wtorek, 27 marca 2018

„Siedmiu wspaniałych. Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR”. Autor: Jerzy Eisler


Wszystkim Moim Czytelniczkom i Czytelnikom składam najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzących Świąt Wielkiejnocy.

W tym okołoświątecznym okresie, sprzyjającym refleksjom nad przemijaniem, proponuję Państwu zadumę nad najnowszą historią Polski.
W kwietniu natomiast zapowiadam koniec dekowania się na tyłach. Stephen G. Fritz poprowadzi nas dwa razy z Wehrmachtem na Ostfront (to gwoli zapowiedzi).

Jerzy Eisler „Siedmiu wspaniałych. Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR”
Wydawca: Czerwone i Czarne Sp. z o.o. S.K.A., Warszawa 2014

Ta książka o „Wspaniałych” jest naprawdę wspaniała dla osoby pragnącej sobie przybliżyć (poznać lub przypomnieć) dzieje Polski Ludowej. Bez lewicowego retuszu ani prawicowego krzywego zwierciadła. Tak jak było naprawdę. To także opis historii Polski lat 1944–1989, dokonany przez pryzmat biografii partyjno-zawodowych i osobistych:
1)     Bolesława Bieruta,
2)     Edwarda Ochaba,
3)     Władysława Gomułki,
4)     Edwarda Gierka,
5)     Stanisława Kani,
6)     Wojciecha Jaruzelskiego,
7)     Mieczysława Rakowskiego.

Tytułem książki autor ironicznie nawiązuje do znanego w latach 60. ub. wieku westernu.

„Wspaniali” nr nr 1, 3, 4 i 6 stworzyli pewne mini-epoki w naszej najnowszej historii, wręcz kojarzone z ich nazwiskami. Epoki bardzo różniące się polityką wewnętrzną i gospodarczą, jak też różnym zakresem podległości wobec Wielkiego Brata - od postawy pomiatanego lokaja (Bierut) do tolerowanego, choć tylko do czasu, junior-partnera (Gomułka). „Wspaniali” nr nr 2, 5 i 7, choć na partyjnym najwyższym stołku usiedzieli krótko, to piastowali także inne ważne, partyjno-państwowe stanowiska, czyniące z nich peerelowskich VIP-ów z pierwszych stron „Trybuny Ludu”.
Powyższa chronologia może co nieco zmylić. Nr 3 (towarzysz Wiesław) stał przecież na czele partii dwa razy: w latach 1943-1948 (PPR) i w latach 1956-1970 (już tytułowa PZPR). W międzyczasie kilka lat odsiedział – odsyłam tu do doskonałej pracy dr. Roberta Spałka (do jej opisu można dotrzeć poprzez katalog tej czytelni). Oczywiście cały życiorys Władysława Gomułki, również i ten więzienny, i ten po „detronizacji” w grudniu 1970 r., poznamy (przypomnimy sobie) z książki prof. Jerzego Eislera.
Za czasów Gomułki doszło również do pamiętnych wydarzeń marcowych, których 50-tą rocznicę niedawno obchodziliśmy. Choć odniosłem wrażenie, że dla niektórych były to obchody jakby wymuszone sytuacją polityczną, powstałą po nowelizacji ustawy o IPN, dla zatarcia wrażenia o antysemityzmie Polaków.
Tu refleksja: jak łatwo było 50 lat temu wypuścić dżina z butelki, obudzić drzemiące upiory. Wszak odpowiedzialny za to towarzysz Wiesław osobiście antysemitą na pewno nie był. Miał żonę Żydówkę, którą kochał, a której kurą domową z pewnością nie można było nazwać (zdaje się, że go nawet trzymała trochę pod pantoflem).

W społecznym odbiorze są postrzegane cztery epoki Polski Ludowej, łączone ze „Wspaniałymi”. W największym skrócie – jak następuje:
1)     epoka Bieruta – okres zniewolenia, polityczno-społeczno-gospodarczej stalinizacji Polski, ale też czas jej odbudowy z wojennych zniszczeń i pospiesznej industrializacji (przemysł ciężki, wydobywczy i maszynowy), okres dużych represji wobec rzeczywistych i urojonych przeciwników narzuconego nam systemu;
2)     epoka Gomułki – rzeczywista destalinizacja i odwilż październikowa (1956), a następnie zastój, marazm w polityce społecznej i gospodarczej („siermiężny socjalizm”), antysemityzm marca 1968 r., ale także duży sukces w polityce zagranicznej: doprowadzenie do uznania przez RFN naszej zachodniej granicy (1970);
3)     epoka Gierka – otwarcie się Polski na Świat, modernizacja i dalsza industrializacja (wraz z towarzyszącym temu bałaganem i marnotrawstwem), nowy podział administracyjno-terytorialny kraju (1975), załamanie się równowagi rynkowej, niefortunna podwyżka cen, początek systemu kartkowego, wydarzenia czerwcowe 1976 r. (Radom i Ursus), wreszcie sierpień 1980 r., powstanie NSZZ Solidarność;
4)     epoka Jaruzelskiego – stan wojenny (zamiast radzieckiej interwencji, choć wielu w tę ewentualność nie wierzy), kartki na podstawowe produkty (już nie tylko żywnościowe) i niedobory w zasadzie wszystkiego, puste półki w sklepach, alkohol po godz. 13, duża inflacja, bezwartościowy polski pieniądz; zmarnowana cała dekada lat 80-tych (głównie ze względu na rachityczne i nieśmiałe aż do 1988 r. reformy ekonomiczne), wreszcie Okrągły Stół i czerwcowe wybory w 1989 r.

Pośmiertny grom (degradacja) może wkrótce razić trumnę Wojciecha Jaruzelskiego, póki co (jeszcze) generała armii. To bardzo nieładny zamiar i bardzo zły pomysł. Moim zdaniem byłby uzasadniony tylko w jednym, jedynym przypadku – gdyby dowiedziono (powtarzam: gdyby dowiedziono, np. badaniami DNA), że to nie urodzony Wojciech Jaruzelski, lecz przybyły z I Armią Wojska Polskiego radziecki „wtórnik”, „matrioszka”, czy jak tam się to wg szpiegowskiej terminologii określa. Ale - żeby była pełna jasność - ja tego absolutnie nie proponuję. Nadmieniam tylko o takiej ewentualności. W pozytywny wynik podobnego „śledztwa” nie wierzę. A profesor Jerzy Eisler też jedynie wspomina o istnieniu ww. spiskowej hipotezy pochodzenia generała Wojciecha Jaruzelskiego, dłużej się nad nią nie pochylając (i słusznie).

Reasumując, tę książkę gorąco polecam. To nie tylko siedem bardzo interesujących życiorysów i siedem bardzo interesująco napisanych biografii. To także przekrój przez dziesięciolecia Polski Ludowej, której historię naprawdę warto poznać i zrozumieć. Ostatnia uwaga dotyczy głównie młodszych czytelników, gdyż ci starsi, już dorośli w czasach PRL, mają na ogół swój ogląd i własną ocenę tamtych lat. Czy słuszną? Jeśli dokonywaną tylko wg systemu „zerojedynkowego” i jedynie w dwóch barwach (biel i czerń), to na pewno niesłuszną.

I na zakończenie, taka sobie, moja refleksja, a zarazem przypomnienie. Na przełomie lat 1988/1989 w Polsce zainicjowano pokojową transformację polityczno-społeczno-gospodarczą. Żadnych gwałtownych i krwawych wydarzeń europejskiej „Jesieni Ludów” 1989 r. u nas nie było. PZPR uszanowała wynik czerwcowych wyborów do sejmu i senatu, a w styczniu 1990 r. grzecznie się samorozwiązała. Generałowie Jaruzelski, Kiszczak i Siwicki, gdyby bardzo chcieli, mogliby spróbować „chińskiego rozwiązania” - akurat zbieżnego w czasie z polskimi wyborami parlamentarnymi. Pełne instrumentarium oraz doświadczenie z lat 1981/1982 do tego mieli, a jakiś pretekst zawsze by się znalazł. Postąpili jednak przyzwoicie. Nie zadziałali destrukcyjnie, a wręcz przeciwnie – pełniąc jeszcze przez kilka miesięcy 1990 r. ważne stanowiska państwowe, firmowali swoimi nazwiskami zmiany zachodzące w kraju i w Europie środkowo-wschodniej. Czy zachowaliby się tak samo, mając świadomość własnej, pośmiertnej infamii oraz tzw. dezubekizacji (a faktycznie: emerytalnej odpowiedzialności zbiorowej) kadr, na których się przez całe lata opierali? Pytanie retoryczne.
Ale cóż, taka już jest polityka. W polityce umowy zawiera się po to, aby je dotrzymywać tylko doraźnie, a gdy nadarzy się okazja, to od nich odstąpić, a nawet je rażąco złamać. Tak w przeszłości postępowali liderzy komunistyczni, tak też ostatecznie postąpiono i z ich następcami.

A w naszej gospodarce rzeczywiste reformy wolnorynkowe zapoczątkował już w 1988 r. Mieczysław Rakowski, będący wówczas premierem PRL. Pomagał mu w tym, niezasłużenie dziś zapomniany, minister Mieczysław Wilczek. Profesor Leszek Balcerowicz miał potem sporo ułatwione zadanie. O tym też warto wiedzieć i pamiętać.

I już naprawdę na zakończenie (i na poprawę humoru). Taki dowcip z epoki Jaruzelskiego mi się przypomniał.
Przychodzi facet do sklepu mięsnego i chce zrealizować kartkę na mięso. Opryskliwa ekspedientka (innych wtedy nie było) informuje go, że jest tylko trzeci gatunek mięsa, tj. mielonka.
- No dobrze, to poproszę tę mielonkę.
- Ale dziś mamy tylko mielone mięso z psa, nie przeszkadza to panu?
- Trudno, może być.
Ekspedientka kroi, waży, oblicza cenę, nożyczkami skrupulatnie wycina kupony z kartki. Facet przygląda się towarowi.
- Zaraz, zaraz, ale tam widzę jakieś trociny i drzazgi. Co mi pani sprzedaje?
- A co pan chce, przecież mówiłam, że to tylko trzeci gatunek. Widać psa zmielono razem z budą.