W tym
miesiącu już nie będę Państwa zachęcał do sięgnięcia po literaturę budzącą
bolesne refleksje patriotyczno-martyrologiczne. W końcu mamy wakacje
i czas na coś lżejszego. Dzisiejszy oraz kolejne dwa tu artykuliki
poświęcę lekturze interesujących książek biograficznych, z historią tylko
w tle.
Sławomir
Koper „Nobliści skandaliści”
Wydawca
TIME Spółka Akcyjna, Warszawa 2019
Autor,
znany i uznany popularyzator historii, pozostawiając tym razem wielką
historię tylko w tle, stworzył 6 krótkich esejów biograficznych
dotyczących polskich noblistów. Świadomie pominął Lecha Wałęsę, nie chcąc wkraczać
w meandry współczesnej polityki ani pisać o żyjącej postaci historycznej.
Miał też na względzie już istniejące, kontrowersyjne opracowania innych
biografów Pana Lecha, którym nie chciał robić konkurencji. O Oldze
Tokarczuk również nie wspomniał – prawdopodobnie swą książkę przygotował do
druku zanim jeszcze Pani Olga została noblistką. Bardzo polecam tę lekturę
– w sam raz na letni wypoczynek, do czytania nawet na piaszczystej plaży
czy w dłuższej podróży na urlop. Autor potrafi przykuć uwagę czytelnika,
pisze też dowcipnie, nie stroniąc od humoru (własnego albo cytowanego). Każdorazowo
przybliża czytelnikowi realia czasów i miejsc życia swoich (naszych!!!)
bohaterów. Ich zarobki oraz nagrody w rublach i in. walutach,
znane z archiwaliów, stara się waloryzować w dzisiejszych kwotach
euro, abyśmy się mogli choć w przybliżeniu zorientować odnośnie ich ówczesnej
siły nabywczej. Autor napisał zwięzłe życiorysy naszych noblistów, przy czym –
nie pomijając dokonań życiowych – skupił się na ich życiu prywatnym, sfery
intymnej nie pomijając. Przyznaję, iż większość „skandalicznych” informacji
zawartych w tej książce była mi absolutnie nieznana – poza dwoma epizodami
z życia Czesława Miłosza, o których dowiedziałem się poznając
biografię Sergiusza Piaseckiego oraz czytając o seksualnych preferencjach
Jarosława Iwaszkiewicza. Nie chcąc książki streszczać, za to chcąc nią Państwa maksymalnie
zaciekawić, poniżej tylko wstępnie sygnalizuję, czego się możecie (konkretnie i z bliższymi
szczegółami) dowiedzieć.
Maria
Skłodowska-Curie (1867-1934) była utalentowaną uczoną, robiącą karierę
naukową w czasach, gdy w sferę tę dopiero powoli i niechętnie
wprowadzano również przedstawicielki płci pięknej. Od płci brzydkiej Maria nie
stroniła, choć nie odnotowała tu wielkich kobiecych sukcesów. Pozytywnym
wyjątkiem było tylko bardzo udane małżeństwo z Piotrem Curie. Wcześniej,
gdy mieszkając jeszcze w Polsce pracowała jako korepetytorka, brak majątku
stanął jej na przeszkodzie wyjścia za mąż z miłości. I bardzo dobrze
się stało, gdyż w przeciwnym razie nie wyjechałaby do Francji i nie podjęła
tam pracy naukowej w dziedzinie fizyki i chemii, uhonorowanej dwoma nagrodami
Nobla (1903, 1911). Jakiś czas po śmierci Piotra wdała się w romans z żonatym
naukowcem (współpracownikiem), co przysporzyło im obojgu mnóstwo kłopotów, szczegółowo
przedstawionych w książce. Biografię Marii autor wzbogacił o opisanie
losów oraz życiowych sukcesów jej dwóch córek i zięciów – karier również
uwieńczonych nagrodami Nobla.
Henryk
Sienkiewicz (1846-1916) zaznał wielkiej sławy już za życia i to
jeszcze przed otrzymaniem literackiej nagrody Nobla (1905). Stał się
bożyszczem tłumów, co prawda składających się głównie z przedstawicielek
płci pięknej. Wcześniej, gdy się dopiero „dobrze zapowiadał”, ojciec jego ówczesnej
narzeczonej zmarnował córce życie, nie wierząc w pomyślną przyszłość
Henryka i każąc dziewczynie zerwać zaręczyny. Autor podkreśla, iż były to
czasy, gdy o małżeństwach dzieci (zwłaszcza córek) decydowali rodzice. Pan
Henryk był później trzykrotnie żonaty. Po przedwczesnej śmierci pierwszej żony
jeszcze dwukrotnie wstępował w związek małżeński. Przepraszam – tylko raz.
Jego drugiego małżeństwa bowiem nie rozwiązano rozwodem, lecz je kościelnie
unieważniono. Czyli był to, posiłkując się terminologią sportową, matrymonialny
falstart. Szukając ku temu powodów brano pod uwagę również fizyczne non
consumatum związku, posuwając się aż do zbadania ginekologicznego panny
młodej (niejednoznaczny wynik badania przedstawiony w książce). W poszukiwaniu
pretekstu prym tu wiodła była/niedoszła teściowa pisarza, na której on zemścił
się … w literaturze. Autor, pisząc o osobistych problemach
Sienkiewicza, romansach etc., umiejscawia je w czasie tworzenia
wybitnych dzieł literackich, wskazując na możliwe podobieństwo ich bohaterów (pozytywnych
i negatywnych) do rzeczywistych postaci z otoczenia pisarza. Przy
okazji p. Sławomir Koper prostuje pewną nieprawdziwą informację (ale powszechną
w przekazie publicznym), za co jestem mu wdzięczny. Sam tego nie
wiedziałem! Otóż Henrykowi Sienkiewiczowi bynajmniej nie przyznano nagrody
Nobla za powieść „Quo vadis”, lecz za całokształt twórczości literackiej.
Władysław
Stanisław Reymont (1867-1925) formalnie nie posiadał nawet podstawowego
wykształcenia, natomiast okazał się samoukiem z wielkim talentem
literackim. Za młodu chwytał się różnych zawodów: był uczniem i czeladnikiem
krawieckim, aktorem, pracownikiem na kolei. Starając się poprawić swą sytuację
materialną raz zdarzyło mu się postąpić bardzo nieuczciwie (ale za to bardzo
skutecznie). Uwielbiał kobiety, zwłaszcza znudzone i rozczarowane mężatki.
Jednej takiej pomógł rozbić małżeństwo, po czym się z nią ożenił. Odnośnie
owych znudzonych mężatek – autor tego bliżej nie analizuje, natomiast ja uważam
owo zjawisko za charakterystyczne dla tamtej epoki. Panie częściej niż dziś
rozczarowywały się w małżeństwach – zawieranych nie z miłości lecz „z rozsądku”
i nieraz z dużo starszymi mężczyznami. Po kilku, kilkunastu latach
żonę w wieku 30+ łączyło z mężem 50+ już tylko wychowywanie
dzieci, poza tym miewali odmienne zainteresowania, nie znajdowali wspólnego
języka, przestawali też dzielić małżeńskie łoże. No i pani … zaczynała się
okropnie nudzić. Wtedy obok pojawiał się jej rówieśnik, przystojny kawaler umiejący
prawić komplementy sławiące jej kobiecość. Sytuacja finansowa Władysława
Reymonta znacznie poprawiła się dopiero w ostatnim roku życia, gdy otrzymał
literacką nagrodę Nobla (1924).
Czesław
Miłosz (1911-2004) w życiu prywatnym jawi się jako hedonista, egocentryk,
a nawet egoista. Płcią piękną był przez całe dorosłe życie mocno zaabsorbowany,
choć traktował ją raczej instrumentalnie, nie zważając na łzy niewieście. W młodości
przeżył (zdaniem autora, dla kariery) romans także homoseksualny. Pod względem
politycznym oceniany był niejednoznacznie. Za zdrajcę uważano go nie tylko w PRL,
lecz również w niektórych, najbardziej nieprzejednanych kręgach polskiej, powojennej
emigracji na Zachodzie. Tyle rewers. Zaś awers curriculum vitae Czesława
Miłosza to przede wszystkim bycie utalentowanym literatem (nagroda Nobla w 1980 r.)
oraz bardzo dobrym wykładowcą akademickim. I to się głównie powinno liczyć!
Po owocach ich poznacie. W 1993 r. Czesław Miłosz powrócił do
Polski i zamieszkał wraz z drugą żoną (Amerykanką młodszą o 33 lata)
w Krakowie. Zmarł w 2004 r. Organizacji uroczystego pogrzebu towarzyszyły
protesty osób wypominających mu przeszłość polityczną. Żona, mimo dużej różnicy
wieku, nie przeżyła go (umarła dwa lata wcześniej).
Za
Wisławą Szymborską (1923-2012) również przez wiele lat wlokła się
pamięć o przeszłości, jako że już w czasach stalinizmu wstąpiła do
PZPR, a śmierć Stalina (1953) publicznie opłakała wierszem. Poza tym
jej mężem był wówczas ortodoksyjny komunista – literat niebrzydzący się
politycznymi donosami na kolegów. Wszystko to jej wypomniano po wielu latach,
gdy w 1996 r.
otrzymała literacką nagrodę Nobla. W życiu prywatnym Szymborska jawiła się
jako osoba sympatyczna, towarzyska i z dużym humorem podchodząca do
większości bieżących problemów. Była związana z powieściopisarzem Kornelem
Filipowiczem (1913-1990), z którym dzieliła m.in. raczej
niekobiece zamiłowanie do wędkarstwa.
W Epilogu
p. Sławomir Koper wymienia pochodzących z Polski noblistów, mających
polsko-żydowskie (najczęściej) korzenie. Nagrody Nobla (z różnych
dziedzin) otrzymali już jako obywatele innych państw. Autor skupia się na Józefie
Rotblacie (1908-2005), laureacie Pokojowej Nagrody Nobla w 1995 r.
Był to polski Żyd, który jeszcze w kraju rozpoczął pracę naukową fizyka
(doktorat na Uniwersytecie Warszawskim), a w 1939 r. wyjechał służbowo
do Anglii. Najprawdopodobniej uratowało mu to życie, natomiast pozostała w Polsce
żona podzieliła los milionów ofiar Holokaustu. Na Zachodzie szybko doceniono
zdolności Rotblata. Wysłano go do USA, okresowo dołączając do grona naukowców
pracujących nad projektem Manhattan. Jeszcze wówczas legitymował się
polskim paszportem. Józef Rotblat szybko zdał sobie sprawę z olbrzymiego
zagrożenia dla ludzkości wynalezieniem nowej, straszliwej broni masowej zagłady.
Zaangażował się w ruch pacyfistyczny. W roku 1957 został w Kanadzie
współzałożycielem Konferencji Pugwash w Sprawie Nauki i Problemów
Światowych – ruchu optującego na rzecz rozbrojenia i pokojowego
współistnienia. W okresie zimnej wojny aktywistów tego ruchu na Zachodzie postrzegano
jako „użytecznych idiotów” (wg określenia Lenina), których działalność
przynosiła korzyści propagandowe ZSRR. W życiu prywatnym Rotblata autor
m.in. wymienia jego współpracownicę młodszą o 22 lata, zawdzięczającą
mu karierę naukową, ale zamężną z innym mężczyzną, z którym (?)
miała dwoje dzieci. Józef Rotblat (cyt., str. 456)
„(…) finansowo wspierał syna Patricii i powszechnie było wiadomo, że
go uwielbiał.”.
Reasumując,
polecam tę bardzo interesującą lekturę, przybliżającą nam ludzkie,
niewyidealizowane oblicza postaci, o których uczyliśmy się w szkole
średniej. Jednak nie o wszystkich. O Józefie Rotblacie zapewne do
dziś mało kto wie. Przypomnienie zaś tych wielkich i znanych może zachęcić
do sięgnięcia po ich książki dotychczas nieprzeczytane. Osobiście mam w planie
„Rodzinę Połanieckich” Henryka Sienkiewicza oraz znaną doskonale, ale tylko
z ekranu, „Ziemię obiecaną” Władysława Reymonta.
PS.1. Czytając
o Henryku Sienkiewiczu i Władysławie Reymoncie trudno nie wziąć po
uwagę, iż obaj byli autorami książkowych trylogii. Tę Sienkiewiczowską na pewno
każdy czytał (a jak nie czytał, to niech się do tego nie przyznaje). Przy
okazji polecam jej znakomite dokończenie autorstwa Andrzeja Stojowskiego pt. „W ręku
Boga. Trylogii ciąg dalszy” (opis do odszukania na tym blogu). Zaś
Władysław Reymont stworzył trzytomowe dzieło pt. „Rok 1794”, na które
złożyły się: „Ostatni sejm Rzeczypospolitej”, „Nil desperandum” oraz
„Insurekcja”. Są to powieści chwilami przechodzące w pasjonujący reportaż
historyczny. Bazując na archiwaliach Władysław Reymont dokładnie odtworzył
obrady Sejmu Rzeczypospolitej w 1793 r. w Grodnie, na którym „nasi
kochani posłowie” zatwierdzili II rozbiór Rzeczypospolitej (przesądzający
o rychłym upadku państwa), oraz szczegółowo opisał przebieg insurekcji
warszawskiej w roku następnym. Gorąco polecam tym, którzy jeszcze nie
przeczytali.
PS.2. Nieraz
„czepiam się” drobnych edytorskich niedociągnięć. Takoż i tym razem. 1/. W środku
str. 21 sformułowanie „dług zaciągnięty u starszej siostry” proszę
zamienić na „dług zaciągnięty u młodszej siostry”, co logicznie wynika z kontekstu
(najpierw to młodsza Maria wspomagała finansowo starszą Bronisławę). 2/. Na
str. 221 w wierszu 6 od góry widzimy błąd w nazwisku –
Sienkiewiczowski Azja Tuhajbejowicz (syn Tuhaj-beja) pisany był przez „h”
a nie „ch”.