Jacek Komuda
„Samozwaniec. Moskiewska ladacznica" – tom 1.
Wydawnictwo
Fabryka Słów, Lublin 2017
Pan
Jacek Komuda wziął tym razem na warsztat pisarski już nie Łże-Dymitra, ale
Łże-Łże-Dymitra, czyli Dymitra Samozwańca II. Osobnika podającego się za cudem
uratowanego z rzezi moskiewskiej w 1606 r. cara Dymitra
Iwanowicza Rurykowicza, a faktycznie Dymitra Samozwańca I, którego
losy śledziliśmy podczas lektury czterech tomów „Samozwańca”, poprzednio tu
opisanych.
Natomiast
akcję tomu pierwszego tej nowej powieści historycznej, którą dziś chcę Państwu
polecić, autor rozpoczął w roku 1607 i doprowadził do wiosny 1608 r.
Nie
wychodząc więc poza ten okres, przedstawiam krótki rys historyczny – na
podstawie podręcznika akademickiego pt. „Historia powszechna. Wiek
XVI-XVII” autorstwa prof. Zbigniewa Wójcika (wykorzystanego też w poprzednim
wpisie na blogu).
Po
obaleniu i zamordowaniu Dymitra Samozwańca I Rosję ogarnęło powstanie ludowe Iwana
Bołotnikowa, które prof. Wójcik określił jako największą wojnę domową w Rosji
w wiekach XVII i XVIII. Lud wiejski, miejski, szlachta i bojarzy
sprzymierzyli się w celu obalenia nowego cara Wasyla Szujskiego. Nastąpił też
wysyp kolejnych samozwańców, z których największe uznanie zdobył z czasem
tytułowy Dymitr Samozwaniec II. Prof. Wójcik napisał (cyt.) „Nauka
historyczna dotąd nie ustaliła i zapewne już nie ustali, kim był ten
człowiek. Jedni twierdzili, że był on synem popa, inni – nauczycielem (…)”.
Dymitr
Samozwaniec II uzyskał pomoc od Rzeczypospolitej i ostrożne wsparcie
ze strony naszego króla Zygmunta III Wazy. Rozpoczęła się druga
dymitriada. Znów wojsko polskie, w tym niezwyciężona husaria, wkroczyło na
ziemię moskiewską (przypominam, że
wówczas Moskwa oznaczała też nazwę państwa – Wielkiego Księstwa Moskiewskiego
i terytoriów podbitych). Naczelnym wodzem sił Dymitra
Samozwańca II, tj. oddziałów polskich, litewskich, kozackich i wiernych
mu rosyjskich, został nasz ukraiński kniaź Roman Różyński. Pisząc „nasz
ukraiński” nie przejęzyczyłem się. W pierwszej połowie XVII w. cała w zasadzie
Ukraina znajdowała się jeszcze we władaniu Korony Polskiej. Z przykrością stwierdzam, że książę Różyński
został pominięty w obszernym „Słowniku biograficznym historii Polski”, o którym
kiedyś tu napisałem parę zdań (można je odnaleźć w katalogu czytelni).
Osobistym doradcą Dymitra był (niestety również
niewymieniony w ww. „Słowniku”) szlachcic Mikołaj Miechowicki. Sporo
polskich uczestników drugiej dymitriady rekrutowało się spośród rokoszan –
uczestników rokoszu Zebrzydowskiego, pokonanego przez wojsko królewskie w bitwie
pod Guzowem w lipcu 1607 r. Z pola bitwy uszedł wówczas m.in. pewien
rokoszanin, już wówczas znany od nie najlepszej strony - Aleksander Józef
Lisowski mianowicie.
W powyższe
ramy historyczne pięknie wpisał się pan Jacek Komuda, rozwijając szczegółowo
wydarzenia lat 1607 i 1608. Korzystając zapewne z archiwaliów
przedstawił nam sylwetki uczestników drugiej dymitriady, z samym Dymitrem
Samozwańcem II włącznie (bezczelnym gburem i chamem, co jest zgodne z przekazem
historycznym). Ukazał intrygi naszych rodaków, ich wzajemne animozje, ale także
osobiste zalety i wady. Oraz bezzasadnie nieraz wygórowane ambicje.
Przykładowo, pierwszym hetmanem wojsk Dymitra został wymieniony Mikołaj
Miechowicki, w istocie dyletant w sztuce dowodzenia wojskiem. Z czasem
zastąpił go kniaź Roman Różyński, wódz już doświadczony, i to tylko dzięki
niemu wojska Dymitra mogły podejść aż pod miasto Moskwę.
Osobne
wątki tej powieści to przedstawienie ludzi z otoczenia cara Wasyla
Szujskiego, oraz losów internowanych (ale nierozbrojonych) wojewody Jerzego
Mniszcha, jego córki - Maryny (żyjącej nadzieją, że jej mąż ocalał) i ich polskiego
orszaku.
Jak
już nadmieniłem, w drugiej dymitriadzie wziął udział również pan
Aleksander Józef Lisowski, były porucznik koronny, zmuszony - po rokoszu Zebrzydowskiego
i własnych gwałtach na prawie - uchodzić z Rzeczypospolitej. Tak,
to ów słynny zagończyk, dowódca lisowczyków budzących grozę wśród mieszkańców ziem
moskiewskich. Dzięki lekturze książki możemy poznać jego niezwykle
nieprzyjemny charakter, śledzić przebieg jego kariery wojskowej i zbrojnych
poczynań lisowczyków. Zapewniam, że jest o czym poczytać.
Aha,
dotąd nie nadmieniłem, kim jest druga postać tytułowa – „Moskiewska ladacznica”.
Lektura pierwszego tomu nie pozwala jeszcze na rozszyfrowanie owego
„wdzięcznego” przydomka, ale to zapewne Maryna de domo Mniszech, wdowa po
Dymitrze Samozwańcu I, która … Nie, nie zamierzam pisać, o czym
będzie w drugim tomie. Zainteresowani (a jeszcze niewiedzący) mogą
zerknąć do podręcznika historii lub choćby Wikipedii.
Ciąg
dalszy nastąpi – gdy tylko przeczytam tom 2 tej najnowszej powieści Jacka
Komudy. Na razie nie ma go jeszcze na rynku księgarskim. Następny wpis na blogu
będzie zatem o jakiejś innej książce historycznej.