sobota, 20 kwietnia 2019

„Wiek Hitlera”, tom 1 i 2. Autor: Leon Degrelle


Szanownym moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę – z okazji Świąt Wielkiejnocy – przede wszystkim dużo zdrowia i pogody ducha. Czyli tego, co najbardziej Wam niezbędne.

Leon Degrelle „Wiek Hitlera”, tom 1
Wydawca KATMAR sp. z o.o., Gdańsk 2016

Na wstępie konieczne zastrzeżenie. Występujący w tytule książki Adolf Hitler, także zaprezentowany na okładce (zdjęcie portretowe), na pewno zmyli oczekiwania czytelnika. Na 495 stronach książki autor poświęca mu bodajże tylko jedno zdanie, pisząc, iż należał do milionów niemieckich żołnierzy frontu zachodniego I wojny światowej.

Leon Degrelle (1906-1994), z jednej strony gorliwy katolik (twórca belgijskiej partii Chrystus Rex), z drugiej zaś wielbiciel Hitlera (jako wysoki oficer SS dowodził na froncie wschodnim II wojny światowej belgijską ochotniczą dywizją Waffen SS), napisał własną historię I wojny światowej – poczynając od przedstawienia kulisów zamachu na arcyksięcia Ferdynanda (1914), a kończąc na konferencji pokojowej w Wersalu (1919).
Jego obszerny esej historyczny jest wybitnie tendencyjny. Państwa centralne, w szczególności wilhelmińskie Niemcy, jawią się jako ofiary spisku francusko-rosyjskiego, do którego rychło dołączyła Wielka Brytania oraz następnie (w 1917 r.) Stany Zjednoczone. Natomiast Niemcy bynajmniej nie zamierzały wojować! Latem 1914 r., gdy Francja i Rosja już podejmowały nieodwracalne, militarne decyzje strategiczne, cesarz Wilhelm II oraz niemieccy najwyżsi politycy i dowódcy wojskowi beztrosko sobie urlopowali. Mało tego – także później, w trakcie trwania wojny, Niemcy pozytywnie reagowały na amerykańskie propozycje zaprzestania działań zbrojnych i tylko uporowi Francji i Anglii należy „zawdzięczać” kontynuację frontowej rzezi. Taki jednostronny przekaz historyczny otrzymujemy.

Książkę tę polecam zatem osobom, którym już nieobca jest znajomość historii powszechnej pierwszego dwudziestolecia XX wieku. Zapoznają się teraz (dodatkowo) z jej interpretacją przez zagorzałego germanofila – z jego racjami, których nie musimy i nie powinniśmy podzielać, ale dobrze jest je znać. Natomiast osoby, które o I wojnie światowej wiedzą tylko, iż takowa była, niech lepiej tę lekturę odłożą do czasu aż poznają bardziej obiektywnie napisaną jej historię. Podpowiadam tu m.in. monografię prof. Andrzeja Chwalby pt. „Samobójstwo Europy. Wielka wojna 1914-1918”, nie tak dawno omówioną na moim blogu.

To w takim razie dlaczego warto sięgnąć po książkę Leona Degrelle’a ?
Ano dlatego, że dzięki niej możemy poznać wiele szczegółów z zakresu dyplomacji jawnej i tajnej (z uwzględnieniem korupcji dyplomatycznej) oraz wojskowości, na ogół pomijanych w „mainstreamowych” opracowaniach dotyczących genezy i przebiegu I wojny światowej. Przykładowo: dowiadujemy się, kim był, skąd się wziął i jak ważną rolę w przystąpieniu USA do wojny odegrał „pułkownik” Edward House. A także, jak zwycięzcy obradujący w Wersalu byli bardzo niekompetentni w kwestiach geograficznych, etnicznych i historycznych, oraz jak spędzali tam swój wolny czas -  m.in. w ramionach licznie przybyłych do Paryża bezpruderyjnych, luksusowych rumuńskich pań do towarzystwa. Zerknijmy w tym momencie do atlasu historycznego i popatrzmy na przyrost terytorialny Rumunii po I wojnie światowej. 

Poza tym, ja osobiście jak dotąd nie natrafiłem (może jeszcze zbyt mało czytam książek historycznych) na lekturę tak szczegółowo opisującą rewolucję marksistowską w Niemczech w latach 1918 i 1919, jej genezę, przebieg i stłumienie. Rewolucję, która zdaniem autora miała szanse powodzenia, zaprzepaszczone tylko brakiem w Niemczech przywódców kalibru Lenina czy Trockiego, przedkładających ponad przedłużającą się agitację – zdecydowane działanie. Leon Degrelle, jakkolwiek będący ideologicznym wrogiem marksizmu-leninizmu, chyli czoło przed samym Leninem – jego inteligencją, przebiegłością, twardym charakterem i zdecydowaniem. Docenia przeciwnika.
Ale jednak Leon Degrelle nie postawił tu kropki nad „i”. Nie napisał bowiem, iż to sami Niemcy upletli sobie bat na własną dupę instalując w 1917 r. Lenina w Piotrogrodzie oraz wyposażając go w aktywa umożliwiające dokonanie i utrwalenie przewrotu październikowego. Rok później to już ambasador Rosji w Niemczech zaczął finansowo wspierać rewoltę komunistyczną, na której czele stali też emisariusze z bolszewickiej Rosji. Zauważamy tu hipokryzję autora: rewolucja w Niemczech jest wielkim złem, które opisuje i piętnuje, natomiast wcześniejsze przyczynienie się Niemiec do przewrotu bolszewickiego w Rosji było tylko wojenną, smutną koniecznością. Leon Degrelle usprawiedliwia Niemcy, które chciały – zawierając pokój z rządem Lenina – zlikwidować swój front wschodni i przerzucić wojsko na zachód, zanim jeszcze na kontynencie pojawi się armia Stanów Zjednoczonych.

Przez kartki książki przeziera również antysemityzm autora – w Żydach (i masonach) widzi ukrytych sprawców najpierw doprowadzenia do wojny światowej, później klęski państw centralnych, wreszcie wybuchu rewolucji komunistycznej w Rosji, na Węgrzech i w Niemczech. Głównie dostrzega żydowskich radykalnych rewolucjonistów. Tak jakby wśród tej nacji nie było osób o innej orientacji politycznej, w tym szczerych niemieckich i austrowęgierskich patriotów. A także światowej sławy naukowców, twórców i artystów, tylko niekiedy sympatyzujących z bolszewikami.
Nie negując istnienia dużego odsetka przywódców komunistycznych pochodzenia żydowskiego, pragnę więc zauważyć, iż Leon Degrelle analogicznie powiela tu nielogiczność prymitywnego ludowego antysemityzmu. Żydzi zabili Pana Jezusa. Oczywiście, że tak. (Akurat obchodzimy rocznicę Jego męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania). Ale przecież sam Jezus Chrystus (w Jego ludzkiej naturze), Jego Matka i wszyscy Apostołowie oraz pierwsi chrześcijanie też byli Żydami.

Zastanawiając się nad dokonanym przez Leona Degrelle’a wyborem drogi życiowej, mając zwłaszcza na względzie jego gorliwy katolicyzm, dziwi mnie jego atencja wobec Adolfa Hitlera, nieskrywającego swego antychrystianizmu. To, co dla Degrelle’a  (i wszystkich chrześcijan) powinno być kanonicznym przekazem oraz świętością, niemiecki Führer nieraz określał wprost bluźnierczo. Możemy o tym przeczytać m.in. w „Niemcach (…)” Piotra Zychowicza (część V pt. „Lewicowa III Rzesza”, rozdział 3 pt. „Ostateczne rozwiązanie kwestii chrześcijańskiej”), książce już omówionej na blogu. Owo niechętne, złośliwe, wręcz wrogie podejście Hitlera do chrześcijaństwa jakoś nie odstręczało Degrelle’a  i jemu podobnych od ścisłej, ochotniczej kolaboracji z III Rzeszą.

Poloniców w tej książce jest jak na lekarstwo. Problemu Polski jako państwa wyłaniającego się z powojennej zawieruchy autor w ogóle nie analizuje, kilka razy tylko wymienia nas „w rządku” razem z Czechosłowacją i innymi nowo powstałymi państwami. No i z przekąsem zauważa, że artysta, światowej sławy kompozytor Ignacy Paderewski, został premierem rządu Polski. Niezwykle obszernie użalając się nad stratami terytorialnymi Niemiec na rzecz Francji, autor również, ale tylko jednym zdaniem (na str. 489), piętnuje odebranie Niemcom naszych ziem Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska. Aż mi się wierzyć nie chce. Czy aby na pewno polskie tłumaczenie książki jest wierne z oryginałem ? Jakieś wyjaśnienie powinna tu przynieść lektura tomu 2, traktującego o okresie międzywojennym. Zobaczymy, czy i jak obszernie zostanie w nim zaprezentowany wątek polski.
Treść tomu 1 w zasadzie kończy się na podpisaniu układu pokojowego w Wersalu, ale autor kilkakrotnie czyni też aluzje do przyszłych wydarzeń i wyciąga wnioski historyczne. Dość obszernie i ciekawie (jak już wspomniałem) opisując rewolucję w Niemczech w latach 1918 i 1919, stwierdza, iż jej stłumienie uratowało Europę zachodnią, gdyż postawiło tamę przed nawałą rosyjskiego bolszewizmu. A rozpoczęta właśnie w pierwszym kwartale 1919 r. wojna polsko-bolszewicka ? Autor nawet się o niej nie zająknął. Może coś na ten temat będzie w tomie 2.

Reasumując, lekturę uważam jednak za godną polecenia. Przede wszystkim ze względu za mnóstwo ciekawych szczegółów historycznych, dyplomatycznych i militarnych – co prawda wybranych i przedstawionych tendencyjne, ale rzeczywistych. Nie zapominajmy przy tym o podstawowej prawdzie spostrzeganej również w oficjalnym, „mainstreamowym” przekazie historycznym. Otóż Niemcy i Austro-Węgry są powszechnie uznawane za państwa tylko współwinne wybuchu I wojny światowej. to już jest trochę tak, jak z tym orzeczeniem rozwodu z winy obopólnej – za rozkład małżeństwa nie można winić wyłącznie jednej osoby, ponieważ ta druga również się do tego przyczyniła. Na wszelki wypadek zastrzegam, iż owo refleksyjne porównanie nie wypływa z autopsji lecz z obserwacji życiorysów moich niektórych kolegów.

No i na zakończenie o koniecznych poprawkach w tekście książki.
1.      Str. 27, wiersz 4 od góry. Wyraz „Serbii” należy zastąpić wyrazem „Syberii” (z kontekstu wynika, iż chodzi o dyslokację wojsk rosyjskich z azjatyckiej do europejskiej części Rosji).
2.      Str. 43, środek strony. Rok „191” należy poprawić na „1911”.
3.      Str. 54, wiersz 13 od dołu. Imię ambasadora „John” proszę zamienić na „George” (chodzi o George’a Buchanana).
4.      Str. 158, wiersz 1 od góry. Rok „1914” należy poprawić na „1915” (wiosną 1914 r. wojna jeszcze nawet się nie rozpoczęła).
5.      Str. 166, wiersz 17 od dołu. Błąd ortograficzny. Wyraz „użynających” należy zamienić na „urzynających” (chodzi tam o urzynanie rąk, a nie o dożynki, żęcie zboża).
6.      Str. 260, wiersz 3 od góry. Datę „3 lipca” proszę zastąpić datą „28 czerwca” (chodzi o dzień zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda).
7.      Str. 320, środek strony. Błędnie podany rok śmierci Rasputina („1917”). 17 grudnia 1917 r. Rosją już rządzili bolszewicy. Proszę zmienić na rok „1916”.
8.      Str. 321, wiersze 10 i 11 od dołu. Treść (cyt.) „7 marca 1917 roku (…) na pięć miesięcy przed tym, jak został zamordowany w Jekaterynburgu”. Dużo dłużej. Cara Mikołaja II wraz z żoną, czterema córkami i synem, bolszewicy zamordowali w lipcu 1918 r. Powinno być: „(…) na rok i pięć miesięcy (…)”.
9.      Str. 353, wiersz 9 od góry. Rok „1917” należy poprawić na „1918” (data pierwszego i jedynego posiedzenia rosyjskiej Konstytuanty w styczniu 1918 r., rozpędzonej przez bolszewików po jednym dniu obrad; owo słynne: „Proszę już wyjść, gdyż wartownicy są zmęczeni”).
10.   Str. 413, wiersz 3 od dołu. Błąd ortograficzny. Wyraz „morze” (w kontekście władzy, która może być dana) powinien być napisany przez „ż”.
11.   Str. 467, wiersz 2 od góry. Rok „1798” proszę poprawić na „1789” (chodzi o rok wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej).

Być może coś tam jeszcze przeoczyłem. Większość ww. nieścisłości historycznych pochodzi zapewne z tekstu angielskiego, z którego dokonano tłumaczenia na język polski. Szkoda że wydawca nie opatrzył ich korygującymi przypisami. 

Dopisuję dn. 11 sierpnia 2021 r.

Leon Degrelle „Wiek Hitlera”, tom 2. „Hitler demokrata”

Wydawca KATMAR sp. z o.o., Gdańsk 2016

W powyższym tekście wspomniałem o istnieniu drugiego tomu „Wieku Hitlera”. Akurat dokończyłem tę lekturę. No, niezupełnie. Mniej więcej 80% tekstu książki przeczytałem, resztę już tylko pobieżnie przekartkowałem. I absolutnie jej nie polecam – z przyczyny wyłącznie „warsztatowej”, a nie jej „niepoprawności politycznej”. Książka jest bezczelnie tendencyjną charakterystyką osoby Adolfa Hitlera i jego działalności do roku 1937, także z wypadami w wojenną przyszłość. Wszystko co ów czynił, było usprawiedliwione i doskonałe. Psiakrew, bohater bez zmazy i skazy, chodzący ideał, bez najmniejszej wady charakteru, wszędzie i zawsze mający rację. Gdyby Degrelle pisał o wypróżnianiu się Hitlera, to zapewne też rozpływałby się z zachwytu nad kształtem, zapachem i konsystencją jego kupki. Nie cierpię takiej nachalnie hagiograficznej literatury, obojętnie komu by nie była poświęcona. Polonica w książce spotykamy nieliczne. Leon Degrelle wypowiada się o Polsce i Polakach sporadycznie i obraźliwie, m.in. kraj nasz obdarza epitetem (cyt., str. 460) „nadmiernie rozdętego bukłaku z koźlej skóry”. Na uwagę zasługują więc chyba tylko wstępne teksty „Od wydawcy” (str. 7-12) i „Sprostowanie” (str. 13 i 14), oba autorstwa p. Andrzeja Ryby. Cała reszta to nie historia (choćby i tendencyjnie przedstawiona), ale bezczelna hagiografia osoby Hitlera oraz ordynarna propaganda jego ideologii i polityki.

Troszkę się jednak w tej krytyce zagalopowałem. Obszernie i ciekawie opisany jest konflikt wewnętrzny w NSDAP, tj. pomiędzy Hitlerem a Rőhmem, radykalnie rozwiązany podczas „nocy długich noży”. Przekonywujące jest również uzasadnienie przejścia polityki Włoch na stronę Niemiec, mimo że państwa te były przeciwnikami w I wojnie światowej. Także interesujące są zamieszczone na końcu książki zapowiedzi wydawnicze KATMAR-u oraz dokumentacja fotograficzna. A szokujący podtytuł drugiego tomu jest niestety w pewnym, przewrotnym sensie prawdziwy – Adolf Hitler doszedł do władzy, objął urząd kanclerza, w sposób jak najbardziej demokratyczny. Także swoje specjalne pełnomocnictwa uzyskał w drodze ich demokratycznego przegłosowania w parlamencie.