Dość uważnie staram się dostrzegać tzw. okrągłe rocznice, a pomimo
to jedną, i to bardzo ważną, przeoczyłem. A przecież w 1941 roku,
80 lat temu, najazdem III Rzeszy na Związek Radziecki rozpoczął się
kolejny, decydujący etap II wojny światowej. Najbliższych kilka artykułów
zamierzam więc poświęcić wzajemnym zmaganiom tych dwóch totalitaryzmów –
tematyce na mym blogu nie nowej (vide katalogi tematyczne nr 6
i nr 7). Dziś, tytułem jej kontynuacji, rozpoczniemy od – jeszcze
przedwojennego – „przeglądu kadrowego” w Armii Czerwonej. Kolor
czerwony oznacza tu krwawe represje: śmierć, katorgę, także gehennę najbliższej
rodziny.
Paweł
Wieczorkiewicz „Łańcuch śmierci. Czystka w Armii Czerwonej 1937-1939”
Zysk
i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2016
O „rozdziale
wojskowym” stalinowskiego Wielkiego Terroru lat 1937-1939 dowiemy się absolutnie
wszystkiego. Ambitny czytelnik, który zechce sięgnąć po tę książkę, ujrzy
dzieło formatu i objętości encyklopedii, skrywające między okładkami
wartościową monografię naukową. Jako taką przeznaczoną chyba w pierwszym
rzędzie dla osób pragnących drążyć naukowo i zawodowo tytułowy temat. Czyli
dla historyków i politologów, dla publicystów specjalizujących się w opisie
przedwojennych dziejów „Miłującego Pokój Kraju Rad”, dyktatorsko rządzonego
przez „Wodza Mas Pracujących Całego Świata”. To analityczne ale zarazem też syntetyczne
opracowanie musi więc z konieczności zawierać mnóstwo udokumentowanych
zestawień zbiorczych – skrupulatnych wyliczeń oficerów wg nazwisk i rang
lub stopni wojskowych, jednostek różnych rodzajów sił zbrojnych, natężeń
terroru w kolejnych jego okresach, etc. Nie oszukujmy się, owe „zagregowane”
wielostronicowe syntezy raczej nie przyciągną przeciętnego miłośnika historii,
któremu wystarczy kilka – kilkanaście ogólnych informacji dających
wyobrażenie o masowej skali terroru, natomiast głównie interesują go
motywy i wykonawcy zbrodni oraz ich ofiary (indywidualne ludzkie losy).
Ale
taki amatorski miłośnik historii też się nie rozczaruje! Autor bowiem ukazuje
Wielki Terror w armii ZSRR również przez pryzmat indywidualnych postępowań
administracyjnych lub sądowych. Każdorazowo przedstawia sylwetkę prześladowanego
oficera, jego pochodzenie i dotychczasową działalność, a następnie
możliwe przyczyny i cały przebieg jego destrukcji przez stalinowski aparat
terroru. Od chwili zebrania się czarnych chmur nad głową konkretnego „podejrzanego”,
potem usunięcia go z partii i wojska (niekiedy te „etapy” pomijano,
aby ofiary nie spłoszyć), wreszcie aresztowania (wg różnych sposobów), później przez
często sadystyczne, okrutne śledztwo i parodię procesu, aż po wykonanie
wyroku śmierci lub skazanie na wieloletni pobyt w łagrze. Profesor opisuje
też losy gorliwych inspiratorów i wykonawców czystki, którzy - nierzadko -
sami stawali się jej kolejnymi ofiarami. Trudne do ukrycia pozostaje wówczas u czytelnika
poczucie tzw. Schadenfreude. Odczuwa się je również, chociaż z innego
powodu, gdy czytamy o represjach wobec dość licznych (do czasu!)
radzieckich oficerów pochodzenia polskiego – bolszewickich kombatantów wojny lat
1919 i 1920, później też czynnie zaangażowanych w zwalczanie II Rzeczypospolitej
na polu wywiadu, kontrwywiadu czy przygotowań do nowej wojny. Opisując
szczegółowo ludzkie losy autor nie ogranicza się do życiorysów represjonowanych
oficerów. Stalinowski terror obejmował, z iście starotestamentową
zajadłością, także ich najbliższych: rodzeństwo, żony, dzieci. Na ogół kończyli
w łagrach. Tylko bardzo nieliczni, ci którzy przeżyli, mogli po 1956 roku
dać pisemne świadectwa prawdzie.
Profesor
Paweł Wieczorkiewicz przedstawia również sylwetki tych wyższych oficerów,
którzy uniknęli czystki (dając prawdopodobne tego wytłumaczenie), jak i tych,
których koledzy zdołali z czasem powyciągać z łagrów, by mogli wziąć
udział w wojnie z Niemcami, niekiedy nawet wysoko awansując. Jak np. przyszły
„radziecko-polski” marszałek Konstanty Rokossowski, ochrzczony w warszawskim
kościele katolickim imieniem Kazimierz. Później ukrywający bądź rozwadniający w oficjalnym
życiorysie swoją etniczną polskość, robiący z siebie zaledwie „pół-Polaka”.
Co było „pół-prawdą” - autor dowodzi pełnego polskiego pochodzenia marszałka.
Na
wstępie wspomniałem o encyklopedycznym formacie książki. Może ona także
spełniać i merytoryczną funkcję encyklopedii (leksykonu). W jej
zakończeniu (na str. 1163-1232) znajdujemy bardzo obszerny indeks nazwisk
z odesłaniem do stron traktujących o dziejach konkretnych wyższych komandirów.
Czytelnik zainteresowany losami jakiegoś oficera, na którego postać natrafił
podczas innej lektury (np. doskonałego „Dziennika 1920” Izaaka Babla),
może poprzez ów indeks nazwisk dotrzeć do informacji, czy stalinowska czystka w wojsku
tegoż objęła. Jeśli tak, to z jakim przebiegiem i skutkiem, a jeżeli
nie, to co go od niej uchroniło. W tekście książki napotykamy sporo
skrótów radzieckich (zresztą nie tylko radzieckich) nazw i specyficznych określeń,
co trochę irytuje. Przestaje, gdy założymy zakładkę na str. 1151 - tam
bowiem rozpoczyna się alfabetyczny wykaz wszystkich tych skrótów, do którego podczas
lektury radzę zerkać. Aby nie być gołosłownym: gdy przy nazwisku jakiejś
skazanej kobiety spostrzegamy skrót „ŻWN”, to należy rozumieć, iż olbrzymią „winą”
owej pechowej niewiasty okazało się bycie żenoj wraga naroda (żoną wroga
ludu).
No
i jeszcze konieczna errata, na którą ośmielam się sobie pozwolić. Na str. 359,
w wierszu 14-tym od góry, widnieje merytoryczny błąd. Tzw. „Marchlewszczyzna”
była, i owszem, polskim rejonem narodowościowym Ukrainy radzieckiej, ale
tzw. „Dzierżyńszczyzna” już nie – ta bowiem stanowiła polski rejon
narodowościowy Białoruskiej SRR. O owej sezonowej polskiej autonomii
w przedwojennym ZSRR ciekawie pisze m.in. Nikołaj Iwanow w książce
pt. „Zapomniane ludobójstwo.
Polacy w państwie Stalina (…)”, omówionej na tym blogu.