piątek, 19 lipca 2019

„Polscy terroryści i zamachowcy. Od powstania styczniowego do III RP”. Autor: Sławomir Koper


Sławomir Koper „Polscy terroryści i zamachowcy. Od powstania styczniowego do III RP”
Wydawca TIME Spółka Akcyjna, Warszawa 2019

„Nasi” terroryści, o których mowa w książce, to po pierwsze – już dość odległa historia (z jednym wyjątkiem, o którym będzie mowa na końcu), a po drugie – zawsze bywali ukierunkowani na konkretne osoby lub przedmioty. Nigdy ich celem nie był ślepy terror mający na celu maksymalizację liczby przypadkowych ofiar, tak jak to występuje współcześnie w przypadku aktów terroru w wykonaniu fanatyków islamskich (z koniecznym zastrzeżeniem wskazanym w post scriptum). Ale byli – działali znienacka, najczęściej w celu zadania śmierci.

Książka w sam raz na wakacje. Do czytania na nadmorskiej plaży, pod górską wiatą turystyczną, w pociągu, autobusie czy na tylnym siedzeniu samochodu osobowego. Lekka, format nieduży, do plecaka da się upchnąć. Każdorazowo, oprócz sensacyjnej treści, autor wprowadza nas w realia miejsca i czasu, co może być przydatne osobom, które na maturze nie miały przynajmniej czwórki z historii. Zresztą taki wykład p. Sławomir Koper przeprowadza jakby mimochodem, autor nie po raz pierwszy udowadnia, iż jest wspaniałym przewodnikiem historycznym.

Treść rozdziałów książki zasygnalizuję nieco enigmatycznie, aby Państwa możliwie najbardziej zachęcić do sięgnięcia po nią. Jej dziewięcioma tematami zatem są:

1)     działalność polskich służb specjalnych podczas powstania styczniowego,
2)     udany zamach na cara Aleksandra II w wykonaniu co prawda niepolskiej organizacji, ale za to przez rdzennego (choć nieco zrusyfikowanego) Polaka,
3)     terroryzm bojowców PPS podczas rewolucji 1905 r.,
4)     napad rabunkowy w 1908 r., w którym uczestniczyli czterej przyszli premierzy II RP,
5)     zabójstwo pierwszego prezydenta II RP;
tu na chwilę przerywam wyliczanie, gdyż właśnie przypomniał mi się przedwojenny sarkastyczny dowcip przyrównujący polskiego prezydenta do psa, albowiem:
-    pierwszego prezydenta (Gabriela Narutowicza) zabito jak psa,
-    drugiego prezydenta (Stanisława Wojciechowskiego) wygoniono jak psa,
-    trzeci prezydent (Ignacy Mościcki) służy jak pies;
6)     organizacyjno-logistyczne szczegóły zamachu AK na Franza Kutscherę w 1944 r., tudzież jego (Kutschery) pośmiertny ślub,
7)     zabójstwo prezydenta USA Wiliama McKinley’a  w 1901 r. przez syna polskich emigrantów,
8)     bohaterstwo czy polityczny bandytyzm – wysadzenie w powietrze auli b. Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu w 1971 r.; autor bardzo bezstronnie naświetla wszystkie aspekty tej sprawy, tak aby czytelnik mógł sobie o niej wyrobić własną opinię (która z pewnością zostanie uzależniona od jego poglądów politycznych),
9)     zabójstwo Chrisa Haniego przez emigranta z Polski, obywatela RPA, Janusza Walusia w 1993 r.

 Przy tym ostatnim przypadku zatrzymajmy się dłużej. W 1993 r. byłem jednym z wielu, którzy oburzyli się na wieść o zamachu i zostali usatysfakcjonowani wyrokiem kary śmierci dla zabójcy (zamienionej następnie na dożywocie). Refleksje przyszły niedługo potem, gdy tylko wgłębiłem się w zawiłości sytuacji wewnętrznej RPA po zniesieniu tam apartheidu.
Janusz Waluś nadal odsiaduje wyrok w więzieniu południowoafrykańskim, choć zrzekł się obywatelstwa RPA (z zamiarem dalszego odbywania kary w Polsce, na co jednak sąd w Pretorii nie wyraził zgody). Od 1993 r. upłynęło 26 lat. Pan Janusz Waluś ma obecnie lat 66.
Widzę teraz dwa aspekty jego sprawy.
Pierwszy to oczywiście już naprawdę wystarczająco długi okres (26 lat) odbywania wyroku. Janusz Waluś popełnił jeden mord polityczny, wcześniej był niekaranym i spokojnym obywatelem, a osoba ofiary to…
No właśnie, i tu dochodzimy do drugiego aspektu. W pierwszej połowie lat 90. ub. stulecia Republika Południowej Afryki stanowiła potencjalną beczkę prochu. Kolorowi obywatele marzyli o odegraniu się na białych ciemięzcach, niewiele brakowało do wybuchu krwawej wojny domowej. Głównie Nelsonowi Mandeli należy zawdzięczać, iż do niej nie doszło. Tym niemniej nastroje kolorowej społeczności (w większości biednej, słabo wykształconej i zdeterminowanej) były bardzo radykalne. A Chris Hani okazał się właśnie radykalnym i charyzmatycznym agitatorem, przywódcą paramilitarnej Włóczni Narodu, planującym (wg wielu ówczesnych komentatorów politycznych) rozwiązanie siłowe. Gdyby żył i mógł realizować swoje plany… To przecież był zawodowy rewolucjonista - komunista, mający za sobą przeszkolenie (ideologiczne i wojskowe) w Związku Radzieckim. Z Afrykanerami miał osobiste porachunki. W latach 80. toczył z nimi bezpardonową zbrojną walkę, w której obie strony dopuszczały się aktów terroru.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja bynajmniej nie pochwalam ani nie usprawiedliwiam tego morderstwa politycznego.
Doceniam za to wnioski płynące z analizy historii tzw. alternatywnej, oraz uznania wiodącej roli jednostki (czyjejś osobowości) w kształtowaniu dziejów – czy to tylko danego państwa, czy wręcz całego kontynentu lub nawet świata. Przecież gdyby np. Lenina, Stalina czy Hitlera sprzątnął jakiś polityczny terrorysta - zamachowiec w czasach, gdy dopiero pięli się do władzy, to historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej.
I analogicznie (a jednocześnie a contrario): gdyby Chris Hani nie zginął w zamachu w 1993 r., to wg niektórych polityków (cyt. str. 298) „RPA miała dołączyć do Kuby i Korei Północnej, a być może czekałby ją los Kambodży z czasów Pol Pota i Czerwonych Khmerów.”. Pewnie to przesadne czarnowidztwo, ale wybuch wojny domowej byłby w takim wariancie zupełnie realny. Obie strony konfliktu, biali i kolorowi, już się do niej wtedy przygotowywali. Wystarczyłaby jedna iskra, jakaś prowokacja.
Zresztą zamach na Chrisa Haniego też mógł zostać uznany przez czarną społeczność za taką prowokację. Sytuację uratował Nelson Mandela, przywołując dwa ważkie argumenty. Zabójcą Haniego nie był wszak rdzenny Afrykaner, lecz biały imigrant posiadający obywatelstwo RPA dopiero od 1988 r. Ponadto do jego szybkiego ujęcia najbardziej przyczyniła się biała kobieta – Afrykanerka, będąca przypadkowym świadkiem zamachu i nie wahająca się złożyć obciążające mordercę zeznanie.
 Reasumując, jestem zdania, że Rząd i (lub) Prezydent Rzeczypospolitej powinni podjąć (albo zintensyfikować, jeśli takowe już trwają) sekretne działania dyplomatyczne w celu ekstradycji do Polski polskiego obywatela Janusza Walusia, aby tu mógł odbywać resztę kary. A w razie powodzenia takiego przedsięwzięcia dyplomatycznego, już na lotnisku na Okęciu można mu wręczyć formalny akt prezydenckiego ułaskawienia.
***
No i na zakończenie, jak często to czynię, jeszcze drobna ale konieczna uwaga edytorska. Na str. 242 błędnie podano możliwe roczne daty urodzenia Jerzego Kowalczyka, cyt. „1950 lub 1952”. Nie mógłby on zatem w 1961 r. zostać skazany przez sąd na areszt i grzywnę za kradzież drobiu, a w 1971 r. (w dacie zamachu na aulę WSP w Opolu) przecież nie miałby już 29 lat. Wg Wikipedii Jerzy Kowalczyk urodził się w 1942 r.

PS
Szanowny Autor nie wyczerpał tytułowego tematu. Pominął np. jeden niezwykle drażliwy wątek – podjęcie przez polską konspirację wojny także biologicznej (bakteriologicznej) przeciwko Niemcom. Pisze o tym Dariusz Baliszewski w równie interesującej książce pt. „Wojna. Tajemnica. Miłość” (też omówionej na blogu).