środa, 27 września 2017

„Agenci, zdrajcy, bohaterowie”. Autor: Dariusz Baliszewski

Dariusz Baliszewski „Agenci, zdrajcy, bohaterowie”.
Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2017.
Wydanie oparte na wcześniejszej książce Dariusza Baliszewskiego pt. „Trzecia strona medalu” (Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o., Wrocław 2010).

Książka niezwykle interesująca, zwłaszcza dla czytelników jeszcze niedokładnie zaznajomionych z esejami historycznymi Dariusza Baliszewskiego. Ci, którzy przeczytali jego „Trzecią stronę medalu”, niewiele tu znajdą nowego. Choć trochę znajdą. Ja osobiście zaliczam się do grona wielkich sympatyków twórczości pana Dariusza i kolekcjonuję wszystkie jego książki, nawet te zawierające powtórzenia tekstów już wcześniej wydanych.
Dlatego więc, pomimo że dobrych parę lat temu przeczytałem ową „Trzecią stronę medalu”, to teraz (ponownie) przeczytałem i dostawiłem obok niej na półce bibliotecznej omawianych tu dziś „Agentów, zdrajców, bohaterów”.
Dariusz Baliszewski to przede wszystkim „odplamiacz” białych plam w historii Polski i Europy, słusznie nieuznający przemilczeń i przekłamań (albo wręcz zakłamań), czynionych w ramach takiej czy innej polityki historycznej. Obiektywna prawda jest dla niego świętością, a jeśli nie zachowały się (dla jej potwierdzenia) odpowiednie dokumenty, to – na podstawie swojej imponującej wiedzy historycznej (podpartej własnymi badaniami) – śmiało wysuwa odpowiednie hipotezy z prawdopodobieństwem bliskim pewności. Choć, jak sam przyznaje, dla ich potwierdzenia ciągle brak mu dowodów tzw. procesowych. Ale dowodów takich albo już dawno nie ma (o co w swoim czasie odpowiednio się postarano), albo spoczywają w archiwach moskiewskich, berlińskich, londyńskich, watykańskich i czort wie, jakich jeszcze.

Podobnie jak większość wcześniejszych książek autora, także i ta składa się z kilkudziesięciu esejów historycznych, pogrupowanych w cztery zestawy tematyczne: „Polska dusza”, „Agenci”, „Zdrajcy” i „Bohaterowie”. Omówić treść wszystkich z nich tu raczej nie sposób, zasygnalizuję więc tylko te, które najbardziej mnie zaintrygowały. Ale pozostałe, poniżej niewymienione, podobały mi się również, ani trochę mniej !!!

W części I pt. „Polska dusza” znajdujemy 13 pasjonujących esejów historycznych. Pozwolę sobie indywidualnie wymienić dwa z nich zatytułowane: „Polskie lustracje” i „Polska krew”. W pierwszym autor przypomina sposób ujawnienia i rozprawy z rosyjskimi tzw. agentami wpływu, dokonanymi podczas Insurekcji Kościuszkowskiej, a w drugim dowodzi, iż dziś trudno jest mówić o genetycznej czystości polskiej krwi – z racji wielkich przemieszań i przemieszczeń naszej ludności w przeszłości, częstych przemarszów obcych, licznych wojsk, itp. Autor ma tu niewątpliwie dużo racji, choć ja bym jednak dostrzegł także spore enklawy czysto etnicznej polskości, a mianowicie mam na myśli wiele wsi w centralnej i południowej Polsce, zwłaszcza tych bardziej odległych od większych miast. Widać to nawet po czysto staropolsko-słowiańskich rysach twarzy i karnacji ich mieszkańców (okrągłe buzie, perkate noski, niebieskie lub szare oczy, płowe włosy).

Z części II (10 tekstów) pt. „Agenci” polecam zwłaszcza eseje pt. „Pułkownik Steifer” oraz pt. „Zabójca i minister”. W pierwszym z nich Dariusz Baliszewski przywołuje sprawę budapesztańskiego ośrodka polskich uchodźców wojennych, pozostającego w opozycji do emigracyjnego rządu w Londynie, a skupionego wokół osoby marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Z drugiego zaś dowiadujemy się, iż ministra Bronisława Pierackiego nie zastrzelił (15.06.1934 r.) żaden ukraiński terrorysta, lecz zazdrosny mąż, któremu pan minister był uwiódł żonę.

Część III pt. „Zdrajcy” to również pasjonujące teksty (w liczbie 12). Dwa, które pozwolę sobie wskazać, to „Generał i zdrada” oraz „Katyń i wojna”. Pierwszy traktuje o nadmiernych ambicjach, jakie we wrześniu 1939 r. przejawił obrońca Warszawy gen. Juliusz Rómmel. Drugi tekst dowodzi, iż prawda o zbrodni katyńskiej była znana polskim władzom emigracyjnym już na długo przed jej ujawnieniem przez Goebbelsa (kwiecień 1943), a także jakie reperkusje i popłoch wzbudzała ona w obozie zachodnich aliantów.

Część IV pt. „Bohaterowie” zawiera aż 19 esejów historycznych, z których wymienię (podobnie jak w odniesieniu do trzech poprzednich części książki) również tylko dwa, zatytułowane: „Generał, który nie miał szczęścia” i „Portret Historyka” (napisanie przez duże H nie jest tu błędem). Ów generał, którego drogi zawodowej nie strzegła fortuna, to gen. Franciszek Kleeberg – tak, to ten sam, któremu zawdzięczamy, iż używanie przez niektórych publicystów terminu „kampania wrześniowa” jest po prostu merytorycznie błędne.
Natomiast Historykiem „sportretowanym” przez Dariusza Baliszewskiego jest mój ulubiony Paweł Piotr Wieczorkiewicz (1948-2009). Więcej tu nie napiszę. Ciągle dławi mnie żal i wściekłość z powodu Jego stanowczo zbyt wczesnego odejścia (w wieku 61 lat).
Podobnie jak ogarnął mnie smutek z powodu wczorajszej informacji o śmierci, również bardzo cenionego przeze mnie, Grzegorza Miecugowa. Niniejszy tekst piszę 28 sierpnia 2017 r., nie wiedząc jeszcze, kiedy go zamieszczę na blogu.

Powyżej zaledwie napomknąłem o 8 esejach spośród wszystkich 54 zamieszczonych w książce. I one wszystkie są naprawdę bardzo ciekawe, wręcz pasjonujące pasjonatów historii. Książkę gorąco polecam, choć muszę zastrzec, iż aby ją czytać „ze zrozumieniem” należy mieć już pewien zasób wiedzy historycznej – Dariusz Baliszewski przedstawia bowiem wiele hipotez odnośnie wyjaśnienia wydarzeń zaistniałych a dotąd tajemniczych, jak też sygnalizuje możliwość i realność wystąpienia zdarzeń alternatywnych wobec tych rzeczywistych. Zatem wiedzę o podstawowych faktach historycznych, stanowiących każdorazowo punkt wyjścia, koniecznie trzeba już wcześniej posiadać. Autor wprawdzie w każdym eseju stara się przybliżyć także tło historyczne, z konieczności czyni to jednak pobieżnie, używając nieraz skrótów myślowych.

Już tego nie „wydeletuję”, ale przyznaję, iż powyższe „zastrzeżenie” uczyniłem chyba niepotrzebnie. Przecież po książki eseistów historycznych sięgają osoby lubiące historię. A lubiące ją dlatego, ponieważ już ją znające.
Z drugiej jednak strony ze smutkiem obserwuję i stwierdzam, iż matołków historycznych niestety wciąż u nas (proporcjonalnie) przybywa…