Wendy Lower
„Furie Hitlera. Niemki na froncie wschodnim”
Wydawnictwo
Czarne, Wołowiec 2015
Pozostańmy
dziś jeszcze przy tematyce Ostkrieg postrzeganej oczami współczesnych
amerykańskich historyków. Poprzednio zaproponowałem Państwu dwa arcyciekawe opracowania
popularnonaukowe prof. Stephena G. Fritza, dotyczące frontu
wschodniego II wojny światowej. Dziś będzie z grubsza o tym
samym, ale ze skoncentrowaniem się na … niemieckiej płci pięknej.
Wendy
Lower, amerykańska pani profesor historii, przeprowadziła unikalne, kompleksowe
badania nad udziałem Niemek w zbrodniach hitleryzmu, ze szczególnym
uwzględnieniem Holokaustu oczywiście. Uprawdopodobniła to kilkoma znanymi
życiorysami zbrodniarek, dowodząc iż były one reprezentatywnymi
przedstawicielkami populacji niemieckich morderczyń, liczącej nie mniej niż
kilka – kilkanaście tysięcy kobiet.
Autorka
najpierw przedstawia samą wylęgarnię zła, czyli sytuację społeczno-polityczną w III Rzeszy,
wraz z towarzyszącą jej atmosferą szowinizmu, wręcz histerii. Narodowy
socjalizm stał się, bez przesady, w Niemczech religią panującą (podobnie jak komunizm w stalinowskim
ZSRR), której nie wolno było nie wyznawać. I tak jak każda religia ma
własne, podstawowe kanony wiary, tak i hitleryzm posiadał takowe. Głównym założeniem
hitlerowskiej „wiary” był szaleńczy antysemityzm, skutkujący później, już
podczas wojny, mordowaniem wszystkich Żydów wszędzie tam, gdzie tylko dotarł zwycięski
(do czasu) żołnierz niemiecki.
W takiej
atmosferze wychowywała się zdecydowana większość młodzieży niemieckiej – późniejszych,
w latach wojny, dwudziestolatków i … pięknych dwudziestolatek.
Indoktrynacja ze strony szkoły, środków masowego przekazu, hitlerowskich
organizacji młodzieżowych, skutecznie przebijała tradycyjne wychowanie domowe i rodzinne
(jeśli takie było). Młode Niemki naprawdę uwierzyły w wyższość rasy
germańskiej, w innych widząc tylko podludzi, a nawet istoty
przeznaczone do wytępienia. Masową i fizyczną likwidację Żydów potraktowały
jako zło konieczne, jako coś w rodzaju ogólnoeuropejskiego zabiegu
sanitarnego. Pozostawiły to oczywiście głównie mężczyznom, same w większości
trzymając się na uboczu. Właśnie: w większości. Natomiast książka prof. Wendy
Lower traktuje jednak o mniejszości – o tej części populacji młodych
Niemek, które mniej lub bardziej aktywnie osobiście współuczestniczyły w organizacji
i realizacji Holokaustu, jak też w innych zbrodniach hitleryzmu na
Wschodzie.
Ale
poza tym, były to jak najbardziej normalne kobiety. Ich zachowanie ani przed
wojną, ani po niej, nie było patologiczne, nie wskazywało na jakąś wrodzoną
psychopatię. Pracowały, prowadziły dom, rodziły i wychowywały dzieci,
udzielały się w różnych organizacjach społecznych, charytatywnych nie
wyłączając.
W czasie
wojny natomiast potrafiły aktywnie (i ochotniczo !) uczestniczyć w zbiorowych
egzekucjach. A także z własnej inicjatywy i osobiście, swoimi
rękami, mordować żydowskie dzieci, w tym niemowlęta.
Bywały
również morderczyniami zza biurka – typując (pod chwilową nieobecność męskich
szefów, zajętych akurat czymś innym) ofiary przyszłych zbiorowych egzekucji na
Białorusi, na Ukrainie i w Polsce.
Po
wojnie same starały się przedstawić jako jej ofiary. Zaklęcie milcząc na temat własnych
zbrodni, podkreślały piekło niemieckich kobiet – licznych ofiar alianckich
bombardowań, morderstw i gwałtów ze strony radzieckich żołnierzy,
prześladowań i wypędzeń z Polski i Czechosłowacji. Rzadko
trafiały na salę sądową, a jeszcze rzadziej do więzienia. Sędziowie zachodnioniemieccy
i austriaccy tendencyjnie nie chcieli dawać wiary nielicznym, ocalałym
świadkom Holokaustu. Jedynie w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej
się z takimi k… nie cackano – jedna z „bohaterek” książki,
skazana tam na dożywocie, siedziała w więzieniu w latach 1961-1992 i wyszła
na wolność chyba tylko dzięki upadkowi NRD i zjednoczeniu Niemiec. Wypuszczono
ją ze względu na stan zdrowia, niepozwalający na dalsze odbywanie kary.
W tym
kontekście pozwolę sobie zacytować pytanie i odpowiedź, postawione i udzieloną,
przez autorkę w końcowych fragmentach książki (str. 204): „Co się z nimi
stało [owymi zbrodniarkami, przyp. KR]?
Krótka odpowiedź brzmi: większości morderstwo uszło bezkarnie.”.
Reasumując,
naprawdę polecam tę interesującą książkę, traktującą wyłącznie o kobiecej aktywności
w ludobójstwie (Holokaust) i w innych zbrodniach hitlerowskich. Zbyt
bowiem często, rozmyślając o ludzkim wynaturzeniu i zezwierzęceniu,
tak powszechnym w latach II wojny światowej, w wyobraźni widzimy
jedynie męskich tego organizatorów i wykonawców.
A z tzw. ostrożności
procesowej zapewniam też Szanowne Panie Feministki, iż – polecając tę lekturę –
nie kieruje mną żaden antyfeminizm, mizoginizm czy coś podobnego
„antydamskiego”. Osobiście kocham kobiety, i to nawet te dominujące. Erotic
submission. Female domination, Panie
Czytelniczki proszę teraz o uśmiech.
Ad
rem. Już tak, przy okazji: na str. 195 w wierszu 11 od góry
spostrzegam faktograficzną nieścisłość. Armia Czerwona wkroczyła do Lwowa nie
(cyt.) „w marcu 1945 roku”, lecz już w 1944 r. Jeśli jednak
w autorskim tekście nie ma błędu (w dacie), to po wyrazach „do Lwowa”
powinien być postawiony przecinek – wówczas termin (cyt.) „w marcu 1945 roku”
oznaczałby nie wejście Armii Czerwonej do Lwowa, lecz datę powrotu Frau Liesel
Willhaus do jej domu w Niemczech.
No
i na zakończenie taki damski „szubieniczny” dowcip z lat II wojny
światowej. Autentyczny niemiecki kawał z czasów, gdy sporo Niemek,
w obawie przed niszczącymi alianckimi bombardowaniami miast, wyjeżdżało na
wschód Niemiec (potem w obliczu radzieckiej ofensywy uciekały
z powrotem na zachód).
Rozmawiają dwie
przyjaciółki, Greta i Inga.
- Greto,
dlaczego ty wyjeżdżasz do Prus Wschodnich ? - pyta Inga. - Przecież
tam mogą z czasem wejść Ruscy, a słyszałaś, co oni robią nam,
kobietom.
- Wiem, Ingo. - odpowiada
Greta. - Ale wolę mieć Ruska na brzuchu niż Angola albo Amerykańca nad
głową.