czwartek, 20 czerwca 2019

„Kret w Watykanie. Prawda Turowskiego”. Autorzy: Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski


Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski „Kret w Watykanie. Prawda Turowskiego”
Wydawca Agora S.A., Warszawa 2013

Książkę polecam wszystkim osobom zainteresowanym służbami specjalnymi PRL - działającymi zagranicą w ostatnim już dwudziestoleciu Polski Ludowej. Poznajemy bardzo specyficzny odcinek służby wywiadu MSW - przygotowanie i funkcjonowanie kadrowych oficerów wywiadu, kierowanych do innych państw pod tzw. operacyjnym przykryciem, niemającym nic wspólnego z ich rzeczywistym statusem. To „nielegałowie”, których w razie wpadki nie ochroni immunitet dyplomatyczny. Trafią na długie lata do więzienia i ewentualnie mogą tylko liczyć na uwolnienie w ramach późniejszej wymiany szpiegów.

Tomasz Turowski (ur. 1948) został właśnie takim nielegałem. Zwierzchnicy określili jego predyspozycje (intelektualne, psychiczne i fizyczne) jako pasujące do podjęcia działalności w zakonie Jezuitów. Wstąpił do zakonu, złożył trzy śluby zakonne, jednak bez tego najważniejszego, czwartego, bez przyjęcia święceń kapłańskich. Uczył się i pracował tam, gdzie go skierował zakon - najpierw w Watykanie, później we Francji. Równolegle utrzymywał łączność i wykonywał polecenia służbowe przekazywane mu z Departamentu I MSW (czyli wywiadu tzw. cywilnego, w odróżnieniu od wywiadu wojskowego, usytuowanego w strukturze MON).

Intelektualista, ze zdolnościami lingwistycznymi. Jeszcze w kraju, przed podjęciem służby operacyjnej, ukończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Krakowie, uzyskując z wynikiem bardzo dobrym tytuł magistra filologii rosyjskiej. Studia zagraniczne, na które został skierowany przez Jezuitów, dodatkowo go wzbogaciły intelektualnie, wręcz uduchowiły. I o ile wstąpił do zakonu jako osoba niewierząca, to po latach wystąpił z niego już jako wierzący katolik.

W 1985 r. nagle przerywa obydwa nurty swojej działalności. Występuje z zakonu Jezuitów oraz bez wiedzy przełożonych (!!!) porzuca służbę operacyjną we Francji i powraca do kraju.

Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski dali książce celny podtytuł „Prawda Turowskiego”. Zweryfikować tę „prawdę” mogłyby, a i to zapewne nie do końca, tylko wyjaśnienia jego przełożonych – tych z zakonu Jezuitów, i tych z ul. Rakowieckiej w Warszawie. Także bowiem tę swoją ostatnią „operacyjną” decyzję z 1985 r. bohater książki tłumaczy bardzo subiektywnie - rozterkami duchowymi i obiekcjami moralnymi. A ja po prostu przypuszczam, że we Francji zaczął mu się palić grunt pod nogami - faktycznie, albo takiego błędnego przekonania nabierał. Zainteresował się nim kontrwywiad francuski, o czym p. Turowski parokrotnie wspomina. Obawiając się aresztowania oraz przypuszczając, że przełożeni z MSW nie wyrażą zgody na wystąpienie z zakonu i opuszczenie Francji, postawił ich przed faktem dokonanym.

Książkę czyta się jednym tchem, bo jest to powieść szpiegowska, aczkolwiek w specyficznej formie dziennikarskiego wywiadu - rzeki. Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski ciągną Tomasza Turowskiego za język, nie pozwalając mu na przemilczenia niewygodnych faktów. Zarazem jednak pan oficer wywiadu zna granice swojej wylewności i niekiedy odmawia odpowiedzi interlokutorom. Postępuje tak również jako dżentelmen, nie wypowiada się bowiem publicznie na temat wątków damsko-męskich, obecnych przecież w życiu tego młodego wówczas mężczyzny.

Książkę przeczytać warto, zwłaszcza że w przekazie publicznym funkcjonowało sporo mitów nt. Tomasza Turowskiego. Główną przyczyną powstania owych mitów jest okoliczność, iż Tomasz Turowski był w 2010 r. polskim dyplomatą w Rosji i pamiętnego dnia 10 kwietnia 2010 r. oczekiwał na lotnisku w Smoleńsku na Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Wierzący w owe mity mają więc teraz okazję dowiedzieć się (z ostatniego rozdziału książki), że i sam Tomasz Turowski był pierwotnie na projektowanej liście pasażerów prezydenckiego tupolewa - miał w czasie lotu do Smoleńska przedstawić Prezydentowi RP najbardziej aktualną, zwięzłą informację nt. sytuacji w Rosji. Ale ponieważ chętnych na ów lot było więcej, więc dla pana Turowskiego ostatecznie zabrakło miejsca na pokładzie samolotu.