Szanownych
Czytelników przepraszam za dłuższą a niezapowiedzianą przerwę we wpisach
na blogu. Przyczyn było kilka, z których chyba najważniejsza to grypa, jak
mnie dopadła 12 lutego i trzymała niemalże do końca miesiąca. Okres
leżenia w łóżku, poza kilkoma pierwszymi dniami z wysoką temperaturą,
oczywiście wykorzystałem na lekturę czterech książek historycznych, z których
pierwszą dziś tu omawiam.
Radosław Golec
„Taniec z Hitlerem. Kontakty polsko-niemieckie 1930-1939”
Wydawnictwo
Replika, Zakrzewo 2017
Większość
naszych rodaków sądzi, iż stosunki polsko-niemieckie w międzywojniu były
fatalne. Niemcy pałali chęcią zniszczenia dopiero co odbudowanego państwa
polskiego, a wojna wybuchła dopiero w 1939 r., gdyż wcześniej
III Rzesza nie była jeszcze do niej odpowiednio militarnie przygotowana.
Jako dowód tego przytacza się liczne antypolskie wystąpienia polityków weimarskich
w okresie poprzedzającym dojście Hitlera do władzy, oraz już hitlerowską i antypolską
wręcz histerię, datowaną i narastającą gdzieś tak od kwietnia-maja 1939 r.
Nikt
powyższych faktów, jako obiektywnie prawdziwych, nie zamierza kwestionować.
Ale
proszę też zauważyć dużą lukę czasową (od 1933 r. aż do wiosny 1939 r.)
pomijaną i przemilczaną przez głosicieli poglądu wspomnianego na wstępie. W tym
to czasie bowiem relacje polsko-niemieckie były więcej niż poprawne, a działo
się to za sprawą … Adolfa Hitlera i jego zastępcy, Hermanna Goeringa.
Relacje te nie dotyczyły tylko szczebla rządowego. Na poziomie niższym odnosiły
się do wymiany społeczno-kulturalnej i kontaktów młodzieży obu państw.
Wszystko to pan Radosław Golec skrupulatnie wymienia i opisuje.
Proszę
wybaczyć mi to przyziemne porównanie, ale nagły krach w relacjach II RP
z III Rzeszą nieco przypomina zerwanie związku narzeczeńskiego tuż
przed formalnymi zaręczynami, co zawsze wywołuje wściekłość i nienawiść
osoby bardziej dotąd zaangażowanej emocjonalnie. Zdolnej wtedy nawet do
szybkiego znalezienia nowego partnera, tylko na złość temu poprzedniemu (i najlepiej
też na jego szkodę).
Autor
wymienia wiele faktów dotychczas nieznanych, powołując się na źródła
zagraniczne, w Polsce dotychczas nieznane lub skrzętnie pomijane. I tak
np. 24 sierpnia 1939 r. (8 dni przed wybuchem wojny !!!)
doszło do nieformalnego spotkania Hermanna Goeringa (osoby nr 2 w III Rzeszy)
z ambasadorem Józefem Lipskim, z inicjatywy i na zaproszenie
tego pierwszego. Goering przedstawił Lipskiemu swoje (a raczej Hitlera)
racje, tłumacząc (cyt. za p. Radosławem Golcem): „Panie ambasadorze,
nam przecież nie chodzi wcale o Gdańsk, kamieniem obrazy jest wasz alians
z Anglią. (…) Oczywiście, że się obawiam, bardzo się obawiam [Lipski spytał o przyszłe konsekwencje
dopiero co zawartego, dzień wcześniej, paktu Ribbentrop-Mołotow], ale cóż mamy
robić - możemy iść albo z Anglią, albo z Rosją. Anglia nie chce, więc
musimy iść z Rosją. (…) Proponowaliśmy wam wspólny marsz na Rosję, aleście
odmówili.”. Dalej Goering przyznał, że niemiecka polityka dokonała zwrotu o 180
stopni, a on sam będzie musiał, jakkolwiek niechętnie, wziąć udział w wojnie
z Polską.
Podkreślam:
ta rozmowa miała miejsce 8 dni przed wybuchem wojny. Autor nie komentuje
przyczyny odbycia tej rozmowy. Na pewno nie były nią wyrzuty sumienia Goeringa
ani jego wcześniejsza sympatia do Lipskiego. Być może feldmarszałek jeszcze
liczył na jakiś radykalny zwrot po stronie polskiej.
Z lektury
wyłania się obraz szczerych starań hitlerowskich Niemiec o pozyskanie
Polski jako partnera i sojusznika w polityce międzynarodowej, traktowanych
jednak przez Polaków nieufnie i z rezerwą. Jakkolwiek długo dających
nadzieję na możliwą wzajemność (jak w tym zerwanym później związku
narzeczeńskim).
Pan
Radosław Golec skrzętnie wynalazł i szczegółowo opisał tytułowe kontakty
przywódców Polski z Hitlerem i jego przybocznymi, swoich komentarzy
na ogół nie zamieszczając. Poczynił jednak w tym pechowy wyjątek, pisząc
na str. 45, iż minister Józef Beck (cyt.) „Po 1935 r. jednoosobowo i samodzielnie
kierował polską polityką zagraniczną, aż do wybuchu drugiej wojny światowej”.
Powyższe stwierdzenie jest nieprawdziwe. Już od przełomu lat 1938/1939, a najpóźniej
od marca 1939 r. minister Beck został zdominowany przez marszałka
Śmigłego-Rydza i posłusznie wykonywał jego polecenia.
W książce
znalazłem też kilka rażących lapsusów redakcyjnych, które najlepiej od razu
długopisem poprawić w czytanym egzemplarzu (choćby i był pożyczony).
I tak:
Kilka razy
pojawia się nazwisko ministra Augusta Zaleskiego, który błędnie (także w indeksie
osób na końcu książki) nie wiedzieć czemu występuje jako „Zalewski”.
Na str. 175,
wiersz 11 od góry, widzimy błąd ortograficzny (cyt.) „Studenci z polski
(sic !)słuchali transmisji z Reichstagu w radiu”.
Na str. 135,
wiersz 3 i 4 od góry, czytamy (cyt.) „6 marca 1939 r.
Lipski zeznał na komisji powołanej w związku z wybuchem drugiej wojny
światowej (…)”. Oczywista nieścisłość – wszak ta data to jeszcze okres
przedwojenny. Najprawdopodobniej chodziło o 1940 r.
Na str. 204
Michaił Tuchaczewski raz występuje (wiersz 10 od góry) nieprawidłowo w randze
generała, a w wierszu tuż poniżej już poprawnie - jako marszałek.
Na str. 337
(wiersz 11 od dołu) widzimy błąd ortograficzny (cyt.) „(…) rządu polskiego
na uchodźctwie”; powinno być: „na uchodźstwie” (wprawdzie program Word też ww. błędu,
o dziwo, nie poprawia, ale wątpiącym proponuję sprawdzić w słowniku
ortograficznym PWN).
Proszę
się jednak z powodu ww. błahostek nie uprzedzać – książka jest warta
miejsca na półce w domowej bibliotece ! Jej lektura naprawdę odsłania
wiele faktów dotychczas przemilczanych w historiografii. Już na okładce
widzimy zdjęcie dwóch panów przyjemnie ze sobą rozmawiających, a nie jest
to żaden fotomontaż. Owymi rozmówcami są Heinrich Himmler (przestawiać chyba nie
trzeba) i gen. Kordian Zamorski (w latach 1935-1939 komendant
główny polskiej Policji Państwowej - gdyby ktoś nie wiedział).
No
i podczas lektury proszę starać się nie myśleć o wydarzeniach późniejszych,
tych zaistniałych poczynając od 1 września 1939 r. (bynajmniej nie
musiało do nich zresztą dojść). Kolejne wydarzenia historyczne stają się bowiem
wypadkową tych poprzednich I to nieraz w sposób nieprzewidywalny –
zwłaszcza gdy u steru rządów państw zasiadają osoby o charakterze
hazardzistów. A takim nieprzewidywalnym hazardzistą na pewno był Adolf Hitler,
późniejszy zbrodniarz nr 2 ery nowożytnej (nr 1 historia rezerwuje
dla Józefa Stalina, tj. ściśle wg gradacji na podstawie liczby
ofiar).
Ale
i Polską w 1939 r. również rządziły osoby mierzące „siły na
zamiary, a nie zamiar podług sił”. Jak to się dalej potoczyło, dobrze wiemy.
Przeceniliśmy i siły własne, i siły (oraz intencje) zachodnich
sojuszników. Przy okazji kłania się lektura książki prof. Grzegorza
Górskiego o Wrześniu 1939, też całkiem niedawno tu omówiona.