Zacznę
od refleksji osobistej (w końcu to
mój blog). Na 99% jestem przekonany, że Szanowny Autor poniżej omawianej
książki to mój uniwersytecki kolega. Wg informacji z Wikipedii
(m.in.) rocznik 1950, a więc tylko o rok starszy ode mnie, absolwent Uniwersytetu
Warszawskiego, Instytutu Nauk Politycznych. Studiowaliśmy chyba zatem w tym
samym czasie na jednej uczelni (ja w latach
1970/1971-1974/1975, magisterium w 1976 r.), choć On –
politologię, a ja – ekonomię.
To
może byłoby zbyt mało i zbyt śmiało, aby nazwać Autora moim kolegą, gdyby
nie jeszcze jedna dodatkowa okoliczność. Najprawdopodobniej (właśnie na owe
99%) węzłem koleżeńskim połączyły nas obu (i kilkudziesięciu innych
wówczas dwudziestolatków, studentów ekonomii, nauk politycznych i socjologii)
… militaria. W roku akademickim 1971/1972 każdy wtorek miałem wypełniony
zajęciami w Studium Wojskowym Uniwersytetu Warszawskiego (d-ca kompanii: mjr Bortkiewicz), a w mojej
kompanii (a być może nawet w plutonie, tego już nie pamiętam) „służył”
m.in. szer. pchor. Kisielewski, student nauk politycznych. Razem
składaliśmy przysięgę wojskową wiosną 1972 r. na stadionie AWF-u
w Warszawie. Pamięć ludzka bywa jednak zawodna, a poza tym zdarza się
zbieżność nazwisk, dlatego też zaasekurowałem się owym 1% braku pewności.
Do
rzeczy.
Tadeusz A. Kisielewski
„Zabić księdza. Sowiecki ślad w sprawie śmierci Jerzego Popiełuszki”
Dom Wydawniczy
REBIS Sp. z o.o., Poznań 2015
Każdy
zainteresowany historią i (lub tylko) polityką wie, co wstrząsnęło Polską
Rzecząpospolitą Ludową w październiku 1984 r. Ukazało się też już na
ten temat kilka publikacji książkowych, a dwie z nich:
-
„Szukając
sprawców ZŁA” Andrzeja Witkowskiego, oraz:
-
mocno
zbeletryzowaną „Spisek założycielski. Historia jednego morderstwa” Piotra
Wrońskiego,
omówiłem
wcześniej na tym blogu (proszę odnaleźć w katalogu).
Dziś pragnę zachęcić Państwa do kolejnej lektury nt. morderstwa księdza
Jerzego Popiełuszko, zdecydowanie najbardziej wiarygodnej (moim zdaniem).
Autor
najpierw wprowadza czytelnika w polityczny klimat epoki PRL, w tym ostatniej
dekady ancien regime, przedstawiając
wewnętrzne i zewnętrzne uwarunkowania wprowadzenia stanu wojennego. Czyni
to z powołaniem się na źródła także bardzo nieprzychylne ówczesnej ekipie
rządzącej PRL, a mimo to potwierdzające realność rozwiązania
alternatywnego – interwencji armii radzieckiej, „internacjonalistycznie” wspomaganej
dywizjami czeskimi i wschodnioniemieckimi.
Stan
wojenny temu zapobiegł, ale towarzysze radzieccy nie zostali w pełni
usatysfakcjonowani. Generałowie Jaruzelski, Kiszczak i Siwicki wprawdzie
poradzili sobie tymczasowo z NSZZ Solidarność, ale co dalej?
Autor
celnie odwzorowuje sposób postrzegania sprawy polskiej w Moskwie epoki przedpieriestrojkowej. Myślano
i kombinowano tam mniej więcej tak.
Budowa
komunizmu utknęła, Kościół nadal się w Polsce szarogęsi, a PZPR została
praktycznie ubezwłasnowolniona. Faktycznie rządzi Polską nie partia leninowska,
lecz jakaś junta, a prawdziwi komuniści z Komitetu Centralnego PZPR są
stopniowo odsuwani od realnej władzy.
Nie,
tego dalej tolerować nie można. Trzeba czymś wstrząsnąć Polakami, aby
zdezorientowani wyszli masowo protestować na ulicach miast. Będą demonstracje
i zamieszki, poleje się trochę krwi, dojdzie w Polsce do przesilenia ustrojowego,
analogicznie jak w roku 1970. I podobnie jak wtedy, prawdziwi
komuniści zwołają w trybie nadzwyczajnym posiedzenie plenarne KC PZPR, obalą
na plenum ekipę Wojciecha Jaruzelskiego i radykalnie zmienią skład osobowy
Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR. Nowy I Sekretarz KC PZPR
wygłosi w RTV do narodu uspokajające przemówienie i … będzie już po
wszystkim. Podległy trzem generałom aparat MON i MSW nie wyprowadzi, w obronie
swoich szefów, wojska i milicji na ulice miast, gdyż po pierwsze – nie
będzie już miał do tego partyjnej legitymacji, po drugie – oznaczałoby to wojnę
domową, a po trzecie – od czegóż są w tymże aparacie radzieccy agenci
i zwolennicy polskiego partyjnego betonu, wprawdzie nieliczni, ale wystarczająco
wysoko uplasowani.
No
to teraz od pomysłu do przemysłu (przepraszam
za kolokwializm). Potrzebna jest jeszcze tylko odpowiednia iskra mogąca
spowodować ów pożar polityczny i wybuch gniewu społecznego. Coś się jednak
zawsze znajdzie, musi się znaleźć, od czegóż są ulokowani w Polsce (jawnie
i niejawnie) oficerowie KGB i GRU, za co (i na co) biorą oni w końcu
spore pieniądze.
Ksiądz
Jerzy Popiełuszko stał się więc, w pewnym sensie, przypadkową ofiarą tej
uknutej w Moskwie prowokacji. Gdyby nie jego wolnościowo-patriotyczne kazania,
na cel wzięto by inny „obiekt”. Może inną znaną i szanowaną osobę, a może
budynek sakralny, coś by tam wymyślono.
Faktycznie,
ksiądz Popiełuszko politycznie „zawadzał” generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi,
ale nie na tyle, aby zlecili jego morderstwo. Zlecili „załatwienie sprawy”, a nie
„załatwienie osoby”. Nie wiedzieli natomiast (jeszcze wtedy), że ich
„zleceniobiorcą” jest wprawdzie podległy oficer z Departamentu IV MSW,
ale podległy… nie tylko im. Zwerbowany przez obcą służbę specjalną, wykonujący priorytetowe
(dla niego) zadanie obcego wywiadu. Wywiadu ZSRR - aby nie było wątpliwości.
Nie
oszukujmy się. Przecież gdyby generałowie Jaruzelski i Kiszczak mieli
wobec księdza rzeczywiście mordercze zamiary, potrafiliby je inaczej
zrealizować. Przede wszystkim bez świadków (napadu i porwania) i późniejszego
rozgłosu. Wszak podlegały im absolutnie wszystkie służby specjalne PRL,
z „fachowcami” od … każdej roboty. Nie sięgaliby po (faktycznych)
biuralistów z Departamentu IV MSW.
Szatański
plan powiódł się tylko na pierwszym etapie realizacji. Natomiast w swoim
docelowym efekcie w ogóle się nie udał. Generałowie Wojciech
i Czesław, wściekli (na nielojalnych podwładnych) i przerażeni (tym,
co ich może czekać w razie odsunięcia od władzy), wybrali … ucieczkę do
przodu. Ustalili i zatrzymali sprawców oraz doprowadzili do ich szybkiego
(częściowo jawnego!) śledztwa, procesu i skazania na wieloletnie kary
więzienia.
Jak
to wszystko w szczegółach wyglądało? Wiemy? Chyba tylko nam się tak
wydaje. Autor książki, dr Tadeusz Antoni Kisielewski przedstawia przebieg
wydarzeń porwania i morderstwa księdza Jerzego Popiełuszko na podstawie
dokumentów, do których po latach dotarł, jak również innych informacji, które
uznał za przynajmniej częściowo wiarygodne. Wyłania się z tego obraz
całkowicie sprzeczny z obowiązującą dotychczas wersją wydarzeń, wg której
księdza Jerzego Popiełuszko porwali i zamordowali w nocy 19/20
października 1984 r. kpt. Grzegorz P. (naczelnik wydziału w Departamencie IV MSW) i jego
dwaj podwładni porucznicy. Oni go tylko porwali, obezwładnili i przekazali
jakiejś innej ekipie. I dopiero tamci dokonali na księdzu okrutnego mordu
… kilka dni później.
Od
razu nasuwa się tu podstawowa wątpliwość, dlaczego oficerowie uznani za
sprawców ów fakt zataili. Zdarzenie miało miejsce jesienią 1984 r., mogli
więc liczyć na jakieś partyjno-rządowe „przesilenie polityczne”, nic jeszcze
nie zapowiadało nadejścia epoki Gorbaczowa i Jesieni Ludów 1989 r.
Ich „poświęcenie” i dyskrecja mogłyby zostać wynagrodzone, po cichu by ich
zwolniono i wysłano na jakieś lukratywne zagraniczne posadki, płatne
prawdziwymi pieniędzmi, mającymi w Polsce niewspółmiernie dużą siłę
nabywczą (jeszcze w latach 80.
ub. wieku duże mieszkanie w Warszawie można było kupić za kilka
tysięcy dolarów, a podwarszawską willę za kilkanaście tysięcy).
A później,
gdy już po kilku latach takie nadzieje okazały się płonne? Prawdy nie
potrafiliby udowodnić i mało kto by uwierzył osobom, które się przyznały
do winy i zostały skazane prawomocnym wyrokiem. I, co najważniejsze, bali
się i dotąd się boją. Mniej o siebie, a bardziej o swoje
rodziny.
Czy
akurat tak właśnie było? Przyznaję, iż tę hipotezę uznaję za dość wiarygodną.
Wszystko
to Autor dokładnie, a zarazem bardzo przystępnie opisuje, przedstawiając
również polityczne okoliczności zabójstwa, śledztwa i procesu. Książkę tę,
jak zresztą również inne Jego publikacje, czyta się z dużym
zainteresowaniem i jednym tchem.
Poznańskiemu
wydawnictwu REBIS należą się też, jak zwykle, wyrazy uznania za staranną oprawę
książki (sztywne okładki, dobry papier,
kolorowe fotografie) i przede wszystkim za bezbłędną edycję, choć
myślę, iż to głównie zasługa Autora. Jestem bardzo wrażliwy na błędy tzw. edytorskie,
w tym tzw. literówki, i muszę przyznać, że w tej książce
znalazłem tylko jedną i naprawdę bardzo drobną. Gdzieś tam w tekście
(nie odnotowałem strony) zauważyłem
jednorazowe przestawienie liter w skrócie: KBG zamiast KGB.
Reasumując,
omówioną dziś lekturę polecam wszystkim tym, którzy chcą posiąść (lub sobie
uporządkować) wiedzę nt. okoliczności oraz przebiegu porwania i zabójstwa
księdza Jerzego Popiełuszko. Wszystkiego się nie dowiemy, sam Autor przedstawia
ww. hipotezę uwiarygodnioną po części tylko poszlakami.
Na
wstępie wspomniałem o książce płka Piotra Wrońskiego,
przedstawiającej bardzo zbeletryzowaną wersję morderstwa księdza. Zaznaczam, że
omówione dziś opracowanie paradokumentalne dra Tadeusza A. Kisielewskiego
tylko w jednej kwestii potwierdza tamtą wersję, nawet bardzo wyraźnie, a mianowicie
w aspekcie samego wystąpienia tytułowego „sowieckiego śladu”. Ów wątek
p. Piotr Wroński niezwykle twórczo, beletrystycznie rozwinął. W innych
kwestiach natomiast panowie zdecydowanie różnią się w poglądach.
PS
Następnego wpisu na
blogu proszę się spodziewać dopiero około 10 października. Za kilka dni zamierzam
bowiem wyjechać na 3 tygodnie w Bieszczady, gdzie odgrodzę się od
cywilizacji. Osoby zainteresowane tym, co i o czym piszę, mogą w międzyczasie
„nadrobić zaległości” w lekturze, korzystając z katalogu czytelni. Znajdą
tam już omówione 143 pozycje przeróżnego rodzaju i tematu „pisarstwa
historycznego”.