niedziela, 9 stycznia 2022

„Krucjata 1935. Wojna, której nigdy nie było”. Autor: Marek Świerczek

 

W styczniu br. zainteresujemy się przedwojenną dyplomacją w trójkącie Berlin-Warszawa-Moskwa, innych stolic całkowicie też nie wyłączając. Ową tematykę przybliżają nam (tu za moim pośrednictwem) panowie Marek Świerczek, Krzysztof Rak i Stanisław Żerko. A zatem – po kolei.

Marek Świerczek „Krucjata 1935. Wojna, której nigdy nie było”

Wydawca Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2021

Żal z powodu niewykorzystanej okazji i zmarnowanej wielkiej szansy historycznej??? Taka myśl może się nasunąć podczas lektury tej książki napisanej w formie interesującej dysertacji naukowej (zastanawiam się, czy to aby nie rozprawa doktorska p. Świerczka). Za punkt wyjścia autor wybrał dostępne już w Rosji raporty z lat 1934 i 1935 radzieckich agentów wysoko ulokowanych w polskim MSZ, z bezpośrednim dostępem do ministra Józefa Becka, oraz (okazyjnie, jeden z tych szpiegów) do samego marszałka Józefa Piłsudskiego. Nie zawahał się wymienić ich nazwisk i stanowisk, choć tylko jednego z nich explicite, bez żadnych wątpliwości, wskazał jako radzieckiego szpiega-informatora, a zarazem bardzo ważnego tzw. agenta wpływu. Owi agenci donosili Stalinowi o montowanej w wielkiej tajemnicy koalicji polsko-niemiecko-japońskiej, mającej na celu wojnę z ZSRR. A działo się to w latach 1934 i 1935, ale tylko do śmierci marszałka Piłsudskiego. Później przygotowania do owej tytułowej krucjaty zostały z winy Polski zaniechane. Po przytoczeniu treści raportów radzieckich szpiegów p. Marek Świerczek poddał ich główne przesłanie obszernej, gruntownej analizie podmiotowej i przedmiotowej – celem zbadania autentyczności i wiarygodności. I właśnie o tym jest książka.

Za analizę podmiotową można uznać opisanie życiorysów i charakterów agentów, także ich osobistych kontaktów z wywiadem i kontrwywiadem radzieckim. Na tym tle poraża bezmyślność naszych decydentów kadrowych, otrzymujących przecież sygnały wskazujące na pojawiające się podejrzenia wobec tych polskich oficerów, jak również na ich patologiczne osobowości. Analizie przedmiotowej natomiast poddana jest polityka zagraniczna i wewnętrzna, uprawiana przez państwa europejskie w tamtych latach, ze wskazaniem również niejawnej dyplomacji realizowanej z polecenia Józefa Piłsudskiego i Adolfa Hitlera. Tu koniecznie muszę powtórzyć za autorem, aby na sylwetkę niemieckiego Führera nie patrzeć przez pryzmat historii drugiej wojny światowej, ale zatrzymać się na status quo czasokresu analizowanego w książce. Autor przedstawia ówczesne poglądy oraz plany polityczne Piłsudskiego i Hitlera. Dowodzi też, iż krucjata anty-ZSRR w zasadzie leżała w interesie całego zachodniego, cywilizowanego świata. A to, że do niej nie doszło, to już zasługa służb specjalnych Stalina – szpiegów i (głównie) agentów wpływu. Nie negując dużego znaczenia ich kreciej działalności uważam jednak, że taki pogląd to już przejaw teorii spiskowej, którą odrzucam. O dalszym przebiegu dziejów zadecydowała bowiem głównie krótkowzroczność, niekiedy wręcz bezmyślność ekip rządzących Polską, Francją i Wielką Brytanią, które podejmowały decyzje samodzielnie i nie musiały ulegać podszeptom płynącym po kryjomu z Kremla. Przecież tajni agenci radzieccy nie stali na czele rządów tych państw, jedynie lokowali się w gronie wpływowych doradców. Ich opinie mogły i powinny być jednak odrzucane. Nie byli zresztą doradcami jedynymi.

Reasumując, gorąco polecam lekturę proponowanej dziś książki. Zarazem ostrzegam, iż spowoduje ona swego rodzaju burzę w mózgu. Autor bowiem wyraźnie odbiega od poglądów głównego nurtu historiografii, zarówno polskiego, jak i zachodnioeuropejskiego. Swoje wnioski i przemyślenia starannie dokumentuje, w książce aż roi się od przypisów (niektórych niezwykle interesujących, wykraczających poza wskazanie źródła informacji). Fragmentarycznie przedstawia też stan polskiej dyplomacji oraz polskiego wywiadu i kontrwywiadu tamtych lat, także ich bardzo brudne, żeby nie powiedzieć śmierdzące zdradą, strony. Abyście jednak Państwo nie uznali, że się autorowi podlizuję, to teraz też trochę pogrymaszę.

§  Na str. 348 autor wspomina o chorobie nowotworowej Józefa Piłsudskiego. Informację o tym zaczerpnął zapewne z oficjalnego, urzędowego orzeczenia lekarskiego o przyczynie zgonu marszałka. A przecież w swojej książce kilkakrotnie podkreśla nieufność wobec wszelkich wersji tzw. urzędowych, oficjalnych. Mógł zatem i tu napisać tylko ogólnie, np. o chorobie śmiertelnej. Rzeczywistą chorobę i przyczynę zgonu marszałka Józefa Piłsudskiego wyjawił bowiem doktor Marek Kamiński (opis jego książki do odszukania w katalogu alfabetycznym tej czytelni). Niewykluczone, że pan Marek Świerczek jeszcze nie dotarł do książki autorstwa swego imiennika. Przy okazji nadmieniam, że powyższą uwagę zamieszczam jedynie w imię obiektywnej prawdy historycznej, a broń Boże ze złośliwości. W pełni bowiem podzielam opinię p. Marka Świerczka o wielkiej osobowości marszałka Józefa Piłsudskiego i o zasadności jego planów politycznych.

§  Drugie moje zastrzeżenie dotyczy informacji na str. 28 książki o gigantycznym wynagrodzeniu w kwocie pół miliona przedwojennych złotych polskich, wypłaconych polskim renegatom przez ZSRR latem 1939 r. Autor z drwiną pisze, iż waluta ta stała się już za miesiąc bezwartościowa. Otóż nie. W Generalnym Gubernatorstwie polskie banknoty pozostały w obiegu, przy czym tylko ich wysokie nominały deponowano w banku celem ich wymiany w 1940 r. na tzw. młynarki, też nominowane w złotych. Różne dla różnych osób określono limity takiej wymiany, ale była ona realna. Jako rzeczoznawca majątkowy zajmujący się nieruchomościami miałem kilka razy okazję, badając ich stany prawne, przeglądać akty notarialne umów kupna-sprzedaży nieruchomości, zawartych w GG w latach wojny. Wszystkie podane w nich ceny były określone w złotych. Z przekazu rodzinnego też wiem, że mój dziadek po kądzieli późną jesienią 1939 r. kupił na peryferiach Radomia działkę budowlaną o powierzchni 0,75 ha. Oczywiście za złotówki.

§  Na str. 237 autor pisze, iż (cyt.) „II RP odzyskała jedynie drobną część terytoriów utraconych w rozbiorach na rzecz Rosji”. Nie taką znów „drobną” – proszę zerknąć do atlasu historycznego i porównać przebieg granicy wschodniej Rzeczypospolitej z roku 1772 (sprzed pierwszego rozbioru) i roku 1921. Chyba że autor bierze również pod uwagę tereny Ukrainy lewobrzeżnej, utraconej przez Rzeczpospolitą na rzecz Rosji już w XVII wieku, formalnie w 1667 r. (ale to przecież nie był jeszcze rozbiór, jeno skutek powstań kozackich i przegranej wojny z Moskwą).

§  Na str. 250 w przypisie nr 540 podana jest skrajnie zaniżona liczba 2400 ludzi tzw. zbędnych, czyli trwale bezrobotnych w II Rzeczypospolitej. Moim zdaniem należało tu napisać „2400 tys.” lub prościej: 2,4 mln.

§  No i jeszcze drobna uwaga pod adresem pana Piotra Zychowicza, autora przedmowy. Już w pierwszym jej zdaniu (str. 7 książki) p. Piotr pisze o Stalinie, jakoby budzącym się ze strachu w środku nocy, gdy przyśniła mu się tytułowa krucjata. Rozumiem, że to tylko taki wtręt retoryczny. Ale jednak nietrafiony. Stalin w środku nocy to jeszcze pracował albo imprezował ze swoimi przybocznymi. Kładł się spać dopiero nad ranem, wstawał przed południem. Taki wiódł tryb życia.