Dziś
wpis w pewnym sensie okolicznościowy. W czasach PRL to ci, o których
mowa poniżej, 9 maja bywali głównymi bohaterami corocznych obchodów
Dnia Zwycięstwa. W latach 80-tych pozwalano już sobie nawet (ale tylko w publikacjach
i audycjach nieprzeznaczonych dla szerokiego kręgu odbiorców) na
artykułowanie prawdy o przebiegu bitwy pod Lenino, a także o losach
polskich żołnierzy przybywających ze wschodu. Na nieocenzurowane publikacje ich
wspomnień musiano jednak jeszcze trochę poczekać.
Dominik
Czapigo [red.], Marcin Białas [komentarz historyczny] „Berlingowcy.
Żołnierze tragiczni”
Wydawnictwo RM,
Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2015
Jest
to książka o tych, którzy przymusowo znalazłszy się w radzieckim
„raju”, z różnych przyczyn nie zdążyli dotrzeć do armii generała Władysława
Andersa. Z konieczności więc, aby tylko wyrwać się z „nieludzkiej
ziemi” (wg bardzo trafnego określenia stalinowskiego ZSRR przez Józefa
Czapskiego), w 1943 r. wstępowali do polskiej dywizji dowodzonej
przez generała Zygmunta Berlinga (poprzednio podpułkownika WP). Czyli do jednostki
wojskowej niepodlegającej legalnemu Rządowi RP na wychodźstwie, a utworzonej
na rozkaz Stalina, już wówczas organizującego podwaliny nowej, posłusznej mu marionetkowej
Polski. Przeczytamy także o żołnierzach, którzy szeregi tej nowej formacji
wojskowej zasilili później – w latach 1944 i 1945 na terenach
wyzwolonych spod okupacji niemieckiej. M.in. o partyzantach Armii
Krajowej, którzy – aresztowani przez NKWD – otrzymywali do wyboru dwie
propozycje: służbę w armii albo wywózkę na Sybir. Niektórzy akowcy
dokonywali też swoistej „ucieczki do przodu” (przed NKWD) i sami zgłaszali
się do poboru. Np. tak postąpił mój teść Józef B. (1921-2007),
kombatant zarówno Armii Krajowej, jak i 2. Armii Wojska Polskiego.
Reprezentatywnymi,
tytułowymi „żołnierzami tragicznymi” jest ośmiu mężczyzn i jedna kobieta.
Ich relacje tworzą główną część książki. Są to osoby różnego pochodzenia społecznego
i wykształcenia. Jeden żołnierz dość szybko ulega indoktrynacji
ideologicznej i pełni służbę w pionie polityczno-wychowawczym. Większość
jednak zachowuje rezerwę, przyjmuje postawy oportunistyczne, z doświadczenia
wiedząc, czym w tym wojsku może grozić nieprawomyślne „wychylanie się”.
Były partyzant AK radzi sobie całkiem dobrze, dowodzi plutonem, zyskuje
zaufanie żołnierzy, a z nękającymi go politycznymi nadgorliwcami
rozprawia się fizycznie. Panu Dominikowi Czapigo należą się słowa uznania za dobry
wybór i redakcyjne dopracowanie tekstów wiarygodnie przedstawiających
okopowe przeżycia ich autorów, także ich spostrzeżenia, refleksje i rozterki
wewnętrzne. Podczas lektury radzę zerkać na strony 345-350, gdzie znajdują się
zwięzłe biogramy dziewięciorga bohaterów książki, jak również na strony 341-344
z kalendarium wydarzeń. Ale to nie wszystko. Publikację wzbogaca dość
obszerny komentarz historyczny autorstwa p. Marcina Białasa, ukazujący polityczne
i militarne tło tej literatury pamiętnikarskiej. Ów komentarz
historyczny i wspomnienia bohaterów nawzajem się na kartach książki przeplatają,
w ujęciu chronologicznym przedstawiając organizację i szlak bojowy
wojska oraz indywidualne losy żołnierzy. Walczących najpierw w dywizji,
później w korpusie, a ostatecznie w dwóch armiach Wojska
Polskiego, liczących w maju 1945 r. łącznie ok. 350 tys.
żołnierzy. Dzięki temu komentarzowi książkę można uznać za zwięzłe,
nieprzekłamane vademecum wiedzy o formacji, z której swój rodowód wywodziło
Ludowe Wojsko Polskie. Dołączone są też żołnierskie fotografie, jak również
fotokopie ważnych politycznych dokumentów, w tym wówczas ściśle tajnych.
Zacytować ich nie mogę z uwagi na redakcyjne zastrzeżenie wydawców.
PS. Osobom pragnącym
poszerzyć wiedzę nt. wojska dowodzonego gen. Zygmunta Berlinga
(i jego następców) polecam również – już uprzednio omówioną na tym blogu –
książkę Tadeusza A. Kisielewskiego pt. „Janczarzy Berlinga. 1. Armia
Wojska Polskiego 1943-1945” (Dom
Wydawniczy REBIS, Poznań 2014).