poniedziałek, 19 września 2022

„Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”. Autor: Kamil Janicki

 

Jak zapowiedziałem w poprzednim tu wpisie, we wrześniu dalej czytamy „na ludowo”.

Kamil Janicki „Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”

Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., Poznań 2021

I znów „chłopski” temat na warsztacie. Na wstępie pozwolę sobie powtórzyć fragment poprzedniego artykułu, w którym opisałem książkę pt. „Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich” Michała Rauszera:

(…) jeszcze u zarania odzyskania niepodległości w 1918 r. chłopi stanowili nie mniej niż 70% ludności naszego państwa. Warto, aby zdawało sobie z tego sprawę wielu współczesnych „nowobogackich” rodaków, usiłujących doczepić swoim przodkom herbowe lub przynajmniej mieszczańskie życiorysy. Żaden nie przyzna się do „chamskiego” pochodzenia! Tymczasem wg demograficznej oczywistości ich prapradziadkowie chadzali jeszcze za potrzebą za stodołę, a prapra…pradziadkowie analfabeci odrabiali tytułową pańszczyznę i całowali pana w rękę. Po cóż zresztą tak dalece sięgać w przeszłość?! Zdarzało się, że w powojennej, odbudowywanej Warszawie ich ojcowie lub dziadkowie - w pierwszym pokoleniu przedstawiciele nowej klasy robotniczej Polski Ludowej - uprawiali chów kur w wannach, a świń i kóz na dachach. A i oni sami (albo ich ojcowie) otrzymali w PRL możliwość zdobycia wyższego wykształcenia nieraz jedynie dzięki tzw. punktom za pochodzenie społeczne: chłopskie lub robotnicze.

Osobiście z tytułu pochodzenia żadnych kompleksów nie posiadam. Obaj moi dziadkowie, Włodzimierz Rygiel i Bazyli Kozakow, urodzeni jeszcze pod koniec wieku XIX, byli przedwojennymi inżynierami budownictwa (obaj do wygooglowania - w Internecie można natrafić na skany przedwojennych dokumentów z ich nazwiskami). „Niestety” obaj byli pochodzenia raczej „tylko” mieszczańskiego. Za to ożenili się ze szlachciankami: Eugenią Niewęgłowską (żona dziadka po mieczu) i Janiną Tymińską (żona dziadka po kądzieli). Ta druga w dodatku okazała się być owocem mezaliansu. Jej matka bowiem (moja prababcia), będąc z domu „aż” Koźmińska, samowolnie wyszła za mąż z wielkiej miłości za „szaraczka” Tymińskiego, czym na długie lata zraziła sobie rodziców i krewnych. I gwoli koniecznego uzupełnienia dodam, że owi dwaj inżynierowie budownictwa, koledzy jeszcze sprzed wojny, spotkali się po wojnie w Trójmieście i postanowili wzmocnić przyjaźń małżeństwem swoich dzieci, tj. moich rodziców, którzy zresztą po kilku latach, wkrótce po moim przyjściu na świat, się rozeszli. Rodzice pracowali w charakterze niższych raczej urzędników - z wykształceniem niepełnym średnim (matka) i niepełnym wyższym (ojciec). Matka: tajna edukacja ogólnokształcąca podczas okupacji, po wojnie nieuznana za pełną maturalną - zbyt późno matka zgłosiła wniosek w tej sprawie. Ojciec: studia politologiczne i politechniczne, czyli dwa całkowicie różne fakultety, jednakże żaden nieukończony napisaniem i obroną pracy dyplomowej. Karier więc nie porobili – ani matka w budownictwie, ani ojciec w kolejnictwie, gdzie pracowali aż do emerytur. Po co o tym wszystkim piszę, jakby odżegnując się od posądzenia o posiadanie chłopskiego rodowodu? Chyba tylko dlatego, że – w przeciwieństwie do panów Michała Rauszera i Kamila Janickiego – moje równie jak ich emocjonalne podejście do tytułowego tematu nie wynika z przeświadczenia o wielowiekowej krzywdzie własnych przodków. Sięgając natomiast pamięcią wstecz i ucząc się historii zawsze byłem i nadal jestem gorącym zwolennikiem absolutnej równości wszystkich ludzi, niezależnie od ich pochodzenia społecznego, narodowościowego, rasowego czy wyznawanej religii (lub jej braku).

Czas przejść do meritum. Książka p. Kamila Janickiego to wspaniałe, popularnonaukowe opracowanie, łatwe w odbiorze, napisane z dużym polotem redakcyjnym (jak zresztą wszystkie jego publikacje). Wprowadza nas w szczegóły chłopskiej niedoli na przestrzeni wieków. Dowiemy się i poznamy:

·       skąd się wzięła pańszczyzna, na czym polegała i jak jej wymiar systematycznie powiększano w miarę upływu stuleci,

·       inne formy przymusowego obciążenia chłopa na rzecz pana, niezależnie od formalnego obowiązku wykonywania pracy pańszczyźnianej,

·       przepaść społeczną dzielącą szlachtę i chłopów; chłopi nie byli obywatelami tzw. drugiej kategorii – ich w ogóle nie uznawano za obywateli przedrozbiorowej Rzeczypospolitej,

·       jak w praktyce funkcjonowało zwierzchnictwo pana nad chłopem, oraz na co pan względem chłopa mógł sobie całkowicie bezkarnie pozwolić,

·       inne formy, oprócz bata i dyb, utrzymywania chłopskiej niewoli, którymi m.in. było celowe rozpijanie chłopów oraz ich ciemnota, analfabetyzm,

·       stale pogarszające się warunki socjalne chłopskiego życia – przeczytamy jak chłopi mieszkali, ubierali się; poznamy także, pożal się Boże, ich jadłospis,

·       liczne pozytywne opinie wychwalające system pańszczyźniany i wydawane drukiem szlacheckie poradniki w tym zakresie (takie ówczesne podręczniki do ekonomiki rolnictwa),

·       pogarszanie się warunków chłopskiego życia także wskutek politycznych kłopotów Rzeczypospolitej, przede wszystkim tych w wieku XVII,

·       krytyczne opinie o polskim systemie pańszczyźnianym, pochodzące od naszej szlachty (niestety głosy bardzo nieliczne) oraz od goszczących na naszych ziemiach przybyszów z zachodniej Europy.

Książka posiada też walor podręcznika historii gospodarczej. Autor przedstawia sposób funkcjonowania gospodarki folwarcznej, źródła jej dochodów i przyczyny strat. Poznane ze starych dokumentów kwoty pieniężne szacunkowo denominuje na dzisiejsze złotówki, co – przyznaję – niezwykle wzbogaca realizm opisów. Czego mi tylko w tym opracowaniu zabrakło? Autor niezwykle pobieżnie przemknął się po opisie chłopskiego oporu społecznego, chłopskich powstań w szczególności. Czytelników tą tematyką zainteresowanych pozwolę sobie odesłać do lektury wspomnianej na wstępie książki p. Michała Rauszera. Zgodnie z jej tytułem dużo przeczytamy o chłopskich buntach. Ale jeszcze więcej dowiemy się o nich z opracowania pt. „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”, autorstwa dr. hab. Adama Leszczyńskiego, które opiszę tu już następnym razem. Pan Kamil Janicki natomiast skupił się, skądinąd słusznie, na przedstawieniu całokształtu chłopskiej krzywdy i jej zaakcentowaniu. Nic jednak nie wspomniał, że niekiedy dochodziło do uszlachcenia chłopów, głównie na skutek ich zasług na polu bitewnym (tu wspomnę epizod opisany w „Potopie” Henryka Sienkiewicza). Nobilitacja mieszczan zdarzała się częściej. Również bogatsi żydzi uzyskiwali szlachectwo za cenę konwersji na katolicyzm. A zatem stan szlachecki przedrozbiorowej Rzeczypospolitej nie był tak całkowicie hermetyczny, jak można by wywnioskować z kart tej interesującej książki.

Na zakończenie dwie drobne uwagi redakcyjne. Na str. 58 w wierszach 4 i 3 od dołu, znajduje się zdanie, cyt.: „Kmiecie żyli w rodzinach nuklearnych, składających się z rodziców i dzieci”. Sensu przymiotnika umieszczonego w tym zdaniu nie zrozumiałem, słownik wyrazów obcych też mi nie pomógł. Chyba autor miał na myśli „rodziny molekularne”? Z kolei na str. 271, mniej więcej w środku strony, mowa jest o cenie niewolnika w Stanach Zjednoczonych, cyt.: „u schyłku stulecia XIX”. Pragnę zauważyć, iż to okres już po wojnie secesyjnej i zniesieniu niewolnictwa w południowych stanach USA.

PS. Przypomniał mi się stary dowcip z epoki Rzeczypospolitej jeszcze przedrozbiorowej. Kiedyś wspaniale go przedstawił w TV w charakterze skeczu kabaretowego znany satyryk Janusz Rewiński. Dwóch popijających wódkę szlachciców jedzie powoli odkrytym powozem. Stangret trzyma lejce i pilnuje wolnego tempa jazdy, aby panom gorzałka się nie rozlewała. Z przeciwka wędruje jakiś miejscowy chłop, widząc pański powóz ściąga czapkę i kłania się uniżenie. Panowie każą stangretowi zatrzymać się.

¾    Stój! Czyj jesteś, chamie?

¾    Jaśnie pana Starowolskiego.

¾    Taaa… Znamy twojego pana, chamie. A skąd i dokąd idziesz, chamie?

¾    Wielmożni panowie, ja tylko idę ze wsi do karczmy.

Jeden z podpitych szlachciców chce jakoś chłopu dokuczyć, przynajmniej pożartować z niego.

¾    Mówisz chamie, że idziesz ze Starej Woli. A powiadają, że tam za wsią, na rozstaju dróg, rozkraczona goła baba stoi, gołą dupę wypina i całować się w nią każe. Całowałeś i ty? Mów chamie prawdę, a ino szybko, bo stangretowi batem oćwiczyć cię każę!

¾    Jaśnie panie, wszystko powiem, całą prawdę! Ta baba faktycznie tam jest, widziałem ją z bliska. Ale nie całowałem, bo mnie biedaka wygonili! Tylu herbowych, wielmożnych panów się tam naszło i najechało, wszyscy w długiej kolejce się ustawili. Jaśnie panowie, jedźcie tam prędko, to i wy zdążycie!