Dziś
o książce bardzo łatwej w odbiorze, zaliczanej do literatury
wspomnieniowej tzw. szarego człowieka, którego los uczynił świadkiem i szeregowym
uczestnikiem historycznych wydarzeń. Przy okazji wyjaśniam, iż nie jest
to książka o polsko-radzieckim frontowym braterstwie broni, co mógłby
sugerować jej tytuł.
Alfred
Wirski „Moje życie w Armii Czerwonej”
Wydawca
FINNAS sp. z o.o., Warszawa 2021
Czytamy
wspomnienia z lat 1940-1942 młodego, inteligentnego Polaka (wojna
przerwała jego studia), wcielonego do Armii Czerwonej, który – gdy mu uporczywie
odmawiano przeniesienia do Armii Polskiej organizowanej w ZSRR przez gen. Władysława
Andersa – ostatecznie z radzieckiego wojska zdezerterował. Po wielu
perypetiach udało mu się dotrzeć do znajdującego się w Związku Radzieckim polskiego
punktu zbornego dla poborowych. Wraz z armią gen. Andersa opuścił
ZSRR. Alfred Wirski po wojnie pozostał na Zachodzie, wyjechał do USA i tam
po raz pierwszy, w 1949 r., opublikował te swoje wspomnienia. Niniejsza
książka jest tłumaczeniem z języka angielskiego.
Autor
dość szczegółowo relacjonuje kilkanaście miesięcy służby w wojsku
radzieckim. Wcielony we Lwowie w październiku 1940 r. w wieku 21 lat
do Armii Czerwonej, odbył w niej rekruckie przeszkolenie, złożył przysięgę
wojskową, ukończył kurs podoficerski, uzyskał awans na młodszego sierżanta. Później,
korzystając z bałaganu w administracji wojskowej, sam awansował się
na sierżanta. W wojsku zarówno przed wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej,
jak i podczas pierwszych miesięcy walk, radził sobie dobrze, zyskując
uznanie przełożonych. Odważny w boju, został ranny, cudem uniknął
amputacji nogi. W okresie służby w Armii Czerwonej i późniejszej
epopei dezertera napotykał na swej drodze życia różnych ludzi, zarówno
wojskowych, jak i osoby cywilne, z których większość traktowała go
przyjaźnie i niekiedy bezinteresownie, a nawet z narażeniem się
na represje, mu pomagała. To głównie z myślą o ich bezpieczeństwie
poinformował we wstępie („Uwaga autora”, str. 9), że w treści
książki, tam gdzie uznał za konieczne, pozmieniał dane osobowe, nazwy
miejscowości oraz numery pułków i dywizji. Dziś to już jest bez znaczenia,
współczesny czytelnik odbiera to jako ciekawostkę historyczną. Oczywiście kilka
szwarccharakterów, marzących o oddaniu autora pod sąd polowy, również
się w jego wspomnieniach znalazło.
Książka
w znacznej mierze zawiera opis życia w koszarach, z uwzględnieniem
też rozrywek młodego żołnierza – m.in. udanych randek z radzieckimi
dziewczynami, niesłynącymi z nadmiernie surowych obyczajów i nieraz
przejmującymi inicjatywę. Daje także opisy trudnych ćwiczeń wojskowych i chytrych
sposobów ich omijania. Po najeździe Niemiec na ZSRR na pierwszy plan wysuwają
się już relacje z pola walki. Wszystko to jest przeplatane osobistymi rozterkami,
refleksjami autora i jego polskich kolegów, z którymi starał się nie
rozłączać. A ich wybory życiowe bywały czasem przedziwne, nieraz zupełnie nietypowe
jak na realia radzieckiego „raju”, o wyrwaniu się z którego dość powszechnie
wtedy marzono. Jeden z kolegów autora, również polski żołnierz w Armii
Czerwonej, prywatnie wyznał, że nie jest zainteresowany przeniesieniem do
Wojska Polskiego. I to bynajmniej nie z przyczyn
polityczno-ideologicznych. Tu się bowiem już jako tako urządził, ma w miarę
bezpieczne stanowisko w służbie logistycznej i wyższy stopień
wojskowy, których w armii gen. Andersa zapewne nie uzyska i będzie
musiał w niej zaczynać
od
szeregowca w pierwszej linii okopów. A on chciałby tę wojnę przeżyć! A więc
także z myślą o swoich kolegach - „przyjaciołach dezertera”, którzy
z różnych przyczyn pozostali w Armii Czerwonej, autor zamieścił na
str. 9 uwagę, o której nadmieniłem. Reasumując, polecam tę książkę
osobom preferującym lekturę autobiograficzną świadków epoki. No i na
koniec drobne sprostowanie: na str. 25 w wierszu 5 od dołu datę
„1 września” należy poprawić na „1 października”. Logicznie wynika to
z sekwencji wydarzeń opisywanych w rozdziale poprzednim.
PS.
Zaiste, tak jak niezbadane są wyroki Boskie, tak przedziwne nieraz bywają motywacje
ludzkich, przełomowych życiowych decyzji. Mając ex post wiedzę
historyczną nie wypada śmiać się z kalkulacji powyżej wspomnianego kolegi
autora, determinowanych jego ówczesnym przewidywaniem rozwoju sytuacji
polityczno-militarnej. Zapewne zakładał wykrwawienie się polskich dywizji
gen. Andersa na froncie wschodnim. Zastanawiam się tylko, czy – woląc pozostać
w szeregach Armii Czerwonej – udało mu się przeżyć wojnę. A jeśli
tak, to jakie były jego dalsze losy. Autor raczej się już tego nie dowiedział.