poniedziałek, 10 czerwca 2024

„Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy. Prawdziwe historie”. Autor: Marek Łuszczyna

 

Marek Łuszczyna „Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy. Prawdziwe historie”

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Znak Horyzont, Kraków 2023

Wojna totalna rozpętana przez Hitlera zaangażowała niemalże wszystkich niemieckich mężczyzn zdolnych do noszenia broni. W ostatnich miesiącach jej trwania sięgnięto po niepełnoletnich chłopców oraz mocno już starszych panów (Volksturm). To jednak nie wystarczało. Ktoś jeszcze musiał mężczyzn wspierać logistycznie, a w razie potrzeby także wyręczać i zastępować. Kobiety to czyniące wkraczały więc również w wielki obszar hitlerowskich zbrodni, nierzadko stając się aktywnymi ich współuczestniczkami. Działały różnie – jedne plamiły się krwią „na pierwszej linii”, inne zabijały zza biurka, np. dokonując selekcji, tworząc listy osób skazanych na śmierć lub uwięzienie w obozach koncentracyjnych (co często wychodziło na jedno). Nikt ich jednak do tego nie zmuszał. Głównie kierowały się przesłankami natury ideologicznej, były poddawane skutecznej indoktrynacji narodowosocjalistycznej, wierzyły w słuszność zadań powierzonych im do wykonania. Pewną rolę odgrywały też względy materialne – podjęciu się zbrodniczych czynności towarzyszyła poprawa warunków socjalnobytowych: otrzymanie znacznie wyższego wynagrodzenia, lepszego wyżywienia i zakwaterowania. Panie te były różnego wykształcenia – od ledwo podstawowego po wyższe ze stopniem naukowym. Tuż po wojnie padł na nie blady strach. Nie przyznawały się do zbrodniczych czynności, a zdemaskowane i przyparte do muru marginalizowały swoją rolę, tłumacząc się obowiązkiem wykonywania męskich poleceń. Z biegiem lat ich obawy znacznie zmalały – zachodnioniemiecki i austriacki wymiary sprawiedliwości z reguły traktowały je łagodnie, rzadko tylko skazując na karę choć w przybliżeniu adekwatną do winy. Panie urządziły sobie rodzinne, społeczne i zawodowe nowe życie. One i ich bliscy, w tym zakochani mężowie, z agresją reagowali na próby „grzebania w przeszłości”.

W książce tytułowych „Złych” mamy dziewięć. Autor przedstawia ich sylwetki, przestępcze i zbrodnicze czynności, oraz informuje, czy i w jakim zakresie poniosły za nie odpowiedzialność. Oto owe kobiety:

1)     nadzorczyni z obozu koncentracyjnego, której okrucieństwo przewyższało nawet „obozowe standardy” Majdanka,

2)     działaczka polityczna, przywódczyni narodowosocjalistycznych organizacji kobiecych,

3)     sekretarka komendanta obozu koncentracyjnego w Stutthofie,

4)     podwójna agentka wywiadu, która – po zdemaskowaniu zesłana do obozu w Ravensbrück – dopuściła się tam zbrodni (jako funkcyjna kapo) na współwięźniarkach,

5)     aktywna działaczka Lebensborn, dbająca o „wartościowo rasowy” przyrost demograficzny III Rzeszy,

6)     żona wysoko postawionego esesmana, wspierająca męża w jego ludobójczych czynnościach,

7)     badaczka naukowa w dziedzinie antropologii, uczestnicząca w zbrodniach na ludności cygańskiej,

8)     wysoka funkcjonariuszka Gestapo, aktywna w procesie Holokaustu w Holandii,

9)     pielęgniarka realizująca czynności z zakresu eutanazji osób umysłowo niepełnosprawnych i nieuleczalnie chorych.

Bliższe szczegóły działalności każdej z ww. pań są przedstawione w tej interesującej książce. Poznane łącznie potwierdzają ponury obraz całokształtu zbrodniczego państwa Hitlera.

Na zakończenie o pewnej nieznanej „ciekawostce”. Czym zajmowano się w podległej SS instytucji pn. Lebensborn, większość z Państwa zapewne wie. Uznanym za „wartościowe rasowo” niemieckim kobietom umożliwiano spotkania w celach prokreacyjnych z podobnie wyselekcjonowanymi rasowo mężczyznami (najczęściej esesmanami). Do kontaktów dochodziło w domach kopulacyjnych (Begattungsheime). Ale widać owych „prawdziwych” niemieckich mężczyzn było już zbyt mało, albo z jakichś przyczyn nie mieli czasu ani ochoty na takie urzędowe randki. Tymczasem wojna trwała, zbierając krwawe żniwo i uszczuplając męską populację III Rzeszy. Metodykę przyrostu demograficznego zaczęto więc rozszerzać. Do zorganizowanego przez Lebensborn „ośrodka wypoczynkowego” w Helenowie pod Łodzią kierowano także schwytanych na ulicach polskich miast kilkunastoletnich chłopców wykazujących „odpowiednie” cechy rasowe (str. 152, 153). Do wizyt w podobnych obiektach rekrutowano również uznanych za „rasowo czystych” oficerów z obozów jenieckich, wyłączywszy jednakże Rosjan (str. 156, 157). Ów niezwykle marginalny aspekt działalności stowarzyszenia Lebensborn był raczej dotąd nieznany.