środa, 9 sierpnia 2023

„Nobliści skandaliści”. Autor: Sławomir Koper

 

W tym miesiącu już nie będę Państwa zachęcał do sięgnięcia po literaturę budzącą bolesne refleksje patriotyczno-martyrologiczne. W końcu mamy wakacje i czas na coś lżejszego. Dzisiejszy oraz kolejne dwa tu artykuliki poświęcę lekturze interesujących książek biograficznych, z historią tylko w tle.

Sławomir Koper „Nobliści skandaliści”

Wydawca TIME Spółka Akcyjna, Warszawa 2019

Autor, znany i uznany popularyzator historii, pozostawiając tym razem wielką historię tylko w tle, stworzył 6 krótkich esejów biograficznych dotyczących polskich noblistów. Świadomie pominął Lecha Wałęsę, nie chcąc wkraczać w meandry współczesnej polityki ani pisać o żyjącej postaci historycznej. Miał też na względzie już istniejące, kontrowersyjne opracowania innych biografów Pana Lecha, którym nie chciał robić konkurencji. O Oldze Tokarczuk również nie wspomniał – prawdopodobnie swą książkę przygotował do druku zanim jeszcze Pani Olga została noblistką. Bardzo polecam tę lekturę – w sam raz na letni wypoczynek, do czytania nawet na piaszczystej plaży czy w dłuższej podróży na urlop. Autor potrafi przykuć uwagę czytelnika, pisze też dowcipnie, nie stroniąc od humoru (własnego albo cytowanego). Każdorazowo przybliża czytelnikowi realia czasów i miejsc życia swoich (naszych!!!) bohaterów. Ich zarobki oraz nagrody w rublach i in. walutach, znane z archiwaliów, stara się waloryzować w dzisiejszych kwotach euro, abyśmy się mogli choć w przybliżeniu zorientować odnośnie ich ówczesnej siły nabywczej. Autor napisał zwięzłe życiorysy naszych noblistów, przy czym – nie pomijając dokonań życiowych – skupił się na ich życiu prywatnym, sfery intymnej nie pomijając. Przyznaję, iż większość „skandalicznych” informacji zawartych w tej książce była mi absolutnie nieznana – poza dwoma epizodami z życia Czesława Miłosza, o których dowiedziałem się poznając biografię Sergiusza Piaseckiego oraz czytając o seksualnych preferencjach Jarosława Iwaszkiewicza. Nie chcąc książki streszczać, za to chcąc nią Państwa maksymalnie zaciekawić, poniżej tylko wstępnie sygnalizuję, czego się możecie (konkretnie i z bliższymi szczegółami) dowiedzieć.

Maria Skłodowska-Curie (1867-1934) była utalentowaną uczoną, robiącą karierę naukową w czasach, gdy w sferę tę dopiero powoli i niechętnie wprowadzano również przedstawicielki płci pięknej. Od płci brzydkiej Maria nie stroniła, choć nie odnotowała tu wielkich kobiecych sukcesów. Pozytywnym wyjątkiem było tylko bardzo udane małżeństwo z Piotrem Curie. Wcześniej, gdy mieszkając jeszcze w Polsce pracowała jako korepetytorka, brak majątku stanął jej na przeszkodzie wyjścia za mąż z miłości. I bardzo dobrze się stało, gdyż w przeciwnym razie nie wyjechałaby do Francji i nie podjęła tam pracy naukowej w dziedzinie fizyki i chemii, uhonorowanej dwoma nagrodami Nobla (1903, 1911). Jakiś czas po śmierci Piotra wdała się w romans z żonatym naukowcem (współpracownikiem), co przysporzyło im obojgu mnóstwo kłopotów, szczegółowo przedstawionych w książce. Biografię Marii autor wzbogacił o opisanie losów oraz życiowych sukcesów jej dwóch córek i zięciów – karier również uwieńczonych nagrodami Nobla.

Henryk Sienkiewicz (1846-1916) zaznał wielkiej sławy już za życia i to jeszcze przed otrzymaniem literackiej nagrody Nobla (1905). Stał się bożyszczem tłumów, co prawda składających się głównie z przedstawicielek płci pięknej. Wcześniej, gdy się dopiero „dobrze zapowiadał”, ojciec jego ówczesnej narzeczonej zmarnował córce życie, nie wierząc w pomyślną przyszłość Henryka i każąc dziewczynie zerwać zaręczyny. Autor podkreśla, iż były to czasy, gdy o małżeństwach dzieci (zwłaszcza córek) decydowali rodzice. Pan Henryk był później trzykrotnie żonaty. Po przedwczesnej śmierci pierwszej żony jeszcze dwukrotnie wstępował w związek małżeński. Przepraszam – tylko raz. Jego drugiego małżeństwa bowiem nie rozwiązano rozwodem, lecz je kościelnie unieważniono. Czyli był to, posiłkując się terminologią sportową, matrymonialny falstart. Szukając ku temu powodów brano pod uwagę również fizyczne non consumatum związku, posuwając się aż do zbadania ginekologicznego panny młodej (niejednoznaczny wynik badania przedstawiony w książce). W poszukiwaniu pretekstu prym tu wiodła była/niedoszła teściowa pisarza, na której on zemścił się … w literaturze. Autor, pisząc o osobistych problemach Sienkiewicza, romansach etc., umiejscawia je w czasie tworzenia wybitnych dzieł literackich, wskazując na możliwe podobieństwo ich bohaterów (pozytywnych i negatywnych) do rzeczywistych postaci z otoczenia pisarza. Przy okazji p. Sławomir Koper prostuje pewną nieprawdziwą informację (ale powszechną w przekazie publicznym), za co jestem mu wdzięczny. Sam tego nie wiedziałem! Otóż Henrykowi Sienkiewiczowi bynajmniej nie przyznano nagrody Nobla za powieść „Quo vadis”, lecz za całokształt twórczości literackiej.

Władysław Stanisław Reymont (1867-1925) formalnie nie posiadał nawet podstawowego wykształcenia, natomiast okazał się samoukiem z wielkim talentem literackim. Za młodu chwytał się różnych zawodów: był uczniem i czeladnikiem krawieckim, aktorem, pracownikiem na kolei. Starając się poprawić swą sytuację materialną raz zdarzyło mu się postąpić bardzo nieuczciwie (ale za to bardzo skutecznie). Uwielbiał kobiety, zwłaszcza znudzone i rozczarowane mężatki. Jednej takiej pomógł rozbić małżeństwo, po czym się z nią ożenił. Odnośnie owych znudzonych mężatek – autor tego bliżej nie analizuje, natomiast ja uważam owo zjawisko za charakterystyczne dla tamtej epoki. Panie częściej niż dziś rozczarowywały się w małżeństwach – zawieranych nie z miłości lecz „z rozsądku” i nieraz z dużo starszymi mężczyznami. Po kilku, kilkunastu latach żonę w wieku 30+ łączyło z mężem 50+ już tylko wychowywanie dzieci, poza tym miewali odmienne zainteresowania, nie znajdowali wspólnego języka, przestawali też dzielić małżeńskie łoże. No i pani … zaczynała się okropnie nudzić. Wtedy obok pojawiał się jej rówieśnik, przystojny kawaler umiejący prawić komplementy sławiące jej kobiecość. Sytuacja finansowa Władysława Reymonta znacznie poprawiła się dopiero w ostatnim roku życia, gdy otrzymał literacką nagrodę Nobla (1924).

Czesław Miłosz (1911-2004) w życiu prywatnym jawi się jako hedonista, egocentryk, a nawet egoista. Płcią piękną był przez całe dorosłe życie mocno zaabsorbowany, choć traktował ją raczej instrumentalnie, nie zważając na łzy niewieście. W młodości przeżył (zdaniem autora, dla kariery) romans także homoseksualny. Pod względem politycznym oceniany był niejednoznacznie. Za zdrajcę uważano go nie tylko w PRL, lecz również w niektórych, najbardziej nieprzejednanych kręgach polskiej, powojennej emigracji na Zachodzie. Tyle rewers. Zaś awers curriculum vitae Czesława Miłosza to przede wszystkim bycie utalentowanym literatem (nagroda Nobla w 1980 r.) oraz bardzo dobrym wykładowcą akademickim. I to się głównie powinno liczyć! Po owocach ich poznacie. W 1993 r. Czesław Miłosz powrócił do Polski i zamieszkał wraz z drugą żoną (Amerykanką młodszą o 33 lata) w Krakowie. Zmarł w 2004 r. Organizacji uroczystego pogrzebu towarzyszyły protesty osób wypominających mu przeszłość polityczną. Żona, mimo dużej różnicy wieku, nie przeżyła go (umarła dwa lata wcześniej).

Za Wisławą Szymborską (1923-2012) również przez wiele lat wlokła się pamięć o przeszłości, jako że już w czasach stalinizmu wstąpiła do PZPR, a śmierć Stalina (1953) publicznie opłakała wierszem. Poza tym jej mężem był wówczas ortodoksyjny komunista – literat niebrzydzący się politycznymi donosami na kolegów. Wszystko to jej wypomniano po wielu latach, gdy w 1996 r. otrzymała literacką nagrodę Nobla. W życiu prywatnym Szymborska jawiła się jako osoba sympatyczna, towarzyska i z dużym humorem podchodząca do większości bieżących problemów. Była związana z powieściopisarzem Kornelem Filipowiczem (1913-1990), z którym dzieliła m.in. raczej niekobiece zamiłowanie do wędkarstwa.

Epilogu p. Sławomir Koper wymienia pochodzących z Polski noblistów, mających polsko-żydowskie (najczęściej) korzenie. Nagrody Nobla (z różnych dziedzin) otrzymali już jako obywatele innych państw. Autor skupia się na Józefie Rotblacie (1908-2005), laureacie Pokojowej Nagrody Nobla w 1995 r. Był to polski Żyd, który jeszcze w kraju rozpoczął pracę naukową fizyka (doktorat na Uniwersytecie Warszawskim), a w 1939 r. wyjechał służbowo do Anglii. Najprawdopodobniej uratowało mu to życie, natomiast pozostała w Polsce żona podzieliła los milionów ofiar Holokaustu. Na Zachodzie szybko doceniono zdolności Rotblata. Wysłano go do USA, okresowo dołączając do grona naukowców pracujących nad projektem Manhattan. Jeszcze wówczas legitymował się polskim paszportem. Józef Rotblat szybko zdał sobie sprawę z olbrzymiego zagrożenia dla ludzkości wynalezieniem nowej, straszliwej broni masowej zagłady. Zaangażował się w ruch pacyfistyczny. W roku 1957 został w Kanadzie współzałożycielem Konferencji Pugwash w Sprawie Nauki i Problemów Światowych – ruchu optującego na rzecz rozbrojenia i pokojowego współistnienia. W okresie zimnej wojny aktywistów tego ruchu na Zachodzie postrzegano jako „użytecznych idiotów” (wg określenia Lenina), których działalność przynosiła korzyści propagandowe ZSRR. W życiu prywatnym Rotblata autor m.in. wymienia jego współpracownicę młodszą o 22 lata, zawdzięczającą mu karierę naukową, ale zamężną z innym mężczyzną, z którym (?) miała dwoje dzieci. Józef Rotblat (cyt., str. 456) „(…) finansowo wspierał syna Patricii i powszechnie było wiadomo, że go uwielbiał.”.

Reasumując, polecam tę bardzo interesującą lekturę, przybliżającą nam ludzkie, niewyidealizowane oblicza postaci, o których uczyliśmy się w szkole średniej. Jednak nie o wszystkich. O Józefie Rotblacie zapewne do dziś mało kto wie. Przypomnienie zaś tych wielkich i znanych może zachęcić do sięgnięcia po ich książki dotychczas nieprzeczytane. Osobiście mam w planie „Rodzinę Połanieckich” Henryka Sienkiewicza oraz znaną doskonale, ale tylko z ekranu, „Ziemię obiecaną” Władysława Reymonta.

PS.1. Czytając o Henryku Sienkiewiczu i Władysławie Reymoncie trudno nie wziąć po uwagę, iż obaj byli autorami książkowych trylogii. Tę Sienkiewiczowską na pewno każdy czytał (a jak nie czytał, to niech się do tego nie przyznaje). Przy okazji polecam jej znakomite dokończenie autorstwa Andrzeja Stojowskiego pt. „W ręku Boga. Trylogii ciąg dalszy” (opis do odszukania na tym blogu). Zaś Władysław Reymont stworzył trzytomowe dzieło pt. „Rok 1794”, na które złożyły się: „Ostatni sejm Rzeczypospolitej”, „Nil desperandum” oraz „Insurekcja”. Są to powieści chwilami przechodzące w pasjonujący reportaż historyczny. Bazując na archiwaliach Władysław Reymont dokładnie odtworzył obrady Sejmu Rzeczypospolitej w 1793 r. w Grodnie, na którym „nasi kochani posłowie” zatwierdzili II rozbiór Rzeczypospolitej (przesądzający o rychłym upadku państwa), oraz szczegółowo opisał przebieg insurekcji warszawskiej w roku następnym. Gorąco polecam tym, którzy jeszcze nie przeczytali.

PS.2. Nieraz „czepiam się” drobnych edytorskich niedociągnięć. Takoż i tym razem. 1/. W środku str. 21 sformułowanie „dług zaciągnięty u starszej siostry” proszę zamienić na „dług zaciągnięty u młodszej siostry”, co logicznie wynika z kontekstu (najpierw to młodsza Maria wspomagała finansowo starszą Bronisławę). 2/. Na str. 221 w wierszu 6 od góry widzimy błąd w nazwisku – Sienkiewiczowski Azja Tuhajbejowicz (syn Tuhaj-beja) pisany był przez „h” a nie „ch”.