czwartek, 21 marca 2019

„Moja Piątka z Cambridge”. Autor: Yuri Modin


Yuri Modin „Moja Piątka z Cambridge”
Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., Warszawa 2015

Ową tytułową Piątkę stanowili (w kolejności alfabetycznej nazwisk):
1)     Anthony Blunt,
2)     Guy Burgess,
3)     John Cairncross,
4)     Donald Maclean,
5)     Harold “Kim” Philby.
Wyraz zaś „moja” w tytule książki oznacza, iż ww. Anglicy – agenci radzieccy są „jego”, czyli są agentami prowadzonymi przez Jurija Modina (1922-2007), funkcjonariusza KGB, później emerytowanego wysokiego oficera i autora tej książki (napisanej na początku lat 90. ub. wieku). Z kolei imię autora „Yuri” zamiast „Jurij” to efekt polskiego wydania dokonanego na podstawie tłumaczenia angielskiego.
Książkę polecam wszystkim choć trochę zainteresowanym działalnością służb specjalnych. Wartkiej i zapierającej dech w piersiach akcji szpiegowskiej raczej tu się nie spodziewajmy, może poza trzymającą w napięciu historią eksfiltracji Burgessa i Macleana (1951) i Philby’ego (1963) do ZSRR, kiedy już w zasadzie zostali zdemaskowani i groziło im aresztowanie.

Autor przedstawia w książce swój życiorys, wskazuje okoliczności podjęcia służby w NKWD. Nie unika omawiania problemów, z jakimi borykał się pracując w szpiegowskim fachu. To samo dotyczy tytułowej Piątki – zostajemy zapoznani z biografiami, charakterami, motywacjami i szczegółami pracy agenturalnej pięciu Anglików, absolwentów renomowanej uczelni, którzy służbę dla ZSRR przedłożyli ponad pracę dla ojczyzny i Rządu JKM. Początkowo z ich agenturalną działalnością Modin zetknął się tylko „zdalnie” – pracując w charakterze tłumacza i analityka wywiadu radzieckiego. Gdy później awansował do funkcji oficera operacyjnego działającego zagranicą, czterech z nich poznał osobiście. Tylko z Kimem Philbym bezpośrednio spotkał się dopiero w Moskwie (wcześniej uznał to za grożące dekonspiracją).

Autor, jak przystało na emerytowanego oficera wywiadu, bardzo waży swoje wspomnienia. Nie szczędząc szczegółów biografii i opisów detali działalności szpiegowskiej agentów oraz swojej własnej, jest jednak dość ostrożny we wskazywaniu korzyści odniesionych przez ZSRR. Głównie uwypukla znaczenie służby wywiadowczej dla skuteczności działań militarnych na froncie wschodnim, oraz wyprzedzających informacji przekazywanych dyplomacji radzieckiej, co ułatwiało rokowania ZSRR z państwami zachodnimi. To drugie dotyczyło zarówno okresu wojennego, gdy Stalina zaznajamiano ze szczegółami negocjacji angielsko-amerykańskich oraz m.in. rozmów angielsko-polskich, jak też lat powojennych, gdy agenci dostarczali tajne informacje dotyczące tworzonego wtedy NATO.
Natomiast o tym, że krecia robota Kima Philby’ego umożliwiła likwidację (najczęściej w znaczeniu fizycznym) wielu angielskich agentów w Europie wschodniej, autor ledwie wspomina. W zasadzie opisuje tylko jeden podobny przypadek, dotyczący funkcjonariusza radzieckiego, który zamierzał przejść na stronę angielską. Opóźniające działanie zainicjowane wówczas przez Kima Philby’ego (gra na zwłokę) i jednoczesne poinformowanie centrali w Moskwie, pozwoliło kagebistom ująć niedoszłego zdrajcę, ze skutkiem dla niego wiadomym.

Reasumując, przekłamań ani konfabulacji w tej książce się nie dopatrzyłem. Za to przemilczeń zauważyłem całkiem sporo. Np. ani mru-mru w sprawie katastrofy (?) gibraltarskiej, w której zginął generał Władysław Sikorski. A przecież, jak się dowiadujemy z literatury przedmiotu (autorzy: Tadeusz A. Kisielewski, Dariusz Baliszewski), w tych tragicznych dniach lipca 1943 r. na Gibraltarze gościł incognito sam Kim Philby.

Natomiast jedna informacja z zakresu tzw. poloniców nie daje mi spokoju. Z naszego przekazu historycznego wiemy, że radziecki generał Iwanow (faktycznie: Sierow) wiosną 1945 r. zaprosił 16-tu przywódców Polski podziemnej na „rokowania dyplomatyczne” do Moskwy, co już od początku było fikcją – grą operacyjną NKWD obliczoną na ich aresztowanie i skazanie. Jurij Modin tego ostatniego nie kwestionuje, podaje jednak dwukrotnie (na str. 119 i 206) zupełnie inne okoliczności uwięzienia 16-tu Polaków. Mieliby oni jakoby wsiąść do samolotu udającego się do Londynu, a ów samolot został następnie przymusowo przekierowany do Moskwy.
Być może jednak nie ma sprzeczności w tych dwóch pozornie odmiennych wersjach. Może zaproszeni i przyjęci przez gen. Iwanowa nasi przywódcy polityczni i wojskowi poprosili go o umożliwienie im udania się na konsultacje do Londynu, a ten się pozornie zgodził i nawet udostępnił samolot. Albo – korzystając z radzieckiej radiostacji – poprosili Londyn o wysłanie po nich samolotu do Polski.

No i na zakończenie jak zwykle trochę pomarudzę, ani trochę nie pomniejszając kierowanej do Państwa mojej zachęty do sięgnięcia po tę książkę.
·        Na str. 17, w wierszu 12 od góry, sformułowanie „z koszarów” proszę poprawić na „z koszar” (chodzi o koszary jednostki wojskowej, w której służył ojciec autora).
·        Na str. 181 polscy tłumacze wykazali się nieznajomością pracy silników samochodowych produkowanych dawniej. Panie Piotrze i Panie Marcinie, silnik zalewał się nie wtedy, gdy zapomniano włączyć ssanie, lecz wtedy, gdy je zapomniano wyłączyć. Jako niegdysiejszy posiadacz kolejno syreny, malucha i polskiego dużego fiata pamiętam to doskonale z autopsji.
·        Na str. 249, w 1 wierszu od góry, wyraz „obaj” proponuję zastąpić wyrazem „oboje” (chodzi o małżeństwo Pietrowów).

PS
Podaną na wstępie informację o roku śmierci Modina (2007) zaczerpnąłem z Wikipedii. Przy okazji zauważyłem tam też inny, niż w dziś omawianej autobiograficznej książce, rok jego urodzin (1921). Ponieważ jednak na str. 15 książki czytamy wyraźnie „W roku 1922, kiedy przyszedłem na świat (…)”, uważam tę informację – podaną przez samego autora – za bardziej wiarygodną (z zastrzeżeniem, że nie doszło gdzieś po drodze, w oryginale i dwóch tłumaczeniach, do błędu edytorskiego).