Władysław
A. Serczyk „Historia Ukrainy”
Zakład
Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 2009
Wydanie
czwarte poprawione i uzupełnione 2009
Historia
tytułowego państwa obecnie gwałtownie przyspieszyła. Można by rzec – dzieje się
na naszych oczach. Data 24 lutego 2022 r. będzie odnotowana w przyszłych
podręcznikach historii. Pod warunkiem, że będzie miał je kto pisać; zob.
poniżej PS.3. W chwili zamieszczania tego tekstu trwa już piąty dzień
rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Pisząc go nie mogę nie odnieść się do przyczyny zbrojnej
agresji Rosji przeciwko Ukrainie.
Wojna
powinna wzmóc zainteresowanie dziejami zaatakowanego państwa. Proponuję tu lekturę
wartościowego opracowania popularnonaukowego, autorstwa profesora Władysława
Andrzeja Serczyka (1935-2014), historyka specjalizującego się w badaniu
dziejów naszego wschodniego sąsiada. Wydanie pierwsze jego książki miało
miejsce w 1979 r., tj. w czasie, gdy już wyraźnie słabł
wpływ polityki PZPR i peerelowskiej cenzury na treść publikacji o tematyce
historycznej, zwłaszcza tych nieprzeznaczonych dla szerokiego kręgu czytelników.
Z autopsji zapamiętałem, że wiele niskonakładowych, interesujących pozycji,
np. książki Pawła Jasienicy, zdobywało się wówczas w księgarniach „spod
lady” po znajomości, lub polując na nie na organizowanych cyklicznie
kiermaszach książek. To, że ów wpływ cenzury wtedy słabł, nie oznacza
jednak, iż go nie było. Wprawdzie proponuję Państwu lekturę wydania czwartego
(poprawionego i uzupełnionego), to jednak w niektórych rozdziałach daje
się jeszcze zauważyć duch PRL-u: profilaktyczna autocenzura. Dotyczy to fragmentów
książki poświęconych „radzieckim” latom historii Ukrainy. Autor te rozdziały co
prawda „poprawił i uzupełnił”, ale gdzieniegdzie jeszcze przebija w nich
stary styl pisania pod cenzurę i przyjaźń polsko-radziecką. Ale zastrzegam
– nie obawiajmy się, nie ma tam żadnej nostalgii za ancien regime. Poza
tym wszystkie byłe białe plamy historii Ukrainy, zapewne tylko oszczędnie
wzmiankowane w wydaniu pierwszym z 1979 r., autor w wydaniu
czwartym z 2009 r. już definitywnie poodkrywał.
Powyższą krytyczną uwagę można zresztą odnieść do opisu jedynie kilkudziesięciu lat historii.
Natomiast całość książki (444 strony) to dzieje ziem obecnej Ukrainy od czasów
starożytnych aż do wiosny 2007 r. Profesor Władysław Serczyk prowadzi nas
przez stulecia wspólnych partii historii Rusi, Litwy i Polski (później:
Rzeczypospolitej Obojga Narodów), Turcji, Moskwy (później: Rosji), Austrii
(później: Austro-Węgier), Niemiec, ZSRR, II Rzeczypospolitej, PRL,
wreszcie współczesnej Polski i niepodległej Ukrainy. Na samym wstępie zauważa
istnienie pisemnej wzmianki o nazwie „Ukraina” już w XV wieku. Tereny
tak później i coraz powszechniej określane stanowiły tylko część zamieszkałych
przez Rusinów województw południowo-wschodnich Rzeczypospolitej przedrozbiorowej.
Były też mniejsze od obszaru Ukrainy radzieckiej i niepodległego państwa
ukraińskiego, powstałego w grudniu 1991 r. W książce dominuje
głównie historia polityczna (relacjonowana bardzo ciekawie i przystępnie),
ale autor nie zaniedbuje również skrótowo przedstawiać zagadnień gospodarczych,
społecznych i kulturalno-naukowych. A miłośnicy Sienkiewiczowskiego „Ogniem
i mieczem” też się nie rozczarują.
Jako
końcową cezurę czasową autor ustanawia wiosnę roku 2007. Nie przeczytamy już zatem
o następujących w 2014 r. aneksji Krymu przez Rosję oraz przez nią wyreżyserowanej
secesji obwodów Donieckiego i Ługańskiego. Nawiązując do ogłoszenia dn. 1 grudnia
1991 r. przez Ukrainę niepodległości, pozwolę sobie przytoczyć i podkreślić
krótki cytat z książki (str. 375, 376): „Rzecznik prasowy
prezydenta Rosji Jelcyna stwierdził, że Rosja po ewentualnym rozpadzie Związku
Radzieckiego zastrzega sobie prawo do rewizji granic państwa i m.in. ma
na myśli terytorium Zagłębia Donieckiego oraz Krym.”. ZSRR przestał istnieć
już kilka dni później – 8 grudnia 1991 r. zadecydowali o tym przywódcy
Rosji, Ukrainy i Białorusi na historycznym spotkaniu w Puszczy
Białowieskiej, a prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow swą dymisję ogłosił dnia
25 grudnia.
Profesor
Władysław Serczyk opisując historię Ukrainy sporo fragmentów poświęca powstaniu
jej rozległego obszaru, tj. konstrukcji jej granic, zauważając znaczący tu
wpływ Rosji carskiej i bolszewickiej oraz później ZSRR. Rosja prezydenta
Putina, nie będąc w stanie inaczej zahamować dążeń niepodległej Ukrainy ku
całkowitej niezależności oraz przynależności do UE i NATO,
w 2014 r. przystąpiła do destrukcji jej granic. Aktualnie, od dnia 24 lutego
2022 r. obserwujemy kolejną tego odsłonę. Dzieje się to oczywiście z rażącym
pogwałceniem prawa międzynarodowego, drogą agresji zbrojnej. Rosyjska opinia
publiczna tumaniona jest argumentami o prześladowaniu Rosjan, o niebezpiecznym
przybliżaniu się NATO do granic Rosji, a także … o celowości
odebrania Ukrainie niegdysiejszych rosyjskich „prezentów”, czyli właśnie Krymu i innych
ziem zamieszkałych w przeważającej mierze przez ludność mówiącą po
rosyjsku. Analogicznie jak to się czasem dzieje po jednostronnym zerwaniu
zaręczyn przez narzeczoną, gdy zostaje ona przymuszona do zwrotu kosztownych upominków
otrzymanych od byłego już narzeczonego. Taki mniej więcej przekaz idzie od
kół rządu Putina do szerokiej rosyjskiej opinii publicznej i niestety jest
tam przyjmowany. Zobaczymy jak długo.
Reasumując,
podkreślam potrzebę zapoznania się w tych dniach z historią
napadniętego państwa. Przystępnie napisana, proponowana książka prof. Serczyka
(dostępna w księgarniach internetowych) wprowadzi tu czytelnika od razu na
dobry poziom akademicki.
PS.1.
Język używany przez mieszkańców danego państwa może stanowić przesłankę do
określenia ich narodowości, ale przecież nie musi. Istnieje np. naród
szwajcarski - używający trzech języków, będących językami urzędowymi państw
ościennych. Bez wątpienia istniejący naród kanadyjski posługuje się dwoma
językami urzędowymi: angielskim i francuskim (tym drugim
w największej prowincji Quebec). Narody państw Ameryki łacińskiej mówią po
portugalsku (naród brazylijski) i hiszpańsku (pozostałe, niekiedy
wzajemnie skłócone a nawet wojujące). Rzeczownik „naród” ma wspólny rdzeń
etymologiczny z czasownikiem „narodzić (się)”. Logiczny związek tych
wyrazów z używanym językiem i np. wyznawaną religią bywa niekiedy
luźny, decydujące okazuje się bowiem subiektywne i dobrowolne przekonanie (np.
przed wojną wielu polskich żydów nie samookreślało się jako Żydzi, lecz jako
Polacy wyznania mojżeszowego). Tak więc argument prezydenta Putina o zasadności
przyłączenia do Rosji terenów zamieszkałych w większości przez ludność
rosyjskojęzyczną i prawosławną zdaje się mieć charakter wyłącznie imperialny
i niestety stanowi analogię do żądania aneksji czeskich Sudetów przez III Rzeszę
w 1938 r.
PS.2.
Tematykę ukraińską nie po raz pierwszy poruszam na blogu. Z książek jej wcześniej
poświęconych i już tu omówionych dziś proponuję przypomnieć sobie
opracowanie Timothy’ego Snydera pt. „Rekonstrukcja narodów. Polska,
Ukraina, Litwa, Białoruś 1569-1999” (vide katalog autorski L-Ż lub
katalog tematyczny 8).
PS.3.
Nie wiem (nikt tego nie wie), jaki będzie dalszy bieg wydarzeń. Rosja,
mocarstwo atomowe, jest rządzona przez polityka nieprzewidywalnego. Dysponujące
bronią jądrową państwa zachodnie opowiedziały się (słusznie) po stronie
Ukrainy, deklarując udzielenie jej daleko idącej pomocy logistycznej, łącznie
z dostawami uzbrojenia. Niedawno przeczytałem książkę będącą hitem
wydawniczym ub. roku, a mianowicie powieść sensacyjną
pt. „Nigdy”, autorstwa słynnego Kena Folleta. Jej akcja rozpoczyna się od dość
trzeciorzędnego konfliktu: pomiędzy Czadem a Sudanem. W tychże krajach
afrykańskich lokowały swoje interesy mocarstwa światowe (nie piszę które,
aby wzmóc ciekawość czytelniczą). Potem już tylko: akcja, reakcja,
eskalacja. Nastąpił też zbieg okoliczności z puczem wojskowym
w jednym z krajów azjatyckich. Dalsza eskalacja, wmieszało się
kolejne państwo. Na rozwój wydarzeń zaczęła mieć również duży wpływ polityka
wewnętrzna jednego z mocarstw. Skończyło się to wszystko wojną jądrową w skali
światowej. Czyli – skończyło się definitywnie. Wszystko się skończyło.