicem naszej narodowej reprezentacji w piłce nożnej. I zła krew mnie zalewa gdy w TV oglądam, jak te patałachy ostatnimi laty grają. Natomiast „gwiazdorzyć” poza boiskiem, pchać się do komercyjnych reklam, to już oni potrafią! Mam więc teraz nadzieję, że nasze piękne panie, których reprezentacja właśnie awansowała do turnieju Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Kobiet w Szwajcarii w przyszłym roku w lipcu (zagra 16 najlepszych europejskich drużyn), zawstydzą i utrą nosa Lewandowskiemu i kolesiom, a ich występ tam nie ograniczy się do triady: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Już niedługo, bo 16 grudnia br. odbędzie się losowanie decydujące z kim nasze boginie zagrają pierwsze grupowe mecze eliminacyjne. Trzymajmy kciuki.

Ad rem. Wracamy do tytułowego meritum bloga.

Bogdan Musiał „Na Zachód po trupie Polski”

Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2021

Polsko-niemiecki historyk przedstawił agresywne zamierzenia Rosji bolszewickiej (formalnie ZSRR od 1 stycznia 1923 r.) względem państw Europy zachodniej, przede wszystkim Niemiec. Tytuł oryginału (proponowana dziś książka jest polskim tłumaczeniem) brzmi: Kampfplatz Deutschland: Stalins Kriegspläne gegen den Westen. Czyli dosłownie: Plac walki – Niemcy. Plany wojenne Stalina przeciwko Zachodowi. Z planu zaatakowania Zachodu, motywowanego koniecznością wywołania tam rewolucji komunistycznej, bolszewicy nigdy nie zrezygnowali. W 1920 r. wszedł on nawet w fazę realizacji – nieudanej z powodu przegranej wojny z Polską. Oprócz tego przywódcy bolszewiccy byli bliscy wzniecenia wojny europejskiej już w styczniu 1919 r., potem w październiku 1923 r., inspirując plany komunistycznych powstań w Niemczech, zakończonych niepowodzeniem wskutek braku poparcia w środowiskach robotniczych. Później także w roku 1930 - licząc na wybuch tam rewolucji z powodu dużego bezrobocia i pogorszenia się warunków życiowych, zjawiska wywołanego światowym kryzysem gospodarczym. Kolejną interwencję – bezpośredni atak na Niemcy, tym razem już hitlerowskie, Stalin, wg autora, zaplanował na rok 1942. Od 22 czerwca 1941 r. Związek Radziecki musiał się już jednak sam przed nimi rozpaczliwie bronić.

Autor omawia bolszewickie zamiary wzniecenia rewolucji światowej (a przynajmniej europejskiej), w tle szczegółowo przedstawiając ściśle ukierunkowaną na ten cel politykę wewnętrzną i zagraniczną Rosji/ZSRR w latach 1918-1941. Dowodzi, że wszystkie podejmowane działania, w tym brutalna kolektywizacja rolnictwa i gwałtownie przyspieszona industrializacja, miały głównie na celu przygotowanie państwa do agresywnej wojny. Swoje ustalenia prof. Bogdan Musiał oparł na lekturze licznych odtajnionych partyjnych i państwowych dokumentów, do których dotarł (wskazuje je w przypisach). M.in. dowodzą one, iż Lenin, Trocki i Stalin bardzo liczyli na komunistów niemieckich, chcąc ich widzieć w roli przywódców licznej, wielkoprzemysłowej klasy robotniczej w Republice Weimarskiej. Pojawienie się na scenie politycznej Hitlera i NSDAP Stalin początkowo potraktował jako dodatkową okazję do dezorganizacji sytuacji wewnętrznej w Niemczech, zresztą już wcześniej uprawianej przez Komunistyczną Partię Niemiec. Poprzez Komintern zabronił KPD współpracy parlamentarnej z socjaldemokratami, co ułatwiło Hitlerowi stopniowe dochodzenie do władzy. Później, po kilkuletnim okresie z nim wrogości, Stalin postanowił wykorzystać agresywne nazistowskie Niemcy w roli „lodołamacza rewolucji” (znakomicie to uzasadnił i rozwinął w swych poczytnych publikacjach Wiktor Suworow). Radziecki dyktator marzył o wzajemnym wykrwawieniu się państw zachodnich w „niesprawiedliwej wojnie imperialistycznej”, a następnie o marszu tam Armii Czerwonej z „bratnią pomocą internacjonalistyczną”. W tym kontekście polski wolny przekład tytułu książki uważam za bardzo trafny – ZSRR od Trzeciej Rzeszy do września 1939 r. oddzielało terytorium naszego państwa, bez którego przekroczenia niemożliwa była bezpośrednia interwencja zbrojna w Niemczech. Zdanie wyartykułowane w tytule stało się głównym celem przywódców radzieckich w latach 1918-1941, wręcz głoszonym oficjalnie, choć raczej tylko na zamkniętych posiedzeniach Biura Politycznego i Komitetu Centralnego WKP(b). Wydawało się, iż cel ten stanie się możliwy do realizacji dzięki następstwom paktu Ribbentrop-Mołotow, w końcu Stalin doczekał się już swego „upragnionego trupa Polski”. Teraz tylko należało runąć potężną Armią Czerwoną na dotychczasowego sojusznika. Autor dość obszernie przedstawia „politykę polską” władz bolszewickich, nie pomijając wojny 1919-1920 oraz ludobójstwa radzieckich Polaków w ramach Wielkiego Terroru lat 1937 i 1938. Reasumując, polecam tę interesującą monografię historii „miłującego pokój Kraju Rad”, jego polityki zagranicznej oraz wewnętrznej (społecznej i gospodarczej), napisaną z myślą dowiedzenia tezy przedstawionej w tytule – w brzmieniu zarówno oryginału, jak i polskiego wolnego przekładu.

PS. Dzisiejszy artykuł nietypowo zacząłem od krytyki naszych piłkarzy, to i tak go zakończę. Dowcipem. Grzegorza Lato zapytano, czy polska słynna jedenastka z lat 70. i 80. ubiegłego wieku wygrałaby mecz z dzisiejszą reprezentacją narodową.

- Oczywiście, że tak. Zwyciężylibyśmy 1:0, może 2:1.

- Czemu tak nisko? Różnicą tylko jednej bramki?

- No tak. Proszę bowiem mieć na względzie, że większość z nas jest już po 70-tce.