Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia proszę
przyjąć ode mnie najserdeczniejsze życzenia – aby nadchodzące Święta były dla Państwa
zdrowe, wesołe, wolne od kłopotów, spędzone przy suto zastawionym rodzinnym
stole. I aby pod choinką każdy znalazł prezent dla siebie – najlepiej
książkę o tematyce historycznej (niezdecydowani, zanim wejdą na stronę księgarni
internetowej, mogą coś wybrać wg katalogów tego bloga).
Poprzedni artykuł
dotyczył relacji z frontu wschodniego, tworzonych na gorąco przez
radzieckiego korespondenta wojennego. Dziś też będzie o piekle Ostfront,
tyle że opisanym już po wojnie, na podstawie zachowanych notatek, przez oddelegowanego
na ów front niemieckiego propagandystę.
Erich
Stahl „Przeszedłem piekło z Waffen-SS na froncie wschodnim”
Wydawnictwo
Vesper, Czerwonak 2019
Jest
to kolejna pozycja literatury wspomnieniowej pola walki. Ale takiej bardziej
ambitnej, wzbogaconej o osobiste refleksje natury polityczno-ideologicznej.
Autor-narrator (nie należy go mylić z generałem Luftwaffe o tym samym
imieniu i nazwisku) to młody podoficer SS, awansowany na pierwszy
stopień oficerski SS dopiero jesienią 1944 r. Podczas lektury proponuję
mieć założoną zakładkę na str. 367, na której zamieszczono wykazy stopni
wojskowych Wehrmachtu, Waffen-SS i ich odpowiedników w Wojsku
Polskim. Będzie to bardzo pomocne, bo niby skąd polski czytelnik ma wiedzieć,
że np. SS-Unterscharführer to plutonowy, a SS-Untersturmführer to
podporucznik. Stahl jest esesmanem nietypowym – pełni rolę oddelegowanego
na front partyjnego funkcjonariusza pionu propagandy. W czasie służby bywa
przenoszony pomiędzy różnymi jednostkami Waffen-SS, jak też wzywa się go do
Niemiec na dłuższe, nieraz kilkutygodniowe pobyty, niebędące jednak należnymi
urlopami. Podczas jednego z takich powrotów do Rzeszy przyjmuje go sam
Goebbels. Wojując na froncie wschodnim Stahl przebywa na pierwszej linii,
nieraz cudem unika śmierci, natomiast od radzieckich pocisków padają martwi,
znajdujący się tuż obok, jego towarzysze broni.
Książka
została napisana już po wojnie, na pewno z dużą dozą autocenzury. Duża jej
szczegółowość świadczy o zachowanych notatkach sporządzanych na gorąco
podczas wojny. Jednak o zbrodniach niemieckich autor tylko ogólnie
nadmienia, iż takowe były, nawet bardzo poważne, ale już ich nie precyzuje. W przeciwieństwie
do opisów zachowywania się czerwonoarmistów, niepatyczkujących się z jeńcami
niemieckimi czy ludnością cywilną Niemiec i Węgier. Stahl rzeczywiście
przedstawia tytułowe piekło frontu wschodniego, równolegle jednak snuje własne refleksje
polityczne, przyjaźnie odnosi się do ludności cywilnej na obszarze okupowanym. Sam
jawi się jako prawdziwy narodowy socjalista, pozostający wierny ideałom z okresu
genezy tego ruchu w latach dwudziestych XX wieku. Antysemitą rzekomo
nie jest. Podczas pobytu na wschodzie ma krótko kochankę, której córeczka jest
pół-Żydówką i ani mu przez myśl nie przechodzi, aby ją zadenuncjować. Matka
dziecka bardziej się o to obawia ze strony sąsiadów niż tego esesmana. Stahl
praktycznie od razu, już w 1941 r., spostrzega olbrzymią szansę na
wygranie wojny, gdyby tylko Hitler ogłosił ją jako wojnę wyzwoleńczą ludności
ZSRR, skasował na podbitym obszarze kołchozy, rozdał chłopom ziemię oraz dał
broń do ręki narodom ciemiężonym i skrwawionym przez komunizm – utworzył z nich
bitne dywizje żołnierzy żywiących zrozumiałą nienawiść do systemu radzieckiego.
To, że tak się nie dzieje, mocno go frustruje, czemu daje wyraz podczas pobytów
w Niemczech. Nie przysparza mu to sympatii, partyjni przełożeni go
upominają i krytykują, a koledzy z pionu propagandy „na wszelki
wypadek” się wobec niego dystansują. Prześladowany wprawdzie nie jest, ale jego
droga awansowa zostaje mocno spowolniona. Odsyła się go z powrotem na
front wschodni, gdzie naprawdę walczy na pierwszej linii.
Poloniców
w tej książce brak. Polska a nawet Generalne Gubernatorstwo jakby w ogóle
nie istniały, mimo że autor także i przedwojenne ziemie polskie przemierzał
wraz z frontem. To jakby temat tabu, być może ze względu na wydanie tej
książki w 2009 r. w … USA. I tu dochodzimy do sedna – polecana
dziś Państwu książka to tłumaczenie z jej amerykańskiego wydania w języku
angielskim, a nie z oryginału niemieckiego. Ale dodam, że to polskie tłumaczenie
jest doskonałe, wzbogacone w przypisach przez tłumacza p. Sławomira
Kędzierskiego cennymi objaśnieniami historycznymi, nieraz prostującego
niewiedzę bądź niepamięć autora. Choć swoją drogą – szkoda, że to tylko
tłumaczenie z tłumaczenia. Oryginał wydania niemieckiego być może jest
bardziej szczery i dosadny, przez co zapewne mocno kontrowersyjny, ale też
wiarygodniej ukazujący osobowość autora. Niewykluczone bowiem, iż amerykańskie
wydanie książki zostało przeredagowane i skrócone. Aby m.in. nie drażnić
naszej Polonii.
PS.
Pan Sławomir Kędzierski również doskonale się spisał tłumacząc z języka
angielskiego książkę pt. Od własnej kuli. Tajna wojna między
aliantami,
wydaną w 2007 r. przez wydawnictwo Bellona. Autorzy: Lynn Picknett, Clice Prince, Stephen Prior. Wyszedł
poza rolę tłumacza zamieszczając niezbędne przypisy historyczne. Książka została
już omówiona na tym blogu.