niedziela, 26 marca 2017

„Zemsta Stalina 1944-1945”. Autor: Niclas Sennerteg

Dziś coś bardzo mocnego. Pozafrontowy realizm II wojny światowej. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.

Niclas Sennerteg „Zemsta Stalina 1944-1945”.
Wydawnictwo Sensacje XX Wieku Bogusław Wołoszański, Warszawa 2007.

Książkę tę należy zaliczyć do tzw. reportaży historycznych. Szwedzki autor opisuje przebieg wydarzeń ostatnich miesięcy II wojny światowej, koncentrując się na dramacie rozgrywającym się na terenach wschodnich byłej III Rzeszy. Za podstawę opisów przyjmuje dokumentację źródłową – zarówno tę formalną i urzędową (dotyczącą przebiegu wojny i działań niemieckich władz administracyjnych), jak też – w bardzo szerokim zakresie – relacje uczestników wydarzeń, tj. poszczególnych żołnierzy i uchodźców cywilnych.

Przebywamy więc wraz z Sennertegiem w Prusach Wschodnich, w Trójmieście, na Helu, na Pomorzu, w Poznańskiem, wreszcie za Odrą, już na terenie dzisiejszych Niemiec. Razem z Armią Czerwoną postępujemy na zachód, konsekwentnie likwidując opór Wehrmachtu z samym Wehrmachtem włącznie.
Przy okazji przyglądamy się zjawiskom strasznym – zachowaniu się czerwonoarmistów na zdobytych terenach, szczególnie wobec ludności cywilnej, w tym niemieckich kobiet. Autor, obszernie cytując fragmenty wspomnień, nie szczędzi nam drastycznych szczegółów. Gwałtom na kobietach, jak również ich społecznym następstwom, poświęcony jest jeden z rozdziałów książki.

Ludność cywilna, wiedząc co ją czeka, ucieka w panice na zachód. Drogą lądową – dopóki można. Pociągami, samochodami, furmankami, pieszo. A wszystko to w bardzo ciężkich warunkach zimowych 1945 r. Uciekinierów jest dużo. To bowiem nie tylko stali niemieccy mieszkańcy terenów wschodnich. To także Niemcy przybyli tam wcześniej z zachodniej części kraju w ochronie przed amerykańskimi i angielskimi bombardowaniami. Można by więc rzec – wpadli z deszczu pod rynnę.
A gdy wojska radzieckie rozdzieliły siły niemieckie na okrążone i przyparte do morza enklawy, ewakuacja ludności cywilnej może się odbywać już tylko drogą morską. Ale na Bałtyku na statki wypełnione cywilami, żołnierzami oraz sprzętem wojennym polują radzieckie samoloty i okręty podwodne. Bywa, że przerażająco skutecznie.
Podczas tej gehenny nieraz zawodzi słynna niemiecka precyzja i dyscyplina. Administracje wojskowa, cywilna i partyjna (NSDAP) działają często w sposób nieskoordynowany i sobie tylko wzajemnie przeszkadzają. Do głosu dochodzą najniższe instynkty, chęć wyrwania się z tego piekła i przeżycia za wszelką cenę.

Książka jest beznamiętnym, reporterskim opisem właśnie tego dwudziestowiecznego dantejskiego piekła. Autor nie lituje się nad losem opisywanych zbiorowości i pojedynczych osób – on tylko te losy wiernie relacjonuje. Na którejś stronie książki Niclas Sennerteg trafnie zauważa, że działania wojenne na froncie wschodnim toczą się wg standardów starotestamentowych. Nie omieszka przy tym kilka razy nadmienić, iż Niemcy ponoszą konsekwencje swoich wcześniejszych zbrodni i obłędnej rasistowskiej polityki. Okrutni czerwonoarmiści są często tylko dlatego okrutni, ponieważ ich kraj dopiero co uwolnił się od niemieckiego bestialstwa.

Zachodni czytelnicy na pewno odbiorą tę książkę z wielką empatią dla cierpień niemieckiej ludności cywilnej. Dla samych Niemców będzie to wręcz opis ich narodowej martyrologii. Zupełnie inne refleksje najdą jednak nas-Polaków, czy Rosjan lub Białorusinów, o Żydach już nie wspominając.
Ja w czasie tej lektury, znając dobrze historię wcześniejszego okresu II wojny światowej, odczuwałem często tzw. Schadenfreude. Przyznaję to z pewnym wstydem. Chcieliście wojny totalnej (total Krieg), narzuciliście Europie ów styl wojowania, no to go teraz macie. Jeszcze w 1940 r. po zwycięstwie nad Francją prawie wszyscy całowaliście w dupę Hitlera. Później nic was też nie obchodziły oddziały Einsatzgruppen SS, masowe rozstrzeliwania (także kobiet i małych dzieci), obozy koncentracyjne, komory gazowe – bardziej udawaliście, że o nich nie wiecie, niż naprawdę nie wiedzieliście. Albo nie chcieliście wiedzieć - zatykaliście uszy, gdy przenikały do was niemieckojęzyczne informacje radiowe BBC lub przekazywane w zaufaniu wieści przez świadków zbrodni czy nawet ich szeregowych uczestników, którymi przecież nieraz bywali wasi krewni, powinowaci i koledzy.

Również od siebie dodam (autor książki takiego wniosku nie wyciąga), iż Niemcy mieli cholerne szczęście, że zwycięzcy rychło podzielili się na dwa obozy po obu stronach żelaznej kurtyny. Gdyby nie późniejsza tzw. zimna wojna, alianci być może dalej zgodnie „pochylaliby się” nad losem Niemiec i Niemców. Amerykański plan Morgenthau’a został już nawet wstępnie zaakceptowany przez Roosevelta i Churchilla na konferencji w Quebeku we wrześniu 1944 r. Gdyby wszedł w życie, to powojenne Niemcy zamknęłyby się w granicach dwóch zdemilitaryzowanych państw rolniczych, całkowicie pozbawionych przemysłu ciężkiego, terytorialnie łącznie dużo mniejszych niż dzisiejsza Republika Federalna. Beneficjentami odłączonych terytoriów niemieckich (wg granic III Rzeszy z 1937 r.) miały bowiem stać się, oprócz Polski i ZSRR, także Dania i Francja.