Jutro
Święto Niepodległości, dzień nawiązujący do pamiętnej daty sprzed 102 lat.
Gwoli więc historycznej refleksji proponuję dziś Państwu lekturę książki
o postaci, która bardzo się do odzyskania naszej niepodległości
przyczyniła (ale niestety również po 21 latach przyczyniła się do jej
utracenia). Natomiast osobom wolącym coś stricte okolicznościowego sugeruję
sięgnięcie po książkę pt. „Wojna domowa. Nowe spojrzenie na odrodzenie
Polski” autorstwa Jochena Böhlera (opis można odnaleźć w katalogu
alfabetycznym autorskim A-K lub tematycznym 1).
Sławomir Koper
„Spowiedź Śmigłego. Szczera rozmowa z piłsudczykiem”
Wydawca Bellona,
Warszawa 2019
Ta
pasjonująca książka została napisana w bardzo nietypowej formie
literackiej, a mianowicie jako opowieść paradokumentalna, choć pan
Sławomir Koper się do tego nie przyznaje. Wg autora są to przez niego
opracowane, odnalezione po latach autentyczne, odręczne, obszerne notatki Juliana
Piaseckiego (piłsudczyka, przedwojennego
wiceministra komunikacji, późniejszego twórcy konspiracyjnego Obozu Polski
Walczącej) z rozmów z marszałkiem Edwardem Śmigłym-Rydzem (przedstawiać nie trzeba). Wg mnie
natomiast ów fakt odnalezienia notatek Piaseckiego to tylko sympatyczna fikcja
literacka, obliczona na przyciągnięcie czytelnika. Pan Sławomir Koper w żaden
bowiem sposób nie uwiarygodnił otrzymania owego dziennika Juliana Piaseckiego z okresu
4.11.-5.12.1941 r. Rzekomo wręczył mu go, po spotkaniu autorskim z czytelnikami,
pewien nieznajomy mężczyzna. Miało to miejsce gdzieś na Dolnym Śląsku, bez
wskazania miejscowości i daty. Autor nie zamieścił w książce ani
jednej strony zdjęcia „odnalezionego” dziennika Piaseckiego, mimo że we wstępie
(Od autora, str. 7-12)
poinformował, iż wykonał jego cyfrową fotokopię i na wszelki wypadek dwukrotnie
zapisał ją w wersji elektronicznej.
Osoby
zainteresowane postacią Juliana Piaseckiego znajdą o nim sporo informacji
w omówionej już na tym blogu pracy dr. hab. Marka Gałęzowskiego pt. „Przeciw
dwóm zaborcom. Polityczna konspiracja piłsudczykowska w kraju w latach
1939-1947”. A o Stefanie Witkowskim, twórcy i komendancie
Muszkieterów (często pojawiającym się w tych rzekomych wspomnieniach Juliana
Piaseckiego), najwięcej opowiedział Jerzy Rostkowski w książce pt. „Świat
Muszkieterów. Zapomnij albo zgiń”, również tu opisanej. Recenzje obydwu ww.
publikacji łatwo odnaleźć poprzez katalog tematyczny 2. Natomiast
o moim osobistym podejściu do postaci marszałka informowałem już nieraz,
m.in. przy okazji omawiania książki Sławomira Kopra i Tymoteusza
Pawłowskiego pt. „Tajemnice marszałka Śmigłego-Rydza. Bohater, tchórz
czy zdrajca?”, odpowiadając na jej trzy tytułowe pytania (wgląd przez
katalog tematyczny 1). Zdania nie zmieniłem. Niedawno zakończona
lektura dziś opisywanej książki tylko mnie w ocenie postaci marszałka Śmigłego
utwierdziła.
Pan
Sławomir Koper, asekurując się artystyczną formą opowieści paradokumentalnej,
postawił wreszcie historiograficzną kropkę nad „i”. „Jego” Śmigły przyznał
bowiem m.in., co następuje.
- Odrzucił zabiegi
Hitlera (aktualne jeszcze w I kwartale 1939 r.) o zawarcie sojuszu
z Polską w celu wspólnego uderzenia na ZSRR, obawiając się
zwasalizowania Polski względem Niemiec. W toku rozmowy z Piaseckim
zgodził się jednak, iż byłaby to sytuacja lepsza niż ta obecna (czyli
dn. 9 listopada 1941 r.). Od
siebie dodam, iż byłaby to sytuacja dużo lepsza, hipotetyczna rozmowa wszak odbywała
się jeszcze przed rozkręceniem hitlerowskiego terroru i ludobójstwa na
pełną skalę.
- W sierpniu
1939 r. nie przypuszczał, że pakt Ribbentrop-Mołotow zawiera postanowienia
wspólnego ataku ZSRR i Niemiec na Polskę. Raczej sądził, że Hitler chce tylko
zapewnić neutralność ZSRR w nadchodzącej wojnie.
- Od grudnia
1940 r. do października 1941 r. przebywał na Węgrzech wprawdzie
anonimowo, ale legalnie (za wiedzą i zgodą najwyższych władz tego kraju,
ściśle przecież sprzymierzonego z Niemcami).
- Jesienią
1941 r. podjął decyzję o powrocie do okupowanej Polski i próbie
(nieudanej) podporządkowania sobie Związku Walki Zbrojnej.
- Będąc przekonanym
o rychłym zwycięstwie Niemiec w wojnie z ZSRR wysłał swoich emisariuszy
do gen. Władysława Andersa z rozkazem wyruszenia polskiej armii na front
i przejścia jej na stronę niemiecką.
- Ww. wyprawa
emisariuszy Śmigłego została merytorycznie i technicznie uzgodniona z dowództwem
Wehrmachtu, a przejście ich przez linię frontu nastąpiło z pomocą
Abwehry.
Śmigły
na kartach książki opowiada również o całym swoim życiu, spraw prywatnych
(m.in. własnego pochodzenia oraz związku z ukochaną Martą) nie
pomijając. Przedstawia przebieg osobistej kariery, drogę na szczyty władzy.
Charakteryzuje (mocno subiektywnie) niektórych swoich współpracowników i przeciwników
politycznych. Wszystko to pan Sławomir Koper niezwykle interesująco opisuje, łącznie
ze skrytobójczą śmiercią marszałka. Od książki trudno mi się było oderwać (jej
294 strony pochłonąłem w niecałe dwa dni).
I jeszcze
jedna moja refleksja. O fikcyjności notatek Juliana Piaseckiego świadczy zauważona
w nich pewna czołobitność, przesadna atencja wyrażana w rozmowach
z marszałkiem. A przecież głównymi rozgrywającymi sprawę Śmigłego byli
w tamtym czasie Julian Piasecki i Stefan Witkowski. Śmigły był od
nich organizacyjnie uzależniony, potrzebowali go tylko w charakterze ikony
budowanego obozu politycznego. Niezbędny był im znany w Europie i Świecie
polityk, kandydat na polskiego Petaina. W tej sytuacji rzeczywiste rozmowy
Śmigłego z Piaseckim miałyby (moim zdaniem) na pewno charakter bardziej
partnerski i koleżeński. Era wielkiej świetności i wszechwładzy
marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza już przeminęła. Natomiast ciągnęło się za nim niewłaściwe
pokierowanie polską polityką zagraniczną w 1939 r., nieudolne
dowodzenie w wojnie obronnej (zrelatywizowane jednak równie szybką klęską
Francji w 1940 r.), wreszcie błędna kalkulacja polityczna i opuszczenie
(w połowie kampanii) wciąż walczącego wojska i udanie się do Rumunii.
Pozostało mu już tylko nazwisko i powszechna wiedza o jego kierowniczej
funkcji w państwie przed wojną. To tylko tyle i … aż tyle.
Wystarczało na firmowanie swoją osobą nowego, montowanego proniemieckiego obozu
politycznego. Ale ani jego, ani sterujących nim panów Piaseckiego i Witkowskiego,
absolutnie nie wolno za to potępiać. W obliczu już zaistniałej klęski
Francji i przewidywanej porażki ZSRR, w polskiej racji stanu leżało
przecież ratowanie za wszelką cenę tego, co tylko jeszcze dałoby się jakoś uratować.
Owa kalkulacja polityczna miała wszak miejsce przed radziecką kontrofensywą pod
Moskwą w grudniu 1941 r. i przed przystąpieniem USA do wojny. Choćby
uratowana Polska miała być mała i marionetkowa. Ale nie Generalne
Gubernatorstwo Hansa Franka i siepaczy Heinricha Himmlera!!! Czy jednak jakieś
zakulisowe, warunkowe obietnice niemieckie, uczynione wówczas na pewno
Śmigłemu, były szczere, to już zupełnie inna sprawa. Mogły się one przecież sprowadzać
wyłącznie do tzw. gry operacyjnej Abwehry.