Paweł Śpiewak
„Żydokomuna. Interpretacje historyczne”
Wydawca:
Czerwone i Czarne sp. z o.o., Warszawa 2012
Wydaje
się, że liczba polskich antysemitów znacznie obecnie przewyższa liczbę polskich
Żydów. Tych drugich pozostało już bowiem w naszym kraju jak na lekarstwo. Niedawno
w TV jakiś miarodajny i kompetentny rabin określił ich populację na nie
więcej niż 20 – 30 tysięcy osób. Tymczasem nasz rodzimy polski
antysemityzm ma się dobrze, doszukując się Żydów nawet tam, gdzie nie tylko ich
nie ma, ale też ich nigdy nie było. A zrozumienie i akceptację znajduje
szczególnie w niższych, uboższych i słabo wykształconych warstwach
społecznych. Ów antysemityzm, aczkolwiek obserwowany u sporej liczby
takich osób, pozostaje jednak na ogół bierny, wyrażający się tylko werbalną
niechęcią do Żydów, natomiast daleki jest od aktywnej ich dyskryminacji.
Skąd
się ten antysemityzm wziął? Głównie z odwiecznych konfliktów pomiędzy
Polakami a ich wewnętrznymi sąsiadami (konfliktów natury religijnej i społeczno-ekonomicznej)
oraz z mitów wyrosłych na tej glebie.
Jednym
z takich mitów jest powstały przed II wojną światową mit żydokomuny,
przypisujący – jeśli nawet nie wszystkim Żydom, to na pewno ich przeważającej
części – sympatie prokomunistyczne, w tym aktywne członkostwo partii
bolszewickiej w ZSRR i Komunistycznej Partii Polski w naszym
kraju. A po wojnie wskazujący na nadreprezentację osób pochodzenia
żydowskiego we władzach partyjnych (PPR i PZPR do 1968 r.) oraz w kierowniczych
gremiach resortów bezpieczeństwa publicznego i obrony narodowej (również
do 1968 r.).
Mit
ów postanowił przeanalizować dr hab. Paweł Śpiewak, profesor
Uniwersytetu Warszawskiego, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, poseł
na Sejm RP w latach 2005-2007. Widzom telewizji niepublicznej znany z okazjonalnych
wystąpień w roli zapraszanego komentatora wydarzeń politycznych.
Profesor
Paweł Śpiewak w sposób popularnonaukowy zdefiniował żydokomunę, absolutnie
nie przecząc jej istnienia w przeszłości, ale też określając jej znikomy
udział w populacji polskich Żydów oraz faktycznie niski zakres społecznego
poparcia w ich środowisku, całkowicie odbiegające od wyobrażeń naszych
ludowych antysemitów.
W telegraficznym
skrócie: żydokomuna w Rosji oraz w przedwojennej i tuż
powojennej Polsce, i owszem, istniała, ale zupełnie brak jest podstaw, aby
przyznać jej charakter reprezentatywny dla społeczności żydowskiej. Co najwyżej
quasi-reprezentacyjny, a to już przecież nie to samo. To że samozwańczo-reprezentacyjna
grupa jakiejś populacji jest aktywna i rzuca się w oczy, nie świadczy
jeszcze o jej reprezentatywności dla całej populacji. Owa quasi-reprezentacja
sama się przecież ze społeczności żydowskiej wyłoniła, nikt jej członków w sposób
mniej lub bardziej demokratyczny nie desygnował do występowania w imieniu wszystkich
polskich Żydów.
Profesor
Paweł Śpiewak przedstawia działalność rewolucjonistów i komunistów
pochodzenia żydowskiego w Rosji (poczynając od rewolucji w 1905 r.),
Związku Radzieckim, Polsce i całej Europie. Niewątpliwie to kosmopolityzm
i internacjonalizm popchnęły ich w ramiona Lenina i bolszewików.
Partia bolszewicka na pierwszym planie podkreślała przecież swój ponadnarodowy
charakter i propagowała ideę walki klas, pragnąc – aż do przegranej wojny
z Polską w 1920 r. – zbudować komunizm w całej Europie.
Sporo
laickiej inteligencji żydowskiej w tamtym czasie nie czuło się już żydami
(z małej litery, bo chodzi o wyznanie,
a nie o narodowość) i znalazło się jakby w społecznej
próżni. Żydowscy pobratymcy odrzucili ich za odejście od judaizmu, a krajanie
(Rosjanie, Polacy, Niemcy, etc.) nie chcieli uznać za swoich z racji
odmienności narodowościowej, mimo nieraz daleko posuniętej ich asymilacji
kulturowej. Jedynie rewolucyjne partie robotnicze (głównie bolszewicy) przyjęli
ich z otwartymi rękami. Tam energiczni i wykształceni działacze byli
na wagę złota. W końcu ktoś inteligentny musiał pokierować tym ruchem,
pracować na odcinku agitacji i propagandy, a potem tworzyć zręby
komunistycznej administracji. No bo czyż np. towarzysz Lew Trocki nie był
dla bolszewików na wagę złota? Bez jego zdolności organizacyjnych i osobistego
wielkiego zaangażowania bolszewicy mogliby przegrać wojnę domową w latach
1918-1920.
Profesor
Paweł Śpiewak kreśli dzieje żydowskich komunistów na przestrzeni lat,
równolegle przedstawiając wszechobecny w Europie (za sprawą Adolfa
Hitlera, choć nie tylko) antysemityzm - pchający walczących o fizyczne
przetrwanie Żydów w ramiona Stalina. Dla narodów Europy
środkowo-wschodniej wejście Armii Czerwonej oznaczało nieraz zamianę jednej
okupacji na drugą, natomiast nielicznym ocalałym Żydom dawało realną szansę na
przeżycie. Szansę tę wykorzystywali, a wybawcom okazywali ludzką wdzięczność,
deklarując też nierzadko współpracę.
Zachęcam
do lektury tej książki, opisującej – na tle dziejów Europy – historię dwudziestowiecznej
żydokomuny i dokarmiającego się nią dwudziestowiecznego antysemityzmu. I trudno
się oprzeć wrażeniu istnienia jakby sprzężenia zwrotnego pomiędzy jednym i drugim
fenomenem. Żydokomuna wyłoniła się ze społeczności żydowskiej m.in. także
wskutek braku akceptacji dla tej społeczności w krajach zamieszkiwania, czyli
wskutek antysemityzmu. Później natomiast sama stała się idealnym wręcz
pretekstem, „usprawiedliwieniem” nasilającego się antysemityzmu. Powstało więc tu
jakby błędne koło.
Jak
prof. Paweł Śpiewak trafnie zauważył, polski komunista był w oczach
naszych rodaków przede wszystkim komunistą, ale żydowski komunista,
pomimo że nieraz lepiej od nich mówił i pisał po polsku (uważając też język
polski za swój język ojczysty), pozostawał dla nich przede wszystkim Żydem,
chociaż on sam się już Żydem, ani tym bardziej żydem, absolutnie nie czuł.
I na
zakończenie wyjaśnienie, z tzw. ostrożności procesowej (uśmiech). Różni ludzie bowiem ten mój
blog czytają (uśmiech). Osobiście nie
jestem ani filosemitą, ani antysemitą, ani semitą. Temat żydowski, z racji
moich zainteresowań historycznych, pewnie nieraz tu jeszcze zagości, ale nie
jako dominujący.