niedziela, 10 grudnia 2017

"Diabeł Łańcucki". Autor: Jacek Komuda

Mamy grudzień, zbliża się okres świąteczno-noworoczny, nie będę więc w tym miesiącu „katował” Państwa bolesną historią XX wieku. Cofniemy się o ponad 400 lat. Też bywało strasznie i okrutnie, ale czas już zagoił stare rany. Przecież prawie nikt z Państwa nie wie, kim dokładnie byli i co robili jego przodkowie w tamtym czasie.
Trzy najbliższe wpisy (poczynając od niniejszego) poświęcę powieściom historycznym pana Jacka Komudy. Powieściom beletrystycznym, których bohaterowie fikcyjni pozostają w służbie postaci historycznych, a ich losy wplątane są w dzieje siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej i sąsiedniego Państwa Moskiewskiego. Dodam, iż Autor bardzo wiernie odtwarza realia tamtej epoki. Czytając Jego powieści, w wyobraźni widzimy i słyszymy naszych przodków, a wraz z nimi nie tylko tworzymy historię, ale też rozwiązujemy ich tzw. problemy dnia codziennego – natury ekonomicznej, prawnej, psychologicznej, etc.

Jacek Komuda „Diabeł Łańcucki”.  
Wydawnictwo Fabryka Słów Sp. z o.o., Lublin 2010.

Jeśliby ktoś z Państwa chciał się udać wehikułem czasu w Bieszczady lat 1607 i 1608, to gorąco polecam "eastern" Jacka Komudy pt. "Diabeł Łańcucki". Jest to powieść z gatunku "płaszcza i szpady", a dokładniej "kontusza i szabli", której znaczna część akcji dzieje się w Bieszczadach. Oprócz bardzo wartkiej akcji Autor szczegółowo przedstawia realia społeczne, geograficzne i przyrodnicze ówczesnych Bieszczadów.
Te plastyczne i realistyczne, „aż do bólu”, opisy zachowania naszych przodków z początku XVII w. wzbudziły we mnie gorzką refleksję. Ileż ludzkiej energii wtedy zmarnowano na waśnie wewnętrzne, ileż krzywd zadano i jakich strat materialnych narobiono !!!
Gdyby tak ową energię szlachecką zdołano wówczas skanalizować w służbie Rzeczypospolitej, gdyby ów narodek szlachecki został wzięty za mordę przez nieelekcyjnego króla-tyrana, który skutecznie egzekwowałby prawa i stworzyłby stutysięczną regularną armię, wówczas ... to Rzeczpospolita Obojga Narodów byłaby obecnie stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ. A o rozbiorach państwa pisano by dziś tylko w kategoriach tzw. historii alternatywnej - co by było, gdyby Polska i Litwa dalej trwały w anarchii - demokracji szlacheckiej. A i tak mało kto by w taką "alternatywną" wersję naszych dziejów wierzył.

Dodam jeszcze, że autor zna dobrze również i współczesne bieszczadzkie realia. Dowodem tego jest, iż na kartach powieści „robi sobie jaja" ze znanych bieszczadzkich postaci, wstawiając w treść książki np. taki wątek (cytuję ze str. 188, pogrub. tekstu moje):
 "(...) Przyszli nawet i stanęli skromnie na uboczu trzej kmiecie z Dwernik, dzięki którym Dwerniccy nie liczyli się w poczet szlacheckiej gołoty, w której szlachecki honor starczał za folwarki. Inni panowie polscy i ruscy mieli wsie i miasta, posady, zamki, dwory, młyny, gorzelnie, stadniny, folusze i blechy. Dwerniccy zaś musieli kontentować się Radosem, Pińczukiem i Połoniną - tak bowiem zwali się owi kmiecie. Chłopów na Dwernikach było zatem trzech, a panów Dwernickich więcej niż trzydziestu - wypadałoby zatem, że na każdego szlachetnie urodzonego mieszkańca wioski przypadało po jednej dziesiątej części kmiecia. (...)".

Przy okazji wyjaśniam, że Dwerników w "Diable Łańcuckim" Jacka Komudy nie należy utożsamiać ze wsią Dwernik nad Sanem. Powieściowe Dwerniki to całkowicie fikcyjna wioska położona u ujścia Wetliny do Solinki, nieopodal Łopienki. Autor z premedytacją wprowadził do powieści fikcyjne Dwerniki zamiast ulokować jej akcję w rzeczywistym, już wówczas istniejącym Dwerniku. Musiałby wtedy rażąco sfałszować historię wioski - Dwernik nie był bowiem zaściankiem szlacheckim. Wolał więc tego uniknąć (i słusznie).
Natomiast pozostałe bieszczadzkie miejscowości, opisane w książce, istniały faktycznie. Poznajemy stare nazwy wsi do dziś istniejących. Ciasna, Ternka - to oczywiście Cisna i Terka, Komącza to Komańcza, ale dopiero z przypisów na końcu książki dowiedziałem się, że obecna Średnia Wieś to niegdysiejszy Terpiczów.