niedziela, 12 marca 2017

"Wszystko co najważniejsze...". Autorka: Ola Watowa

I ponownie Aleksander Wat. Już pośmiertnie, piórem żony.

Ola Watowa „Wszystko co najważniejsze...”.
Wyd. AGORA SA, Warszawa 2011.

Książka wstrząsająca – z zastrzeżeniem, że się wcześniej przeczytało „Mój wiek” Aleksandra Wata (o którym również niedawno tu napisałem kilka akapitów).

Żona Aleksandra Wata komentuje, kontynuuje i uzupełnia „pamiętnik mówiony” męża. Dzięki temu poznajemy dalsze losy rodziny Watów w radzieckim „raju” w latach 1943-46, a następnie w powojennej Polsce - szybko przekształcającej się w Bierutowską PRL. Potem pani Watowa opowiada o okolicznościach emigracji na zachód, ich życiu we Włoszech, USA i Francji, postępującej i nieuleczalnej chorobie męża, wreszcie o jego samobójczej śmierci (kończącej wielkie cierpienie powodowane tą chorobą).

Tak - opowiada. Książka bowiem powstała w następstwie nagranych rozmów autorki z Jackiem Trznadlem i pierwsze wydania posiadały właśnie taki zapis w podtytule. Później jednak... A zresztą, oddajmy głos samej autorce, (cyt., str. 287):
„Obecnie jednak zażądał on zmian w tekście, na które w swoim sumieniu i w imię prawdy nie mogłam się zgodzić – w razie braku mej zgody domagając się usunięcia swoich pytań i swego nazwiska. W tej sytuacji zwróciłam się do (...) o przekształcenie książki z dialogu w monolog. Tekst jest autoryzowany.”.

Jakich zmian domagał się Jacek Trznadel od autorki - nie wiem, nie jestem krytykiem literackim. Musiały być one chyba jednak poważne, skoro je odrzuciła w imię sumienia i prawdy.

Reasumując, książka Oli Watowej poświęcona jest jej mężowi - Aleksandrowi Watowi i, jakkolwiek bardzo subiektywnie, prezentuje jego życiowy nonkonformizm. Bo Aleksander Wat rzeczywiście był przez całe swoje życie nonkonformistą - może poza krótkim okresem lwowskim, jesienią 1939 r. i zimą 1939/1940. Napisałem „może”, ponieważ jego polityczny i dziennikarski flirt z radziecką okupacją był na tyle słaby, że nie uchronił go przed aresztowaniem przez NKWD (w jednym miejscu i czasie wraz z Władysławem Broniewskim - słynna lwowska restauracyjna prowokacja).
Później, po latach, obaj (Broniewski i Wat) powrócili do powojennej Polski. Wat również mógł, podobnie jak jego przyjaciel, wybrać rolę pieszczoszka nowego ustroju. Ale konsekwentnie odmawiał, mimo otrzymywanych propozycji. A gdy nadarzyła się okazja, opuścił kraj wraz z rodziną.

Po przeczytaniu „Mojego wieku” wziąłem do ręki odpowiedni tom dwunastotomowej, bardzo starannie wydanej Wielkiej Encyklopedii Powszechnej” z lat 60-tych ub. wieku. Hasło „Wat Aleksander” tam nie figuruje. System PRL się w ten sposób zemścił, skazując Wata na przemilczenie i zapomnienie. Na szczęście okazało się, że nieskutecznie.