niedziela, 19 lutego 2017

„Świat Muszkieterów. (...)”. Autor: Jerzy Rostkowski

Dziś kontynuacja tematu sprzed tygodnia. Niniejszy tekst poświęcony jest innej książce o Stefanie Witkowskim i jego Muszkieterach. Napisanej na pewno z większym zaangażowaniem (także emocjonalnym) niż omówiona poprzednio publikacja Wilamowskiego i Zasiecznego, ale czy z większą dbałością o prawdę historyczną?

Jerzy Rostkowski „Świat Muszkieterów. Zapomnij albo zgiń”.
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2016.
Wydanie II poprawione.

Na wstępie moja uwaga semantyczna. Prężna organizacja konspiracyjna działająca w latach 1939-1942 nosiła nazwę „Muszkieterzy” i jest to forma poprawna językowo. Wg „Nowego słownika ortograficznego PWN” (Wyd. PWN, Warszawa 1997, strona 416) wyraz „muszkieter” w liczbie mnogiej może występować w brzmieniu „muszkieterowie” albo właśnie „muszkieterzy”. Obie formy są więc dopuszczalne. A piszę o tym dlatego, gdyż pewien redaktor w TVP Historia zauważył rzekomą nieprawidłowość językową w nazwie własnej tej organizacji podziemnej (chyba na podstawie lektury A. Dumasa „Trzej muszkieterowie”).
Jak komuś nie chce się zerknąć do słownika, to niech chociaż zauważy, że mu program Word nie podkreśli wyrazu „muszkieterzy” czerwonym wężykiem. Zresztą też: fizylier – fizylierzy, kirasjer – kirasjerzy, bombardier – bombardierzy, kanonier – kanonierzy, zecer – zecerzy, trener – trenerzy, itd.
A zatem wszystkie publikacje podające – w imię poprawności językowej – nazwę „Muszkieterowie”, same w istocie zawierają błąd polegający na przeinaczeniu nazwy własnej tej organizacji, brzmiącej „Muszkieterzy”.

Przejdźmy jednak do meritum.

Książka Jerzego Rostkowskiego ma wiele zalet i jedną wadę. Zaletami są m.in.:
- pracochłonne odtworzenie życiorysu Stefana Witkowskiego, łącznie z okresem międzywojennym,
- dokładne przedstawienie genezy powstania Muszkieterów i działalności tej organizacji,
- ukazanie problemów, z jakimi Muszkieterzy borykali się „na odcinku polskim”, tj. ich konfliktów z ZWZ-AK i sztabem Naczelnego Wodza w Londynie,
- dokładne charakterystyki zasłużonych członków organizacji i osób z nią współpracujących, w tym pięknych i inteligentnych pań,
- udokumentowanie materiałami źródłowymi (obszerne załączniki na końcu książki, których nie radzę pominąć; teksty kopii dokumentów są czytelne, choćby z lupą w ręku).

Wadą podstawową jest natomiast krypto-hagiograficzny – w odniesieniu do Stefana Witkowskiego – tekst tej publikacji. Autor chyba zakochał się w bohaterze swojej książki. Nie tylko odrzuca wszelkie zarzuty postawione Witkowskiemu przez ZWZ-AK, ale wręcz obwinia dowództwo Armii Krajowej o denuncjację do Gestapo komendanta Muszkieterów i tych członków organizacji, którzy nie chcieli przynależeć strukturalnie do AK.
Jerzy Rostkowski krytykuje „teorie spiskowe” dotyczące celu wyprawy rtm. Czesława Szadkowskiego do gen. Władysława Andersa. Sam jednak też przedstawia wytłumaczenie owej misji w sposób niesłychanie naiwny – bazując na złożonych w śledztwie zeznaniach aresztowanego Szadkowskiego, broniącego się przed zarzutem zdrady głównej i ratującego w ten sposób swoje życie. Jak też chroniącego (być może wskutek perswazji oficerów śledczych) historię Polski przed powstaniem na niej proniemieckiej w 1941 r. rysy.
Sporo miejsca w książce autor poświęca też współdziałaniu Muszkieterów z marszałkiem Edwardem Śmigłym-Rydzem. Opisując pobyt marszałka na Węgrzech (XII 1940 – X 1941) nie raczy jednak wyjaśnić, choćby hipotetycznie, względnej swobody poruszania się Śmigłego w tym kraju. Tak jakby w Abwehrze i wywiadzie madziarskim pracowali sami durnie. Zresztą marszałek Edward Śmigły-Rydz to drugi ulubieniec autora.

Reasumując, wg Jerzego Rostkowskiego dowódcy ZWZ-AK są zawistni i małostkowi, a w końcu posuwają się wręcz do zbrodni na osobie Stefana Witkowskiego i  lojalnych wobec niego członkach organizacji. Gen. Władysław Sikorski cynicznie porzuca swego oddanego żołnierza (taki już ma brzydki charakter). Natomiast Stefan Witkowski to postać nieskazitelna – najpierw genialny wynalazca i zdolny, działający pod przykryciem oficer wywiadu II RP, a potem bardzo inteligentny i skuteczny szef konspiracji. Oczywiście niewinny inkryminowanych mu zarzutów. Nieprawdą jest też, jakoby zabił „Biegacza”. Dokładnie tak tę lekturę odbierzemy.

W programie TVP Historia prof. Antoni Dudek nie polecił tej książki, ogólnie zarzucając autorowi opieranie się na niezweryfikowanych informacjach (w audycji nie było więcej czasu na omówienie tematu). Ja jednak pozostanę przy poparciu opinii redaktora prowadzącego audycję w TVP, że jest to lektura bardzo ciekawa i godna polecenia, pod warunkiem zachowania odpowiedniej dozy krytycyzmu. Ma bowiem też dużo zalet – wskazanych przeze mnie w pierwszej części niniejszego tekstu. Autor dotarł do wielu źródeł, przedstawił nieznane fakty oraz naświetlił mało dotąd znane realia konspiracji (m.in. kontakty polskiego ruchu oporu ze środowiskiem „białych” Rosjan ściśle współpracujących z Abwehrą). Osobiście z lektury jestem zadowolony, choć głównych wniosków autora nie podzielam.

Jerzemu Rostkowskiemu zawdzięczam m.in. wyjaśnienie pewnej dość drobnej wątpliwości, która mnie jednak zawsze nurtowała. Otóż emisariusz marszałka Śmigłego do generała Andersa, Czesław Szadkowski, w publikacjach historycznych występuje raz jako „porucznik”, innym razem jako „rotmistrz”. Rotmistrz jest kawaleryjskim odpowiednikiem kapitana, a kapitan to jednak stopień wojskowy wyższy (o jedną gwiazdkę) od porucznika. Rozwiązanie owej „zagadki” jest następujące. Porucznik kawalerii Czesław Szadkowski otrzymał za udział w wojnie obronnej w 1939 r. awans na rotmistrza, ale z jakiegoś powodu (być może biurokratycznej mitręgi) ów awans nie został formalnie zatwierdzony przez emigracyjne władze wojskowe. A później, po jego „misji” w 1941 r. do gen. Andersa, o uznaniu awansu nie mogło już zapewne być mowy.