piątek, 9 września 2022

„Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich”. Autor: Michał Rauszer

 

We wrześniu będzie „na ludowo”. Trzy polecane w tym miesiącu książki dedykuję bardzo licznym rodakom, których antenaci nie tworzyli historii politycznej naszego państwa. Nie zasługiwali na to – byli bowiem potomkami Chama. Jako tacy pozostawali, zgodnie z przekazem biblijnym, pod butem i batem potomków Jafeta, tj. wszechwładnej szlachty. Musieli też usługiwać potomkom Sema, czyli duchowieństwu. Tak przez całe wieki naprawdę uważano – przypomnijmy choćby filozoficzne dywagacje skądinąd niezwykle sympatycznego Sienkiewiczowskiego pana Zagłoby, polskiego szlachcica XVII wieku o poglądach bardzo reprezentatywnych w tamtych czasach.

Michał Rauszer „Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich”

Wydawnictwo RM, Warszawa 2020

Doskonały esej historyczny, pozwalający dzieje naszego kraju ujrzeć z innej, mało znanej strony. Historia polityczna Polski od mniej więcej XVI wieku jest tu tylko tłem dla przedstawienia losów najniżej usytuowanej klasy społecznej: chłopstwa. Liczebnie jednakże dominującej – jeszcze u zarania odzyskania niepodległości w 1918 r. chłopi stanowili nie mniej niż 70% ludności naszego państwa. Warto, aby zdawało sobie z tego sprawę wielu współczesnych „nowobogackich” rodaków, usiłujących doczepić swoim przodkom herbowe lub przynajmniej mieszczańskie życiorysy. Żaden nie przyzna się do „chamskiego” pochodzenia! Tymczasem wg demograficznej oczywistości ich prapradziadkowie chadzali jeszcze za potrzebą za stodołę, a prapra…pradziadkowie analfabeci odrabiali tytułową pańszczyznę i całowali pana w rękę. Po cóż zresztą tak dalece sięgać w przeszłość?! Zdarzało się, że w powojennej, odbudowywanej Warszawie ich ojcowie lub dziadkowie - w pierwszym pokoleniu przedstawiciele nowej klasy robotniczej Polski Ludowej - uprawiali chów kur w wannach, a świń i kóz na dachach. A i oni sami (albo ich ojcowie) otrzymali w PRL możliwość zdobycia wyższego wykształcenia nieraz jedynie dzięki tzw. punktom za pochodzenie społeczne: chłopskie lub robotnicze.

Osobiście nie posiadam chłopskich korzeni, ale tę książkę przeczytałem z wielkim współczuciem, chwilami nawet ze zgrozą. Oczywiście, na czym mniej więcej polegały poddaństwo chłopów i ich praca pańszczyźniana, jak ciężka była chłopska dola, jak krwawe bywały bunty społeczne, to już kiedyś nauczono mnie na lekcjach historii i języka polskiego (literatura piękna!). Pan Michał Rauszer to wszystko chronologicznie i tematycznie usystematyzował oraz szczegółowo opisał. Przedstawił instytucje poddaństwa osobistego i pańszczyzny chłopów, funkcjonujące od pierwszej połowy XVI wieku (występujące już wcześniej, jednakże poczynając od XVI wieku darmowa praca chłopów stała się podstawą folwarcznej gospodarki szlacheckiej). Instytucje te istniały aż do drugiej połowy XIX wieku, kiedy to pańszczyznę ostatecznie zniesiono, a chłopów uwłaszczono. Owo znoszenie poddaństwa osobistego chłopów, obowiązku pracy pańszczyźnianej oraz uwłaszczenie chłopów odmiennie wyglądało na ziemiach polskich pod zaborami – autor to odrębnie dla każdego z zaborów opisuje i przedstawia w jakich „bólach porodowych” następowało. W zaborze austriackim rolę „akuszerki” skutecznie spełniła tzw. rabacja galicyjska. Autor obala mit o jej wznieceniu z inspiracji administracji austriackiej, choć oczywiście wskazuje polityczną korzyść, jaką austriackiemu zaborcy przyniosła: stłumienie w zarodku powstania krakowskiego 1846 r.

Poddaństwo osobiste chłopów i pańszczyzna, obojętnie jak by tego nie skodyfikować, są już z samej natury rzeczy bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące. I za takie były też uważane przez chłopów, w swojej masie nigdy niemogących się pogodzić z narzuconą im podrzędną rolą w społeczeństwie. Znajdowało to wyraz w twórczości ludowej – opowieściach, bajkach, przyśpiewkach. W sprzyjających zaś okolicznościach chłopi brali na swoich panach (i ich pomocnikach) krwawy, okrutny odwet. Powyżej napisałem: „obojętnie jak by tego nie skodyfikować”. Polscy szlachcice nie przejmowali się unormowaniami prawnymi dot. traktowania chłopów, a takowe przecież zawsze jakieś istniały, formalnie nie pozwalając sprowadzać pańszczyźnianego chłopa do roli antycznego niewolnika. Panowie jednak w d… mieli owe przepisy i ze swoimi poddanymi postępowali, jak im się żywnie podobało, nieraz bardzo okrutnie. To oczywiście utwardzało przeświadczenie chłopów o głębokiej niesprawiedliwości systemu feudalnego, oraz wzmagało  – dojrzewającą latami – chęć odwetu. I odwet ten następował w formie cyklicznych buntów i powstań chłopskich (przez autora interesująco opisanych). Szlachta w ogóle nie uznawała chłopów za obywateli-Polaków (nawet, jeśli polski był ich językiem ojczystym), a więc i oni w polskości widzieli zagrożenie dla siebie. Czemu dawali wyraz, nierzadko współpracując z zaborcami podczas tłumienia powstań narodowych.

Na kartach książki autor nawiązuje do osoby Kazimierza Deczyńskiego, którego pamiętnik stał się kanwą powieści Leona Kruczkowskiego pt. „Kordian i cham”, zaliczanej w czasach PRL do szkolnej lektury obowiązkowej i zapamiętanej przeze mnie z nauki w liceum. Zapytałem teraz też o to moją córkę, absolwentkę klasy humanistycznej jednego z najlepszych liceów warszawskich (matura 2006). Nic o tej książce nie słyszała – „Kordian” kojarzy się jej wyłącznie z Juliuszem Słowackim. Cóż, na fali dekomunizacji relegowano ze szkolnych lektur całą twórczość Leona Kruczkowskiego. Usunięcie „Kordiana i chama” uważam jednak za przysłowiowe wylanie dziecka z kąpielą – powieść wiernie bowiem oddawała społeczne realia pierwszych dekad XIX wieku, w tym okresu powstania listopadowego. A zatem książkę p. Michała Rauszera polecam przede wszystkim młodszym czytelnikom – tym, którym postać Kazimierza Deczyńskiego pozostaje nieznana. Zainteresowani mogą też odszukać w bibliotekach „Kordiana i chama” Leona Kruczkowskiego.

PS.1. Mam parę drobnych uwag redakcyjnych, wskażę te najbardziej istotne. W środku str. 137 rok 1846 proszę poprawić na rok 1844. W 1846 r. ksiądz Piotr Ściegienny przebywał już na katordze. Jego osoby dotyczą również dwie konieczne poprawki na stronach 138 i 139, gdzie napisano o pozbawieniu, a następnie przez niego odzyskaniu święceń kapłańskich. W istocie chodziło nie o święcenia, lecz o godności kapłańskie, a to przecież różnica. Na str. 229 (w środku strony) rok 1801 proszę poprawić na rok 1815, dopiero bowiem wtedy powstała Rzeczpospolita Krakowska (1815-1846). No i na str. 257 w pierwszych trzech wierszach „Zakończenia” warto dopisać lata życia Kazimierza Deczyńskiego (1800-1838), a jego lata nauki w szkole bernardyńskiej umiejscowić nie w Warcie, lecz w Warszawie (zob. „Słownik biograficzny historii Polski”, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2005, tom A-K, str. 306).

PS.2. Jakiś czas temu w audycji telewizyjnej (nie przypominam sobie kanału TV) powtórzono stary, przedwojenny skecz kabaretowy. W latach 20. i 30. ub. wieku żyli jeszcze powstańcy styczniowi – honorowano ich, przeprowadzano z nimi wywiady. Jeden z dziennikarzy, właśnie w celu przeprowadzenia wywiadu z kombatantem, udał się na wieś i odnalazł chłopskiego staruszka, o którym powiadano, iż brał udział w pamiętnych wydarzeniach roku 1863. Ów przedwojenny, gorzki skecz kabaretowy brzmiał mniej więcej tak:

- Dziadku, podobno bił się pan wtedy dzielnie. Proszę o tym opowiedzieć.

- A jakże, panie. Był mus, to i biłem. Mocno, chłopską ręką!

- Razem z powstańcami?

- A jakżeby inaczej! Gdzie tylko byli!

- I co pan z nimi robił, jak i gdzie walczyliście?

- A tu, w tej wiosce. I w sąsiedniej też. My ich naszą chłopską gromadą, jak się tylko pojawili, to ich od razu przez łeb, w postronki, na fury i do cyrkułu, do rządu!