czwartek, 20 czerwca 2024

„Sadystka z Auschwitz”. Autor: Jarosław Molenda

 

Jarosław Molenda „Sadystka z Auschwitz”

Wydawnictwo Filia, Poznań 2022

Jest to pasjonujący reportaż historyczny z komentarzem – tak pozwolę sobie określić ten rodzaj literatury. Autor, bazując na obszernej dokumentacji źródłowej (urzędowej, sądowej, wspomnieniach ofiar i świadków) przedstawia funkcjonowanie niemieckich obozów koncentracyjnych dla kobiet, przede wszystkim w Ravensbrück i żeńskim sektorze Auschwitz-Birkenau. Opisując je skupia się na udziale niemieckich kobiet we władzach tych obozów. Tragiczne losy kobiet-więźniarek, też dokładnie relacjonowane, stają się podstawą ustaleń dotyczących działalności obozowych nadzorczyń. Znajdująca się na ich czele tytułowa sadystka to fizycznie atrakcyjna (wg zgodnych wspomnień i zeznań świadków) Maria Mandl (1912-1948), będąca Lagerführerin kolejno w dwóch wymienionych obozach koncentracyjnych. Jej osoba, przewijająca się przez wszystkie rozdziały książki, to postać wątku wiodącego, ale oprócz Mandl poznajemy też inne Aufseherinnen, ich charaktery i zbrodniczą działalność. Autor nakreślił sylwetki owych niewiast, szczegółowo przedstawił organizację i warunki ich służby pomocniczej względem SS (formalnie funkcjonariuszkami SS nie były). Wskazał najczęstsze motywacje zarówno podjęcia się funkcji obozowych nadzorczyń, jak i późniejszych zbrodniczych wyczynów w tej roli. Jak każda „obozowa” literatura, tak i dziś polecana książka jest przeznaczona raczej dla osób o mocnych nerwach. Dokładnie poznajemy bowiem obozową triadę, którą stanowiły: bardzo ciężka, niewolnicza praca, surowa dyscyplina obowiązująca przez całą dobę, oraz chroniczny głód. Każdą część owej triady uzupełniały terror i sadystyczne znęcanie się obozowego personelu, dysponującego niezwykle szerokim instrumentarium kar: od „zwykłego” pobicia do skierowania na śmierć w komorze gazowej. Lagerführerin Maria Mandl i podległe jej Aufseherinnen były paniami życia i śmierci tysięcy kobiet-więźniarek i z tych swoich „uprawnień” ochoczo korzystały, niekiedy zbyt ochoczo i zbyt często nawet jak na „obozowe standardy” i formalne regulaminy. Na czym to polegało i jak w praktyce wyglądało, pisać nie będę – odsyłam do lektury książki, w znacznej części poświęconej przedstawieniu tragicznej rzeczywistości hitlerowskich obozów pracy i zagłady. Lektury mocnej, ale koniecznej – zwłaszcza dla młodszych czytelników zainteresowanych historią. Starsi na ogół już się otarli o podobną literaturę, dość popularną w czasach PRL (jej autorzy to m. in. Tadeusz Borowski, Stanisław Grzesiuk, Wiesław Kielar, Seweryna Szmaglewska – wymienieni w kolejności alfabetycznej nazwisk). Zaś ostatnie rozdziały książki to już opis krakowskiego procesu czterdziestu zbrodniarzy hitlerowskich, w tym tytułowej Marii Mandl. Otrzymała najwyższy wymiar kary, niebawem wykonanej. Jej posągowe ciało posłużyło po śmierci jako materiał do ćwiczeń anatomicznych studentów medycyny. Jeśli ktoś się w tej chwili żachnął, to niechże weźmie pod uwagę, iż Maria Mandl osobiście wybierała zdrowe kobiety-więźniarki i przekazywała je obozowym lekarzom-zbrodniarzom wykonującym okrutne, pseudomedyczne eksperymenty (opisane w rozdziale VIII pt. „Króliki”), których one już na ogół nie przeżywały. Zatem: zbrodnia sprawiedliwie i (w pewnym sensie) adekwatnie do winy ukarana. Jednakże wiele podobnych hitlerówek umknęło wymiarowi sprawiedliwości – autor podaje, iż spośród ponad 3,5 tys. nadzorczyń w hitlerowskich obozach koncentracyjnych po wojnie osądzono tylko kilkadziesiąt, z których na karę śmierci skazano 21.