środa, 28 czerwca 2023

„Moje życie w Armii Czerwonej”. Autor: Alfred Wirski

 

Dziś o książce bardzo łatwej w odbiorze, zaliczanej do literatury wspomnieniowej tzw. szarego człowieka, którego los uczynił świadkiem i szeregowym uczestnikiem historycznych wydarzeń. Przy okazji wyjaśniam, iż nie jest to książka o polsko-radzieckim frontowym braterstwie broni, co mógłby sugerować jej tytuł.

Alfred Wirski „Moje życie w Armii Czerwonej”

Wydawca FINNAS sp. z o.o., Warszawa 2021

Czytamy wspomnienia z lat 1940-1942 młodego, inteligentnego Polaka (wojna przerwała jego studia), wcielonego do Armii Czerwonej, który – gdy mu uporczywie odmawiano przeniesienia do Armii Polskiej organizowanej w ZSRR przez gen. Władysława Andersa – ostatecznie z radzieckiego wojska zdezerterował. Po wielu perypetiach udało mu się dotrzeć do znajdującego się w Związku Radzieckim polskiego punktu zbornego dla poborowych. Wraz z armią gen. Andersa opuścił ZSRR. Alfred Wirski po wojnie pozostał na Zachodzie, wyjechał do USA i tam po raz pierwszy, w 1949 r., opublikował te swoje wspomnienia. Niniejsza książka jest tłumaczeniem z języka angielskiego.

Autor dość szczegółowo relacjonuje kilkanaście miesięcy służby w wojsku radzieckim. Wcielony we Lwowie w październiku 1940 r. w wieku 21 lat do Armii Czerwonej, odbył w niej rekruckie przeszkolenie, złożył przysięgę wojskową, ukończył kurs podoficerski, uzyskał awans na młodszego sierżanta. Później, korzystając z bałaganu w administracji wojskowej, sam awansował się na sierżanta. W wojsku zarówno przed wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej, jak i podczas pierwszych miesięcy walk, radził sobie dobrze, zyskując uznanie przełożonych. Odważny w boju, został ranny, cudem uniknął amputacji nogi. W okresie służby w Armii Czerwonej i późniejszej epopei dezertera napotykał na swej drodze życia różnych ludzi, zarówno wojskowych, jak i osoby cywilne, z których większość traktowała go przyjaźnie i niekiedy bezinteresownie, a nawet z narażeniem się na represje, mu pomagała. To głównie z myślą o ich bezpieczeństwie poinformował we wstępie („Uwaga autora”, str. 9), że w treści książki, tam gdzie uznał za konieczne, pozmieniał dane osobowe, nazwy miejscowości oraz numery pułków i dywizji. Dziś to już jest bez znaczenia, współczesny czytelnik odbiera to jako ciekawostkę historyczną. Oczywiście kilka szwarccharakterów, marzących o oddaniu autora pod sąd polowy, również się w jego wspomnieniach znalazło.

Książka w znacznej mierze zawiera opis życia w koszarach, z uwzględnieniem też rozrywek młodego żołnierza – m.in. udanych randek z radzieckimi dziewczynami, niesłynącymi z nadmiernie surowych obyczajów i nieraz przejmującymi inicjatywę. Daje także opisy trudnych ćwiczeń wojskowych i chytrych sposobów ich omijania. Po najeździe Niemiec na ZSRR na pierwszy plan wysuwają się już relacje z pola walki. Wszystko to jest przeplatane osobistymi rozterkami, refleksjami autora i jego polskich kolegów, z którymi starał się nie rozłączać. A ich wybory życiowe bywały czasem przedziwne, nieraz zupełnie nietypowe jak na realia radzieckiego „raju”, o wyrwaniu się z którego dość powszechnie wtedy marzono. Jeden z kolegów autora, również polski żołnierz w Armii Czerwonej, prywatnie wyznał, że nie jest zainteresowany przeniesieniem do Wojska Polskiego. I to bynajmniej nie z przyczyn polityczno-ideologicznych. Tu się bowiem już jako tako urządził, ma w miarę bezpieczne stanowisko w służbie logistycznej i wyższy stopień wojskowy, których w armii gen. Andersa zapewne nie uzyska i będzie musiał w niej zaczynać od szeregowca w pierwszej linii okopów. A on chciałby tę wojnę przeżyć! A więc także z myślą o swoich kolegach - „przyjaciołach dezertera”, którzy z różnych przyczyn pozostali w Armii Czerwonej, autor zamieścił na str. 9 uwagę, o której nadmieniłem. Reasumując, polecam tę książkę osobom preferującym lekturę autobiograficzną świadków epoki. No i na koniec drobne sprostowanie: na str. 25 w wierszu 5 od dołu datę „1 września” należy poprawić na „1 października”. Logicznie wynika to z sekwencji wydarzeń opisywanych w rozdziale poprzednim.

PS. Zaiste, tak jak niezbadane są wyroki Boskie, tak przedziwne nieraz bywają motywacje ludzkich, przełomowych życiowych decyzji. Mając ex post wiedzę historyczną nie wypada śmiać się z kalkulacji powyżej wspomnianego kolegi autora, determinowanych jego ówczesnym przewidywaniem rozwoju sytuacji polityczno-militarnej. Zapewne zakładał wykrwawienie się polskich dywizji gen. Andersa na froncie wschodnim. Zastanawiam się tylko, czy – woląc pozostać w szeregach Armii Czerwonej – udało mu się przeżyć wojnę. A jeśli tak, to jakie były jego dalsze losy. Autor raczej się już tego nie dowiedział.