sobota, 30 grudnia 2017

„Samozwaniec”, tomy: I, II, III i IV. Autor: Jacek Komuda

Wszystkim Moim Czytelnikom (z obu stron Atlantyku) życzę samych pomyślności w Nowym 2018 Roku (a przedtem udanej imprezy sylwestrowej). Niech nadchodzący rok 2018 będzie dla Was gorszy od 2019., dużo gorszy od 2020. i lat następnych, ale jednak znacznie lepszy od aktualnie przemijającego 2017. Czyli życzę Wam stałego trendu wzrostu pomyślności życiowych.
Dla pełnego zrozumienia i wizualizacji tych życzeń proszę sobie teraz narysować wykres: na osi odciętych (x) wyznaczyć lata 2017, 2018, 2019, 2020, itd., a na osi rzędnych (y) pomyślność życiową mierzoną materialnie i niematerialnie. Gwarantuję, że krzywa na rysunku wystrzeli w górę jak … (nie będę świntuszył).

Jacek Komuda „Samozwaniec”, tomy: I, II, III i IV.
Wydawnictwo Fabryka Słów Sp. z o.o., Lublin 2009-2013.

Tytułowy bohater tej czterotomowej powieści historycznej pana Jacka Komudy to Dymitr Samozwaniec I.  „Sprytny, inteligentny i nieprzeciętnie zdolny” (tak go określił prof. Zbigniew Wójcik w pracy pt. „Historia powszechna. Wiek XVI-XVII”) mnich Griszka Otriepiew, który podał się za cudem ocalonego w 1591 r. i następnie ukrytego Dymitra, syna cara Iwana IV Groźnego, przedostatniego cara z dynastii Rurykowiczów.
Po śmierci cara Iwana Groźnego w 1584 r. na tron moskiewski wstąpił jego syn Fiodor. Ożenił się z Ireną, siostrą bojara Borysa Godunowa. Godunow uzyskał przez to duży wpływ na rządy państwem, a po bezpotomnej śmierci szwagra w 1598 r. koronował się na cara. Wcześniej jednak „coś trzeba było zrobić” z innym żyjącym carskim synem, małoletnim Dymitrem, formalnym kandydatem do tronu. Dzieciak został najprawdopodobniej skrytobójczo zamordowany przez wysłańców Godunowa. Wg wersji oficjalnej sam poranił się śmiertelnie podczas zabawy nożem w 1591 r.

Dymitr Samozwaniec I uzyskał tron carski przy pomocy bojarów spiskujących przeciwko Godunowowi oraz (przede wszystkim) dzięki akcji zbrojnej polskich i litewskich interwentów. W Moskwie rządził jednak tylko niespełna rok: od lata 1605 r. do wiosny 1606 r. Padł ofiarą spisku bojarskiego, jego ciało spalono, a popiół wystrzelono z armaty w kierunku granicy Rzeczypospolitej. Zamordowano też wtedy około 2 tysięcy Polaków przebywających w Moskwie (oszczędzając jednak Marynę de domo Mniszech, wdowę po Dymitrze). Cóż, tak zazwyczaj w dziejach (zwłaszcza Rosji, choć nie tylko) bywało, gdy władca absolutny zaniedbywał kwestie bezpieczeństwa wewnętrznego i kontrwywiadu. Poza tym w Rosji dobroć i tolerancja ze strony władcy nie popłacały, a wręcz przeciwnie. Na własnej skórze przekonał się o tym właśnie Dymitr Samozwaniec I (wtedy już jako koronowany car Dymitr Iwanowicz Rurykowicz), gdy – po wykryciu spisku kniaziów, braci Szujskich – osobiście ich ułaskawił, już po tym, gdy zostali przez sąd skazani na śmierć. Jak pisze wspomniany prof. Zbigniew Wójcik, cyt. „Po okresie rządów Iwana Groźnego i Godunowa było to wydarzenie po prostu niesłychane.”. Bracia Szujscy też byli tym chyba bardziej zdziwieni niż wdzięczni, ponieważ rychło zorganizowali nowy spisek i zamach na życie Dymitra, tym razem już skuteczny. Książę Wasyl Szujski koronował się na cara.

Prof. Zbigniew Wójcik, aczkolwiek widzący w Dymitrze mnicha Griszkę Otriepiewa, lojalnie zauważa, że istnieją również hipotezy naukowe niewykluczające, że Dymitr, carski syn, rzeczywiście ocalał w 1591 r., i że to on właśnie był tym, który podjął działania w celu objęcia należnego mu dynastycznie tronu. Profesor informuje też o istnieniu innej (co ciekawe, niemieckiej) poważnej hipotezy dotyczącej pochodzenia Dymitra Samozwańca I: miał on jakoby być naturalnym synem polskiego króla Stefana Batorego.

Tyle gwoli wprowadzenia historycznego.

I jeszcze jedna konieczna uwaga. Owych czterech tomów „Samozwańca” proszę nie pomylić z nową powieścią będącą kontynuacją cyklu „Orły na Kremlu” p. Jacka Komudy o dymitradach. W bieżącym roku ukazała się bowiem jego następna książka historyczna z tego cyklu (na razie tylko tom 1) pod podobnym tytułem „Samozwaniec. Moskiewska ladacznica”. Ten tytułowy samozwaniec to jednak już Dymitr Samozwaniec II, podający się za cudem ocalałego w 1606 r. Dymitra. Ale o tym będzie dopiero za 11 dni.

Dziś gorąco polecam czterotomową powieść historyczną pt. „Samozwaniec”, której treść dotyczy pierwszej polsko-litewskiej dymitriady (wyprawy na Moskwę), a jej bohaterami są m.in. bracia Dydyńscy (postacie występujące także w innych książkach Jacka Komudy).
Oprócz niezwykle wartkiej akcji powieść oddaje też świetnie realia epoki. Poznajemy od podszewki codzienne życie i zachowania ludzi różnych stanów – w XVII-to wiecznej Rzeczypospolitej i Wielkim Księstwie Moskiewskim (już ogłoszonym cesarstwem i III Rzymem). Dużo dowiedzą się też miłośnicy militariów – autor bardzo szczegółowo opisuje m.in. akcję szarży husarskiej, zdradza tajniki jej przygotowania, sam przebieg i konieczne warunki odniesienia sukcesu. Podczas lektury nasunęło mi się porównanie siedemnastowiecznej polskiej husarii do dwudziestowiecznych czołgów Guderiana.
Pierwsze lata XVII stulecia jeszcze nie przypominają późniejszej degrengolady Rzeczypospolitej Obojga Narodów, tak charakterystycznej dla tamtego wieku. Polska i Litwa są jeszcze silne, Kozacy na ogół wierni Rzeczypospolitej, nie widać niebezpieczeństw ze strony Szwecji czy Turcji. A Moskwę nasze polityczne elity mają w … głębokiej pogardzie. Czasy opisane w „Trylogii” Henryka Sienkiewicza mają dopiero nadejść, choć pan Zagłoba zapewne już jest na świecie.
Cóż, pierwsze lata XVII w. to jakby przedłużenie XVI stulecia, polskiego złotego wieku. Analogicznie niektórzy historycy uważają, że okrutny wiek XX rozpoczął się dopiero w 1914 r.

Imć Jacek Dydyński przeżywa niesamowite przygody podczas swej moskiewskiej eskapady. Dostaje się i uwalnia z moskiewskiej niewoli, w poszukiwaniu stryja przeszukuje całe Wielkie Księstwo Moskiewskie. Ze skutkiem w zasadzie pozytywnym, chociaż szczegółów nie zdradzę.
Dymitr Samozwaniec I sadowi się (i zarazem osłabia) na carskim tronie.
Polscy husarze zachowują się w 1605 i 1606 roku w Moskwie tak jak sto kilkadziesiąt lat później żołdacy rosyjscy w Warszawie. Albo i gorzej.
Córka wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha, Maryna Mniszech, zaślubiona przez Dymitra per procura w Krakowie, przyjeżdża z ojcem i całym orszakiem do Moskwy...
Jaki to wszystko miało finał, napisałem już na wstępie. Zakończenia powieści nie zdradziłem, gdyż p. Jacek Komuda pozostaje wierny znanym faktom historycznym. Żadnej historii tzw. alternatywnej, kontrfaktycznej proszę się tu nie spodziewać.

Reasumując: postacie fikcyjne przemieszane z historycznymi, a wszystko to bardzo szczegółowo i wiernie osadzone w realiach epoki. Z codziennym, męskim, szlachecko-żołnierskim słownictwem głównych bohaterów włącznie.
Jeszcze raz tę lekturę gorąco polecam - bez cytowania siedemnastowiecznych wulgaryzmów w ustach bohaterów powieści, oczywiście (chyba że tylko w męskim i pełnoletnim gronie).