Szanownym moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę –
z okazji Świąt Wielkiejnocy – przede wszystkim dużo zdrowia i pogody
ducha. Czyli tego, co najbardziej Wam niezbędne.
Leon Degrelle
„Wiek Hitlera”, tom 1
Wydawca KATMAR
sp. z o.o., Gdańsk 2016
Na
wstępie konieczne zastrzeżenie. Występujący w tytule książki Adolf Hitler,
także zaprezentowany na okładce (zdjęcie portretowe), na pewno zmyli
oczekiwania czytelnika. Na 495 stronach książki autor poświęca mu bodajże
tylko jedno zdanie, pisząc, iż należał do milionów niemieckich żołnierzy frontu
zachodniego I wojny światowej.
Leon
Degrelle (1906-1994), z jednej strony gorliwy katolik (twórca belgijskiej partii Chrystus Rex),
z drugiej zaś wielbiciel Hitlera (jako
wysoki oficer SS dowodził na froncie wschodnim II wojny światowej belgijską
ochotniczą dywizją Waffen SS), napisał
własną historię I wojny światowej – poczynając od przedstawienia
kulisów zamachu na arcyksięcia Ferdynanda (1914), a kończąc na konferencji
pokojowej w Wersalu (1919).
Jego
obszerny esej historyczny jest wybitnie tendencyjny. Państwa centralne, w szczególności
wilhelmińskie Niemcy, jawią się jako ofiary spisku francusko-rosyjskiego, do
którego rychło dołączyła Wielka Brytania oraz następnie (w 1917 r.)
Stany Zjednoczone. Natomiast Niemcy bynajmniej nie zamierzały wojować! Latem
1914 r., gdy Francja i Rosja już podejmowały nieodwracalne, militarne
decyzje strategiczne, cesarz Wilhelm II oraz niemieccy najwyżsi politycy i dowódcy
wojskowi beztrosko sobie urlopowali. Mało tego – także później, w trakcie
trwania wojny, Niemcy pozytywnie reagowały na amerykańskie propozycje
zaprzestania działań zbrojnych i tylko uporowi Francji i Anglii
należy „zawdzięczać” kontynuację frontowej rzezi. Taki jednostronny przekaz
historyczny otrzymujemy.
Książkę
tę polecam zatem osobom, którym już nieobca jest znajomość historii powszechnej
pierwszego dwudziestolecia XX wieku. Zapoznają się teraz (dodatkowo) z jej
interpretacją przez zagorzałego germanofila – z jego racjami, których nie musimy
i nie powinniśmy podzielać, ale dobrze jest je znać. Natomiast osoby,
które o I wojnie światowej wiedzą tylko, iż takowa była, niech lepiej
tę lekturę odłożą do czasu aż poznają bardziej obiektywnie napisaną jej historię.
Podpowiadam tu m.in. monografię prof. Andrzeja Chwalby pt. „Samobójstwo
Europy. Wielka wojna 1914-1918”, nie tak dawno omówioną na moim blogu.
To
w takim razie dlaczego warto sięgnąć po książkę Leona Degrelle’a ?
Ano
dlatego, że dzięki niej możemy poznać wiele szczegółów z zakresu
dyplomacji jawnej i tajnej (z uwzględnieniem korupcji dyplomatycznej)
oraz wojskowości, na ogół pomijanych w „mainstreamowych” opracowaniach
dotyczących genezy i przebiegu I wojny światowej. Przykładowo:
dowiadujemy się, kim był, skąd się wziął i jak ważną rolę w przystąpieniu
USA do wojny odegrał „pułkownik” Edward House. A także, jak zwycięzcy
obradujący w Wersalu byli bardzo niekompetentni w kwestiach
geograficznych, etnicznych i historycznych, oraz jak spędzali tam swój
wolny czas - m.in. w ramionach licznie przybyłych do Paryża bezpruderyjnych,
luksusowych rumuńskich pań do towarzystwa. Zerknijmy w tym momencie do
atlasu historycznego i popatrzmy na przyrost terytorialny Rumunii po
I wojnie światowej.
Poza
tym, ja osobiście jak dotąd nie natrafiłem (może
jeszcze zbyt mało czytam książek historycznych) na lekturę tak szczegółowo
opisującą rewolucję marksistowską w Niemczech w latach 1918 i 1919,
jej genezę, przebieg i stłumienie. Rewolucję, która zdaniem autora
miała szanse powodzenia, zaprzepaszczone tylko brakiem w Niemczech
przywódców kalibru Lenina czy Trockiego, przedkładających ponad przedłużającą
się agitację – zdecydowane działanie. Leon Degrelle, jakkolwiek będący
ideologicznym wrogiem marksizmu-leninizmu, chyli czoło przed samym Leninem –
jego inteligencją, przebiegłością, twardym charakterem i zdecydowaniem.
Docenia przeciwnika.
Ale
jednak Leon Degrelle nie postawił tu kropki nad „i”. Nie napisał bowiem, iż
to sami Niemcy upletli sobie bat na własną dupę instalując w 1917 r.
Lenina w Piotrogrodzie oraz wyposażając go w aktywa umożliwiające
dokonanie i utrwalenie przewrotu październikowego. Rok później to już ambasador
Rosji w Niemczech zaczął finansowo wspierać rewoltę komunistyczną, na której
czele stali też emisariusze z bolszewickiej Rosji. Zauważamy tu hipokryzję
autora: rewolucja w Niemczech jest wielkim złem, które opisuje i piętnuje,
natomiast wcześniejsze przyczynienie się Niemiec do przewrotu bolszewickiego w Rosji
było tylko wojenną, smutną koniecznością. Leon Degrelle usprawiedliwia Niemcy,
które chciały – zawierając pokój z rządem Lenina – zlikwidować swój front
wschodni i przerzucić wojsko na zachód, zanim jeszcze na kontynencie pojawi
się armia Stanów Zjednoczonych.
Przez
kartki książki przeziera również antysemityzm autora – w Żydach (i masonach)
widzi ukrytych sprawców najpierw doprowadzenia do wojny światowej, później
klęski państw centralnych, wreszcie wybuchu rewolucji komunistycznej w Rosji,
na Węgrzech i w Niemczech. Głównie dostrzega żydowskich
radykalnych rewolucjonistów. Tak jakby wśród tej nacji nie było osób
o innej orientacji politycznej, w tym szczerych niemieckich
i austrowęgierskich patriotów. A także światowej sławy naukowców,
twórców i artystów, tylko niekiedy sympatyzujących z bolszewikami.
Nie
negując istnienia dużego odsetka przywódców komunistycznych pochodzenia
żydowskiego, pragnę więc zauważyć, iż Leon Degrelle analogicznie powiela tu nielogiczność
prymitywnego ludowego antysemityzmu. Żydzi
zabili Pana Jezusa. Oczywiście, że tak. (Akurat obchodzimy rocznicę Jego
męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania). Ale przecież sam Jezus Chrystus
(w Jego ludzkiej naturze), Jego Matka i wszyscy Apostołowie oraz
pierwsi chrześcijanie też byli Żydami.
Zastanawiając
się nad dokonanym przez Leona Degrelle’a wyborem drogi życiowej, mając
zwłaszcza na względzie jego gorliwy katolicyzm, dziwi mnie jego atencja wobec
Adolfa Hitlera, nieskrywającego swego antychrystianizmu. To, co dla Degrelle’a (i wszystkich chrześcijan) powinno być
kanonicznym przekazem oraz świętością, niemiecki Führer nieraz określał wprost
bluźnierczo. Możemy o tym przeczytać
m.in. w „Niemcach (…)” Piotra Zychowicza (część V
pt. „Lewicowa III Rzesza”, rozdział 3 pt. „Ostateczne
rozwiązanie kwestii chrześcijańskiej”), książce już omówionej na blogu. Owo
niechętne, złośliwe, wręcz wrogie podejście Hitlera do chrześcijaństwa jakoś
nie odstręczało Degrelle’a i jemu
podobnych od ścisłej, ochotniczej kolaboracji z III Rzeszą.
Poloniców
w tej książce jest jak na lekarstwo. Problemu Polski jako państwa
wyłaniającego się z powojennej zawieruchy autor w ogóle nie
analizuje, kilka razy tylko wymienia nas „w rządku” razem z Czechosłowacją
i innymi nowo powstałymi państwami. No i z przekąsem zauważa, że
artysta, światowej sławy kompozytor Ignacy Paderewski, został premierem rządu
Polski. Niezwykle obszernie użalając się nad stratami terytorialnymi Niemiec na
rzecz Francji, autor również, ale tylko jednym zdaniem (na str. 489), piętnuje
odebranie Niemcom naszych ziem Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska. Aż
mi się wierzyć nie chce. Czy aby na pewno polskie tłumaczenie książki jest
wierne z oryginałem ? Jakieś
wyjaśnienie powinna tu przynieść lektura tomu 2, traktującego o okresie
międzywojennym. Zobaczymy, czy i jak obszernie zostanie w nim
zaprezentowany wątek polski.
Treść
tomu 1 w zasadzie kończy się na podpisaniu układu pokojowego w Wersalu,
ale autor kilkakrotnie czyni też aluzje do przyszłych wydarzeń i wyciąga
wnioski historyczne. Dość obszernie i ciekawie (jak już wspomniałem)
opisując rewolucję w Niemczech w latach 1918 i 1919, stwierdza,
iż jej stłumienie uratowało Europę zachodnią, gdyż postawiło tamę przed nawałą
rosyjskiego bolszewizmu. A rozpoczęta właśnie w pierwszym kwartale
1919 r. wojna polsko-bolszewicka ? Autor nawet się o niej nie
zająknął. Może coś na ten temat będzie w tomie 2.
Reasumując,
lekturę uważam jednak za godną polecenia. Przede wszystkim ze względu za mnóstwo
ciekawych szczegółów historycznych, dyplomatycznych i militarnych – co
prawda wybranych i przedstawionych tendencyjne, ale rzeczywistych. Nie
zapominajmy przy tym o podstawowej prawdzie spostrzeganej również
w oficjalnym, „mainstreamowym” przekazie historycznym. Otóż Niemcy
i Austro-Węgry są powszechnie uznawane za państwa tylko współwinne wybuchu I wojny światowej. A to już jest trochę tak, jak z tym orzeczeniem rozwodu z winy
obopólnej – za rozkład małżeństwa nie można winić wyłącznie jednej osoby,
ponieważ ta druga również się do tego przyczyniła. Na wszelki wypadek zastrzegam, iż owo refleksyjne porównanie nie
wypływa z autopsji lecz z obserwacji życiorysów moich niektórych kolegów.
No
i na zakończenie o koniecznych poprawkach w tekście książki.
1.
Str. 27,
wiersz 4 od góry. Wyraz „Serbii” należy zastąpić wyrazem „Syberii” (z kontekstu
wynika, iż chodzi o dyslokację wojsk rosyjskich z azjatyckiej do europejskiej
części Rosji).
2.
Str. 43,
środek strony. Rok „191” należy poprawić na „1911”.
3.
Str. 54,
wiersz 13 od dołu. Imię ambasadora „John” proszę zamienić na „George”
(chodzi o George’a Buchanana).
4.
Str. 158,
wiersz 1 od góry. Rok „1914” należy poprawić na „1915” (wiosną 1914 r.
wojna jeszcze nawet się nie rozpoczęła).
5.
Str. 166,
wiersz 17 od dołu. Błąd ortograficzny. Wyraz „użynających” należy zamienić
na „urzynających” (chodzi tam o urzynanie rąk, a nie o dożynki,
żęcie zboża).
6.
Str. 260,
wiersz 3 od góry. Datę „3 lipca” proszę zastąpić datą „28 czerwca”
(chodzi o dzień zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda).
7.
Str. 320,
środek strony. Błędnie podany rok śmierci Rasputina („1917”). 17 grudnia
1917 r. Rosją już rządzili bolszewicy. Proszę zmienić na rok „1916”.
8.
Str. 321,
wiersze 10 i 11 od dołu. Treść (cyt.) „7 marca 1917 roku
(…) na pięć miesięcy przed tym, jak został zamordowany w Jekaterynburgu”. Dużo dłużej.
Cara Mikołaja II wraz z żoną, czterema córkami i synem,
bolszewicy zamordowali w lipcu 1918 r. Powinno być: „(…) na rok
i pięć miesięcy (…)”.
9.
Str. 353,
wiersz 9 od góry. Rok „1917” należy poprawić na „1918” (data pierwszego i jedynego
posiedzenia rosyjskiej Konstytuanty w styczniu 1918 r., rozpędzonej
przez bolszewików po jednym dniu obrad; owo
słynne: „Proszę już wyjść, gdyż
wartownicy są zmęczeni”).
10.
Str. 413,
wiersz 3 od dołu. Błąd ortograficzny. Wyraz „morze” (w kontekście
władzy, która może być dana) powinien być napisany przez „ż”.
11.
Str. 467,
wiersz 2 od góry. Rok „1798” proszę poprawić na „1789” (chodzi o rok wybuchu
Wielkiej Rewolucji Francuskiej).
Być
może coś tam jeszcze przeoczyłem. Większość ww. nieścisłości historycznych
pochodzi zapewne z tekstu angielskiego, z którego dokonano
tłumaczenia na język polski. Szkoda że wydawca nie opatrzył ich korygującymi przypisami.
Dopisuję dn. 11 sierpnia 2021 r.
Leon Degrelle
„Wiek Hitlera”, tom 2. „Hitler demokrata”
Wydawca KATMAR sp. z o.o.,
Gdańsk 2016
W powyższym
tekście wspomniałem o istnieniu drugiego tomu „Wieku Hitlera”. Akurat
dokończyłem tę lekturę. No, niezupełnie. Mniej więcej 80% tekstu książki
przeczytałem, resztę już tylko pobieżnie przekartkowałem. I absolutnie jej
nie polecam – z przyczyny wyłącznie „warsztatowej”, a nie jej „niepoprawności
politycznej”. Książka jest bezczelnie tendencyjną charakterystyką osoby Adolfa Hitlera
i jego działalności do roku 1937, także z wypadami w wojenną
przyszłość. Wszystko co ów czynił, było usprawiedliwione i doskonałe. Psiakrew,
bohater bez zmazy i skazy, chodzący ideał, bez najmniejszej wady
charakteru, wszędzie i zawsze mający rację. Gdyby Degrelle pisał
o wypróżnianiu się Hitlera, to zapewne też rozpływałby się z zachwytu
nad kształtem, zapachem i konsystencją jego kupki. Nie cierpię takiej nachalnie
hagiograficznej literatury, obojętnie komu by nie była poświęcona. Polonica
w książce spotykamy nieliczne. Leon Degrelle wypowiada się o Polsce
i Polakach sporadycznie i obraźliwie, m.in. kraj nasz obdarza epitetem
(cyt., str. 460) „nadmiernie rozdętego bukłaku z koźlej skóry”. Na
uwagę zasługują więc chyba tylko wstępne teksty „Od wydawcy” (str. 7-12) i „Sprostowanie” (str. 13 i 14),
oba autorstwa p. Andrzeja Ryby. Cała reszta to nie historia (choćby i tendencyjnie
przedstawiona), ale bezczelna hagiografia osoby Hitlera oraz ordynarna propaganda
jego ideologii i polityki.
Troszkę
się jednak w tej krytyce zagalopowałem. Obszernie i ciekawie opisany jest
konflikt wewnętrzny w NSDAP, tj. pomiędzy Hitlerem a Rőhmem,
radykalnie rozwiązany podczas „nocy długich noży”. Przekonywujące jest również
uzasadnienie przejścia polityki Włoch na stronę Niemiec, mimo że państwa te były
przeciwnikami w I wojnie światowej. Także interesujące są zamieszczone
na końcu książki zapowiedzi wydawnicze KATMAR-u oraz dokumentacja fotograficzna.
A szokujący podtytuł drugiego tomu jest niestety w pewnym, przewrotnym
sensie prawdziwy – Adolf Hitler doszedł do władzy, objął urząd kanclerza, w sposób
jak najbardziej demokratyczny. Także swoje specjalne pełnomocnictwa uzyskał w drodze
ich demokratycznego przegłosowania w parlamencie.