Marek
Łuszczyna „Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy. Prawdziwe historie”
Społeczny
Instytut Wydawniczy Znak, Znak Horyzont, Kraków 2023
Wojna
totalna rozpętana przez Hitlera zaangażowała niemalże wszystkich niemieckich
mężczyzn zdolnych do noszenia broni. W ostatnich miesiącach jej trwania sięgnięto
po niepełnoletnich chłopców oraz mocno już starszych panów (Volksturm).
To jednak nie wystarczało. Ktoś jeszcze musiał mężczyzn wspierać logistycznie,
a w razie potrzeby także wyręczać i zastępować. Kobiety to
czyniące wkraczały więc również w wielki obszar hitlerowskich zbrodni, nierzadko
stając się aktywnymi ich współuczestniczkami. Działały różnie – jedne plamiły
się krwią „na pierwszej linii”, inne zabijały zza biurka, np. dokonując
selekcji, tworząc listy osób skazanych na śmierć lub uwięzienie w obozach
koncentracyjnych (co często wychodziło na jedno). Nikt ich jednak do tego nie
zmuszał. Głównie kierowały się przesłankami natury ideologicznej, były poddawane
skutecznej indoktrynacji narodowosocjalistycznej, wierzyły w słuszność
zadań powierzonych im do wykonania. Pewną rolę odgrywały też względy materialne
– podjęciu się zbrodniczych czynności towarzyszyła poprawa warunków socjalnobytowych:
otrzymanie znacznie wyższego wynagrodzenia, lepszego wyżywienia i zakwaterowania.
Panie te były różnego wykształcenia – od ledwo podstawowego po wyższe ze
stopniem naukowym. Tuż po wojnie padł na nie blady strach. Nie przyznawały się
do zbrodniczych czynności, a zdemaskowane i przyparte do muru
marginalizowały swoją rolę, tłumacząc się obowiązkiem wykonywania męskich
poleceń. Z biegiem
lat ich obawy znacznie zmalały – zachodnioniemiecki i austriacki wymiary
sprawiedliwości z reguły traktowały je łagodnie, rzadko tylko skazując na
karę choć w przybliżeniu adekwatną do winy. Panie urządziły sobie
rodzinne, społeczne i zawodowe nowe życie. One i ich bliscy,
w tym zakochani mężowie, z agresją reagowali na próby „grzebania
w przeszłości”.
W książce
tytułowych „Złych” mamy dziewięć. Autor przedstawia ich sylwetki, przestępcze i zbrodnicze
czynności, oraz informuje, czy i w jakim zakresie poniosły za nie odpowiedzialność.
Oto owe kobiety:
1) nadzorczyni z obozu
koncentracyjnego, której okrucieństwo przewyższało nawet „obozowe standardy”
Majdanka,
2) działaczka polityczna,
przywódczyni narodowosocjalistycznych organizacji kobiecych,
3) sekretarka komendanta
obozu koncentracyjnego w Stutthofie,
4) podwójna agentka
wywiadu, która – po zdemaskowaniu zesłana do obozu w Ravensbrück –
dopuściła się tam zbrodni (jako funkcyjna kapo) na współwięźniarkach,
5) aktywna działaczka Lebensborn,
dbająca o „wartościowo rasowy” przyrost demograficzny III Rzeszy,
6) żona wysoko
postawionego esesmana, wspierająca męża w jego ludobójczych czynnościach,
7) badaczka naukowa w dziedzinie
antropologii, uczestnicząca w zbrodniach na ludności cygańskiej,
8) wysoka funkcjonariuszka
Gestapo, aktywna w procesie Holokaustu w Holandii,
9) pielęgniarka
realizująca czynności z zakresu eutanazji osób umysłowo niepełnosprawnych i nieuleczalnie
chorych.
Bliższe
szczegóły działalności każdej z ww. pań są przedstawione w tej
interesującej książce. Poznane łącznie potwierdzają ponury obraz całokształtu
zbrodniczego państwa Hitlera.
Na
zakończenie o pewnej nieznanej „ciekawostce”. Czym zajmowano się w podległej SS
instytucji pn. Lebensborn, większość z Państwa zapewne wie. Uznanym
za „wartościowe rasowo” niemieckim kobietom umożliwiano spotkania w celach
prokreacyjnych z podobnie wyselekcjonowanymi rasowo mężczyznami
(najczęściej esesmanami). Do kontaktów dochodziło w domach kopulacyjnych (Begattungsheime).
Ale widać owych „prawdziwych” niemieckich mężczyzn było już zbyt mało, albo z jakichś
przyczyn nie mieli czasu ani ochoty na takie urzędowe randki. Tymczasem wojna
trwała, zbierając krwawe żniwo i uszczuplając męską populację
III Rzeszy. Metodykę przyrostu demograficznego zaczęto więc rozszerzać. Do
zorganizowanego przez Lebensborn „ośrodka wypoczynkowego” w Helenowie
pod Łodzią kierowano także schwytanych na ulicach polskich miast
kilkunastoletnich chłopców wykazujących „odpowiednie” cechy rasowe (str. 152, 153).
Do wizyt w podobnych obiektach rekrutowano również uznanych za „rasowo
czystych” oficerów z obozów jenieckich, wyłączywszy jednakże Rosjan (str. 156, 157).
Ów niezwykle marginalny aspekt działalności stowarzyszenia Lebensborn
był raczej dotąd nieznany.