niedziela, 29 maja 2022

„W głębokiej konspiracji. Tajne życie i labirynt działalności szpiega KGB w Ameryce”. Autorzy: Jack Barsky i Cindy Coloma

 

Jack Barsky, Cindy Coloma „W głębokiej konspiracji. Tajne życie i labirynt działalności szpiega KGB w Ameryce”

Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2018

Niezwykle ciekawa autobiografia szpiega KGB – tzw. nielegała działającego w Stanach Zjednoczonych w latach 1978-1988, później już tam nieaktywnego (faktycznie: dezertera z szeregów KGB), natomiast schwytanego przez FBI dopiero w 1997 r. Napisał ją Jack Barsky, urodzony w 1949 r. w Niemczech Wschodnich jako Albrecht Dittrich. Współautorka książki, pani Cindy Coloma, tylko mu pomogła w zredagowaniu tekstu w American English.

Przystępując do pisania tego artykułu przyszło mi na myśl, że być może nie wszyscy czytelnicy prawidłowo zrozumieją termin „nielegał” (wyraz pochodzący z języka rosyjskiego, w polskim jeszcze niezadomowiony – polski Word podkreśla go czerwonym wężykiem). Zatem w telegraficznym skrócie. Wywiadowcy (czyli szpiedzy) operujący zagranicą dzielą się na posiadających immunitet dyplomatyczny i nieposiadających takiegoż. Ci pierwsi są oficjalnie akredytowani w państwach pobytu, pracują w ambasadach i konsulatach – pełnią tam przeróżne cywilne funkcje niewskazujące na ich rzeczywiste zainteresowania zawodowe (czyli funkcje jakiegoś attaché, sekretarza, itp.). Niepróżnujący i podejrzliwy miejscowy kontrwywiad ma jednak takich na oku, a to bardzo utrudnia lub wręcz uniemożliwia działalność szpiegowską. W razie przyłapania „na gorącym uczynku” formalnie grozi im tylko uznanie za persona non grata i nakaz szybkiego opuszczenia kraju. Ci drudzy zaś to właśnie nielegałowie. Przyjeżdżają do krajów pobytu i przebywają tam (najczęściej, choć nie zawsze) na fałszywych papierach, tj. spreparowanych dokumentach opartych na nieprawdziwych życiorysach. Mieszkają, pracują, zakładają rodziny, najczęściej udają normalnych obywateli państw, do których ich skierowano. Równolegle prowadzą robotę szpiegowską. Ostrożnie działający i dobrze „zalegendowani” mogą długo (lub wcale) nie wzbudzać podejrzeń służb kontrwywiadowczych. Natomiast w razie wpadki czeka ich proces i długoletnie więzienie. Chyba że kontrwywiad zaproponuje im odpowiednią współpracę (np. dezinformację ich centrali), mogącą doprowadzić do złagodzenia lub w ogóle uniknięcia kary. Niektórzy mogą mieć też nadzieję na uwolnienie w ramach wzajemnej wymiany szpiegów, odbywającej się co pewien czas pomiędzy zainteresowanymi państwami.

Teraz już ad rem. Autor, Jack Barsky (przypominam: urodzony jako Albrecht Dittrich), bardzo dokładnie przedstawia swój życiorys, łącznie z drobiazgowo opisanymi perypetiami rodzinno-osobistymi. Pochodzi z prowincjonalnej rodziny nauczycielskiej w b. NRD, od małego był wychowywany (także w domu) w duchu komunistycznym. Przesiąkł tą ideologią, co w rezultacie skłoniło go do podjęcia „romantyczno-patriotycznej” (w jego mniemaniu) służby w charakterze radzieckiego wywiadowcy. A miał realną możliwość wyboru innej drogi życiowej! Uzyskał już wyższe wykształcenie, rozpoczął pracę naukowo-dydaktyczną, przygotowywał doktorat z chemii. Tymczasem w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej radzieckie służby specjalne poczynały sobie jak we własnym kraju. Któregoś dnia młodego Albrechta odwiedził oficer KGB, oficjalnie się przedstawił i zaproponował współpracę, pozostawiając mu trochę czasu do namysłu. Albrecht się zgodził. Po czym następuje interesujący opis długiej drogi Niemca Albrechta Dittricha do stania się Amerykaninem Jackiem Barsky’m. Dokładnie poznajemy radziecką kuchnię pichcenia szpiegów wysyłanych zagranicę. Kolejno: szkolenie w NRD i kilkuletnie w ZSRR, związane z tym poważne problemy zawodowe i osobiste młodego przecież mężczyzny (intymnych nie wykluczając), formalności i spore trudności związane z legalizacją pobytu w USA. Wreszcie 29-letni szpieg, tzw. nielegał, rozpoczyna działalność, do której był przez kilka lat tak intensywnie przygotowywany. Czyni to pod płaszczykiem życia normalnego, wręcz przykładnego obywatela Stanów Zjednoczonych. Ale jest on też przecież człowiekiem myślącym, ponadprzeciętnie inteligentnym. Swoją służbę w KGB rozpoczął z pobudek ideologicznych. Będąc młodym, zindoktrynowanym komunistą dobrowolnie zrezygnował z kariery naukowej, pragnąc walczyć z amerykańskim imperializmem ciemiężącym klasę robotniczą i w ogóle wyzyskującym ludzi pracy. Teraz na miejscu przekonuje się, jak owo „ciemiężenie” i „wyzysk” faktycznie wyglądają, zwłaszcza w porównaniu z życiem ludności NRD, nie mówiąc już o porównaniu z warunkami panującymi w komunistycznym raju, czyli w ZSRR. Jego wątpliwości stopniowo narastają, z czasem przechodzą w przekonanie o popełnieniu w przeszłości ogromnego życiowego błędu. Do tego dochodzi sytuacja osobista – Jack nie zamierza rozstać się z założoną w Ameryce rodziną, zwłaszcza z niedawno urodzoną córeczką. Tak więc ignoruje przysłany z Moskwy rozkaz natychmiastowego powrotu do centrali. Bojąc się jednak likwidacji przez radziecki wywiad wymyśla dość zgrabny powód odmowy wyjazdu z USA. Czy jego obawy są zasadne, a powód w pełni wiarygodny? Nastał już rok 1988. Związkiem Radzieckim rządzi Michaił Gorbaczow, w stosunkach amerykańsko-radzieckich następuje wyraźne odprężenie. Akcja specjalna KGB, polegająca na zabójstwie na terenie USA, musiałaby uzyskać zgodę genseka KPZR, a ten – w nowych uwarunkowaniach politycznych końca lat 80-tych – już by jej raczej nie wydał. Poza tym moskiewska centrala ma zadania ważniejsze niż sprawdzenie autentyczności powodu odmowy powrotu do ZSRR przez jednego, dotąd bardzo subordynowanego szpiega, i ewentualne zlikwidowanie go. Jack Barsky kontynuuje zatem swoje amerykańskie curriculum vitae, teraz już bez podwójnego (szpiegowskiego) dna. Ale przecież mieszka w państwie posiadającym kontrwywiad, któremu co prawda daleko do rosyjskiego, ale który też za coś pieniądze budżetowe bierze. I tak w 1997 r., czyli 19 lat po przybyciu Jacka Barsky’ego do USA, w tym 9 lat po zaprzestaniu przez niego działalności szpiegowskiej, FBI dochodzi wreszcie po nitce do kłębka i go zatrzymuje. Nie aresztuje jednak. W przeciwieństwie do naszego Mariana Zacharskiego Jack Barsky nie odrzuca propozycji współpracy z FBI, nie trafia więc przed sąd i do więzienia, ani nawet (po wykorzystaniu go przez FBI) nie podlega deportacji do już zjednoczonych Niemiec. Pozostaje legalnie w USA i nawet przechodzi tam interesującą przemianę duchową (szczegóły w końcowych fragmentach książki). Przyjemnej lektury. Zaręczam, że pasjonaci literatury sensacyjno-szpiegowskiej na pewno się nie rozczarują. Zwłaszcza, iż to nie szpiegowska powieść lecz takaż autobiograficzna opowieść.

PS.1. Powyżej napisałem „naszego Mariana Zacharskiego” mając na względzie kontynuację jego peerelowskiej kariery już w III Rzeczpospolitej, uwieńczonej generalskim awansem.

PS.2. Uważny czytelnik skojarzywszy losy wspomnianego Mariana Zacharskiego z podaną na wstępie definicją nielegała może powziąć uzasadnione wątpliwości. Pan Marian nie działał w USA pod przykryciem dyplomaty PRL, więc w zasadzie był owym nielegałem. Z drugiej jednak strony występował legalnie pod własnym nazwiskiem jako obywatel Polski przebywający w USA w oficjalnej misji handlowej (działalność wywiadowcza stanowiła tylko jej tajne uzupełnienie). Za zaliczeniem go do kategorii szpiegów-nielegałów przemawia moim zdaniem okoliczność, iż Marian Zacharski był oficerem Departamentu I MSW, skierowanym do pracy w handlu zagranicznym Polski Ludowej. I nieistotne jest, czy posiadał taki status już w dniu przybycia do Stanów Zjednoczonych, czy może dopiero później (na fali szpiegowskich osiągnięć) został „ukadrowiony”, z mocą wsteczną, do funkcji oficera Służby Bezpieczeństwa zatrudnionego w Departamencie I MSW na tzw. niejawnym etacie.