Nicholas Stargardt
„Wojna Niemców. Naród pod bronią 1939-1945”
Dom Wydawniczy
REBIS Sp. z o.o., Poznań 2017
Poznajemy
realia II wojny światowej widzianej oczyma Niemców. Na str. 23
i 24 autor wymienia konkretne osoby, których zachowana wojenna korespondencja bądź
pamiętniki posłużyły mu do przedstawienia ich losów oraz postaw politycznych
podczas wojny. Od razu jednak trzeba zaznaczyć, iż ów „Dramatis personae” nie
obejmuje wszystkich postaci dalej wymienianych i opisywanych w książce.
Losy swoich bohaterów autor wplótł w chronologicznie przedstawione
działania militarne II wojny światowej. Szczegółowo scharakteryzował także
sytuację na tzw. froncie wewnętrznym, również pogarszającą się w miarę
zbliżania się klęski Niemiec. Czytamy zatem zarówno o militarnych zwycięstwach
i porażkach Wehrmachtu, jak i o życiu cywilnych Niemców pod alianckimi
bombami, racjonowaniu żywności i in. artykułów powszechnego użytku, podatności
ludności na nazistowską propagandę, etc.
Książkę
czyta się z dużym zainteresowaniem. Śledzimy ogólną sytuację na frontach,
w tym wojenne losy wybranych żołnierzy Wehrmachtu. Także ich tęsknotę za
domem i rodziną. Z drugiej strony mamy tęsknotę żon i rodziców,
ich obawę o życie walczących mężów i synów. Obawę jak najbardziej
zasadną – wielu z nich już nigdy nie powróci do domów. Ci zaś, którzy
przeżyją, być może swoich dotychczasowych domów już nie ujrzą. Angielski
historyk zadbał o przedstawienie wszystkich aspektów tej wojny Niemców.
Oprócz, jak wspomniałem, opisania walk frontowych, starał się też wyjaśniać motywację
kolejnych decyzji Hitlera i ich propagandowej wykładni przez Goebbelsa. Ukazał
przebieg i skalę Holokaustu oraz innych ludobójczych czynów Niemców na terenach
okupowanych i w samej Rzeszy – wobec więźniów obozów
koncentracyjnych, radzieckich jeńców wojennych i robotników przymusowych. Autor
z sympatią odniósł się też do „sprawy polskiej podczas II wojny
światowej”, choć antysemityzm nam jednak wytknął. Podczas tej ciekawej lektury
cały czas odnosiłem jedno przygnębiające wrażenie. Jakżeż ci Niemcy byli
podatni na propagandę! Dosłownie wszyscy, także wykształceni i niebędący
nazistami, wierzyli, że napaść na Polskę w 1939 r. to był uzasadniony
kontratak, że to światowe żydostwo jest odpowiedzialne za wywołanie i eskalację
wojny (bo przecież Niemcy cały czas pragnęły pokoju), że alianckie
bombardowania to zbrodniczy i nieuzasadniony terroryzm, że wyższość rasowa
Niemców w ogóle nie podlega dyskusji, itp., itd. Takie przekonanie
utrzymywało się jeszcze długo po wojnie, tylko częściowo ograniczyła je
polityka reedukacji i denazyfikacji.
Autor
dowiódł również, że niemiecka opinia publiczna czasu wojny nie mogła nie
wiedzieć o dokonującej się, i w końcu dokonanej, zbrodni
ludobójstwa na ludności żydowskiej. Informacje o tym docierały bowiem
z trzech głównych źródeł: niemieckich sprawców i świadków,
zagranicznych, niemieckojęzycznych rozgłośni radiowych oraz … enuncjacji samej propagandy
goebbelsowskiej, w sposób zawoalowany ale czytelny dającej do zrozumienia,
że w Europie doszło do ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Celem
tak wyrażanej propagandy było uświadomienie wszystkim Niemcom, że sprawy zaszły
już daleko, są nieodwracalne, i że w razie przegrania wojny czeka ich
straszna zemsta ze strony owego światowego żydostwa, którego pachołkami są
przywódcy państw koalicji antyhitlerowskiej. Miało to motywować (i motywowało!)
całe społeczeństwo niemieckie do maksymalnego wysiłku wojennego. Reasumując,
przeciętny Niemiec uwierzył, że jego państwo padło ofiarą spisku światowego
żydostwa, toczy więc wojnę sprawiedliwą, broni Niemcy i w ogóle
Europę przed bolszewizmem i tymże światowym żydostwem. Wiara ta
utrzymywała się niezachwianie w całym okresie wojny i była podstawą
niemieckiego patriotyzmu. Porażające, nieprawdaż?