Paul
Carell „Spalona ziemia”
Bellona
Spółka Akcyjna, Warszawa 2012
Wydawca
nie pofatygował się dokonać choćby skrótowej prezentacji sylwetki autora,
bardzo przecież interesującej. Tak o nim zwięźle informuje Wikipedia (przy
okazji wymieniając inne jego publikacje przetłumaczone na język polski):
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Carell
Polecana
dziś Państwu książka, podobnie jak omówiona tu poprzednio autorstwa Jonathana
Dimbleby’ego, dotyczy tylko wybranego okresu II wojny światowej na froncie
wschodnim. Jest to klasyczna „literatura pola walki” z wplecionymi
komentarzami historycznymi. Tekst wzbogacają liczne mapki poglądowe, dzięki
którym treść staje się zrozumiała także dla laika w dziedzinie strategii
i taktyki wojskowej. Dotyczy działań na całej rozciągłości frontu
wschodniego. Odnosi się jednak tylko do czasokresu następującego po klęsce
Wehrmachtu pod Stalingradem (styczeń/luty 1943) i trwającego do jego jeszcze
większej katastrofy militarnej na Białorusi (czerwiec, lipiec 1944). Ówczesne
działania wojenne autor zaczyna omawiać niechronologicznie, pierwsza część
książki to bowiem przedstawienie batalii pod Kurskiem (czerwiec, lipiec 1943),
a dopiero następnie otrzymujemy opisy walk wg ich kolejności na -
przesuwającym się wciąż nieubłaganie na zachód - froncie wschodnim. Militarna
specyfika opisów powoduje, że książkę czyta się nieco wolniej, ale (jak powyżej
nadmieniłem) dzięki wstawkom graficznym jej treść staje się zrozumiała dla
każdego. Poniżej wskazuję (nieco wyrywkowo) najciekawsze, moim zdaniem, wybrane
partie książki.
·
Nieudana
radziecka operacja otoczenia i zniszczenia sił niemieckich wycofywanych z Kaukazu
(I, II 1943). Uniknięcie przez Wehrmacht porażki na skalę większą niż
następująca w tym samym czasie jego klęska pod Stalingradem.
·
Bardzo
szczegółowo opisana bitwa pancerna pod Kurskiem (VI, VII 1943), o której dość ogólną wiedzę czytelnicy
zapewne posiadają, ale jak ona „w detalach” przebiegała, to dopiero autor
wytłumaczył.
·
Zażarte
boje pod Leningradem, przełamanie niemieckiej blokady miasta przez Armię
Czerwoną w styczniu 1943 r. – oblężenie jeszcze wtedy trwało (aż do
stycznia następnego roku), ale siłom radzieckim udało się już stworzyć wąską drogę
lądową, którą kierowano zaopatrzenie do walczącego i głodującego miasta.
·
Klęska
Wehrmachtu na Białorusi (VI, VII 1944), co autor porównuje ze
starożytną porażką Rzymian pod Kannami.
·
Ulubionym
bohaterem autora jest feldmarszałek Erich von Manstein, któremu Hitler
tylko przeszkadzał w dowodzeniu. Tym niemniej zdołał zapobiec szeregu porażkom,
przekonując Führera do zmiany decyzji, czasem też sabotując jego
rozkazy.
·
Bardzo
kontrowersyjny jest rozdział pt. „Zdrada w kwaterze głównej Führera”
(str. 85-104). Autor zauważa (skądinąd słusznie), że bardzo dużo
najtajniejszych niemieckich planów wojennych było szybko przekazywanych
Stalinowi, co tłumaczy istnieniem zdrajcy - agenta o pseudonimie Werter
w najbliższym otoczeniu Hitlera. Szpieg ten jakoby pracował dla wywiadu
szwajcarskiego, w którym z kolei uplasowany był podwójny agent
radziecki. Wg mnie autor po prostu był niedoinformowany. Może jakiś Werter
faktycznie istniał i współdziałał (nieświadomie) z wywiadem
radzieckim. Ale rzeczywiste wytłumaczenie wydaje się być inne. Książka została
napisana w 1966 r. Wówczas jeszcze nie ujawniono działalności podczas
wojny angielskiego ośrodka Bletchley Park, w którym genialny Alan
Turing rozprawił się z systemem niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma
(korzystając z wcześniejszego w to wkładu polskich specjalistów od dekryptażu).
Niektóre z rozpoznanych tam niemieckich zamierzeń militarnych Churchill
przekazywał Stalinowi. Oprócz tego do informacji z Bletchley Park
miał stały dostęp jeden z radzieckich agentów ze słynnej „Piątki z Cambridge”,
zdemaskowanej dopiero po wojnie.
Reasumując,
książkę Paula Carella uważam za mogącą zaciekawić wszystkich zainteresowanych
historią II wojny światowej, a jej frontem wschodnim w szczególności.
Jednakże poza opisy walk i komentarze ogólnohistoryczne autor nie
wychodzi. O dokonywanym tam hitlerowskim ludobójstwie nic nie przeczytamy.
O okrucieństwie żołnierzy (obu stron) autor tylko co nieco napomyka. Za to
uwypukla ich indywidualne, bohaterskie czyny, radzieckich żołnierzy przy tym nie
pomijając. Wszyscy ci wspomniani frontowcy to postacie autentyczne,
historyczne. Poloniców w książce nie ma – poza jedną, dość
sympatyczną dla nas wzmianką na str. 455, iż swój (cyt.) „przystępny, niemal
szarmancki” charakter marszałek Konstanty Rokossowski zawdzięczał (cyt.) „częściowo
polskiemu pochodzeniu”. Zaraz dalej czytamy także (cyt.): „Pod wieloma
względami Rokossowski przypomina Mansteina” (nb. również mającego polskie
korzenie, choć tego autor już explicite nie pisze). Książkę wzbogacają
liczne fotografie z frontu wschodniego.
PS.
A tak o ulubieńcu autora, w tym o jego częściowo polskim
pochodzeniu, informuje Wikipedia:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Erich_von_Manstein