Laurence
Rees „Holokaust. Nowa historia”
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2018
Mimo
że upłynęło już 76 lat od zakończenia wojny i ujawnienia hitlerowskich
bestialstw, informacji o Holokauście 6 mln ludności żydowskiej nie
wolno spychać z najważniejszych stron podręczników historii. Prawda o tej
mega-zbrodni, ludobójstwie, musi być wiecznie i powszechnie dostępna,
zwłaszcza że co pewien czas w różnych krajach, także niestety
i w Polsce, uaktywniają się nieliczni (na szczęście!) durnie: sympatycy
nazizmu i niemieckiego Führera-psychopaty. Oczywiście książkę polecam również
osobom, którym tytułowy temat jest nieobcy, które z nauki historii (szkolnej
i przekazywanej medialnie) wyniosły ogólną wiedzę nt. mordu na
europejskich Żydach. Brytyjski historyk stworzył nową, popularnonaukową,
ciekawie napisaną monografię – prawdziwe kompendium wiedzy o Holokauście. Podtytuł
uzasadnił częstym powoływaniem się na nowe relacje świadków zbrodni, wcześniej
niepublikowane. Książka powinna stanowić lekturę obowiązkową w szkołach
średnich – w Niemczech i w Austrii, jak też we wszystkich
państwach będących podczas II wojny światowej okupowanymi przez Niemcy
bądź od Niemiec zależnymi. Czyli u nas również. Autor opisuje w niej
motywy, zakres, przebieg i sposoby dokonywania zbrodni ludobójstwa – w ujęciu
terytorialnym oraz na przestrzeni lat. Ukazuje też europejskich kolaborantów w dziele
Zagłady, kierujących się różnymi przesłankami – materialnymi (chęć zaboru
mienia), ideologicznymi (patologiczny antysemityzm), a nawet urzędowymi
(pragmatyzm urzędniczy, rzetelne wykonywanie wszystkich poleceń okupanta). Oprócz
kolaboracji autor wskazuje na dość powszechne zobojętnienie, a niekiedy nawet
zadowolenie z cierpień ludności żydowskiej i przestępcze czerpanie z tego
korzyści (np. tzw. szmalcownictwo). Wytyka to również nam, ale jednocześnie
przyznaje, że ok. 90 tys. Polaków było czynnie zaangażowanych w akcje
pomocy Żydom. Autor nie oszczędza papieża Piusa XII. Zarzuca mu grzech
zaniechania – niepotępienie publiczne zbrodniarzy i niezagrożenie im
ekskomuniką. Jako przykład m.in. wskazuje niepozbawienie święceń kapłańskich księdza
Tiso, prezydenta marionetkowej Słowacji, akceptującego los słowackich Żydów
deportowanych do obozów śmierci. Autor też udowadnia, że w miarę upływu
lat wojny i pogarszania się sytuacji militarnej Niemiec liczba ofiar
Holokaustu – co nielogiczne i nieracjonalne, ale prawdziwe – stawała się
coraz większa, by swoje apogeum osiągnąć w latach 1943 i 1944. A przecież,
przypomnijmy, w 1943 r. Niemcy ponieśli klęski pod Stalingradem
i Kurskiem, a alianci zachodni wylądowali we Włoszech.
W 1944 r. front wschodni przebiegał przez terytorium Polski,
a fronty zachodnie, po lądowaniu aliantów w Normandii, były już dwa.
Trwały też destrukcyjne bombardowania miast niemieckich. Pomimo to, nawet jeszcze
w 1945 r. postępował (cyt.) „mord do samego końca”, mniej liczny już
tylko z powodu skurczenia się obszaru niemieckiego panowania i związanego
z tym „deficytu” potencjalnych ofiar.
Demiurgiem
Holokaustu był oczywiście Adolf Hitler, którego Niemcy w 1933 r. demokratycznie
uznali za swojego Führera. Naziści początkowo taili przed ludnością Niemiec zasady
i skutki „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, by jednak następnie
od 1943 r. dopuszczać do tzw. kontrolowanych przecieków, mających
uświadomić Niemcom fakt już spalenia za sobą mostów i związaną z tym
konieczność determinacji walki do końca. Nie kwestionując roli Adolfa Hitlera jako
naczelnego decydenta i kierowniczego sprawcy zbrodni ludobójstwa,
historycy - analitycy Holokaustu podzielili się na tzw. intencjonalistów i tzw. funkcjonalistów.
Ci pierwsi wychodzą z założenia, iż Hitler „od zawsze” snuł plany
wymordowania wszystkich Żydów europejskich, ci drudzy natomiast, że takie plany
dopiero powziął, gdy ich deportacja na Madagaskar (skądinąd zarzucony polski,
przedwojenny pomysł) lub do azjatyckiej części pokonanego ZSRR, stała się –
wskutek przebiegu działań wojennych – niemożliwa. Laurence Rees przychyla się
do opinii funkcjonalistów, przedstawiając po kolei etapy chaotycznej (początkowo)
organizacji i rozwoju Holokaustu. Ja pozwolę sobie jednak przyznać rację intencjonalistom.
Hitler już przecież przed wybuchem wojny groził „międzynarodowemu żydostwu”
unicestwieniem, aczkolwiek tego nie precyzował. Zaś w ostatnich miesiącach
i tygodniach wojny, gdy dla wysiłku zbrojnego III Rzeszy liczył się
każdy jeszcze sprawny żołnierz czy esesman, każdy wagon kolejowy, każdy litr
paliwa, każda sztuka amunicji, Hitler „marnował” ów potencjał na kontynuowanie
mordu. Gdzież tu funkcjonalizm? Autor sporo uwagi poświęca także osobie nr 2
w hierarchii odpowiedzialnych za Holokaust, czyli Heinrichowi Himmlerowi. Ukazuje
jego bezsprzeczne, naczelne kierownictwo akcjami ludobójstwa, ale też podrwiwa
z jego politycznego infantylizmu. Himmler w ostatnich miesiącach
wojny usiłował podejmować tajne rokowania pokojowe z aliantami zachodnimi,
widząc siebie – po planowanym odsunięcia Hitlera od władzy – w roli nowego
przywódcy Niemiec, zaakceptowanego przez aliantów. Najwyraźniej nie brał pod
uwagę, że poważne negocjacje toczone z jego udziałem mogłyby dotyczyć
tylko i wyłącznie długości i grubości sznura szubienicznego, na
którym zawiśnie.