Mamy
grudzień, zbliża się okres świąteczno-noworoczny, nie będę więc w tym
miesiącu „katował” Państwa bolesną historią XX wieku. Cofniemy się o ponad
400 lat. Też bywało strasznie i okrutnie, ale czas już zagoił stare
rany. Przecież prawie nikt z Państwa nie wie, kim dokładnie byli i co
robili jego przodkowie w tamtym czasie.
Trzy
najbliższe wpisy (poczynając od niniejszego) poświęcę powieściom historycznym pana Jacka Komudy. Powieściom
beletrystycznym, których bohaterowie fikcyjni pozostają w służbie postaci
historycznych, a ich losy wplątane są w dzieje siedemnastowiecznej
Rzeczypospolitej i sąsiedniego Państwa Moskiewskiego. Dodam, iż Autor
bardzo wiernie odtwarza realia tamtej epoki. Czytając Jego powieści,
w wyobraźni widzimy i słyszymy naszych przodków, a wraz z nimi
nie tylko tworzymy historię, ale też rozwiązujemy ich tzw. problemy dnia
codziennego – natury ekonomicznej, prawnej, psychologicznej, etc.
Jacek Komuda
„Diabeł Łańcucki”.
Wydawnictwo
Fabryka Słów Sp. z o.o., Lublin 2010.
Jeśliby
ktoś z Państwa chciał się udać wehikułem czasu w Bieszczady lat 1607
i 1608, to gorąco polecam "eastern" Jacka Komudy pt. "Diabeł
Łańcucki". Jest to powieść z gatunku "płaszcza i szpady",
a dokładniej "kontusza i szabli", której znaczna część
akcji dzieje się w Bieszczadach. Oprócz bardzo wartkiej akcji Autor szczegółowo
przedstawia realia społeczne, geograficzne i przyrodnicze ówczesnych
Bieszczadów.
Te
plastyczne i realistyczne, „aż do bólu”, opisy zachowania naszych przodków
z początku XVII w. wzbudziły we mnie gorzką refleksję. Ileż ludzkiej
energii wtedy zmarnowano na waśnie wewnętrzne, ileż krzywd zadano i jakich
strat materialnych narobiono !!!
Gdyby
tak ową energię szlachecką zdołano wówczas skanalizować w służbie
Rzeczypospolitej, gdyby ów narodek szlachecki został wzięty za mordę przez
nieelekcyjnego króla-tyrana, który skutecznie egzekwowałby prawa i stworzyłby
stutysięczną regularną armię, wówczas ... to Rzeczpospolita Obojga Narodów
byłaby obecnie stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ. A o rozbiorach
państwa pisano by dziś tylko w kategoriach tzw. historii alternatywnej
- co by było, gdyby Polska i Litwa dalej trwały w anarchii - demokracji
szlacheckiej. A i tak mało kto by w taką
"alternatywną" wersję naszych dziejów wierzył.
Dodam
jeszcze, że autor zna dobrze również i współczesne bieszczadzkie realia.
Dowodem tego jest, iż na kartach powieści „robi sobie jaja" ze znanych bieszczadzkich postaci,
wstawiając w treść książki np. taki wątek (cytuję ze str. 188,
pogrub. tekstu moje):
"(...) Przyszli
nawet i stanęli skromnie na uboczu trzej kmiecie z Dwernik, dzięki
którym Dwerniccy nie liczyli się w poczet szlacheckiej gołoty, w której
szlachecki honor starczał za folwarki. Inni panowie polscy i ruscy mieli
wsie i miasta, posady, zamki, dwory, młyny, gorzelnie, stadniny, folusze i blechy.
Dwerniccy zaś musieli kontentować się Radosem, Pińczukiem i Połoniną -
tak bowiem zwali się owi kmiecie. Chłopów na Dwernikach było zatem trzech, a panów
Dwernickich więcej niż trzydziestu - wypadałoby zatem, że na każdego
szlachetnie urodzonego mieszkańca wioski przypadało po jednej dziesiątej części
kmiecia. (...)".
Przy
okazji wyjaśniam, że Dwerników w "Diable Łańcuckim" Jacka Komudy
nie należy utożsamiać ze wsią Dwernik nad Sanem. Powieściowe Dwerniki to
całkowicie fikcyjna wioska położona u ujścia Wetliny do Solinki, nieopodal
Łopienki. Autor z premedytacją wprowadził do powieści fikcyjne Dwerniki
zamiast ulokować jej akcję w rzeczywistym, już wówczas istniejącym
Dwerniku. Musiałby wtedy rażąco sfałszować historię wioski - Dwernik nie był
bowiem zaściankiem szlacheckim. Wolał więc tego uniknąć (i słusznie).
Natomiast
pozostałe bieszczadzkie miejscowości, opisane w książce, istniały
faktycznie. Poznajemy stare nazwy wsi do dziś istniejących. Ciasna, Ternka - to
oczywiście Cisna i Terka, Komącza to Komańcza, ale dopiero z przypisów
na końcu książki dowiedziałem się, że obecna Średnia Wieś to niegdysiejszy
Terpiczów.