I ponownie
Aleksander Wat. Już pośmiertnie, piórem żony.
Ola Watowa
„Wszystko co najważniejsze...”.
Wyd. AGORA SA,
Warszawa 2011.
Książka
wstrząsająca – z zastrzeżeniem, że się wcześniej przeczytało „Mój wiek”
Aleksandra Wata (o którym również niedawno tu napisałem kilka akapitów).
Żona Aleksandra
Wata komentuje, kontynuuje i uzupełnia „pamiętnik mówiony” męża. Dzięki temu
poznajemy dalsze losy rodziny Watów w radzieckim „raju” w latach
1943-46, a następnie w powojennej Polsce - szybko przekształcającej
się w Bierutowską PRL. Potem pani Watowa opowiada o okolicznościach
emigracji na zachód, ich życiu we Włoszech, USA i Francji, postępującej i nieuleczalnej
chorobie męża, wreszcie o jego samobójczej śmierci (kończącej wielkie
cierpienie powodowane tą chorobą).
Tak
- opowiada. Książka bowiem powstała w następstwie nagranych rozmów autorki
z Jackiem Trznadlem i pierwsze wydania posiadały właśnie taki zapis w podtytule.
Później jednak... A zresztą, oddajmy głos samej autorce, (cyt., str. 287):
„Obecnie
jednak zażądał on zmian w tekście, na które w swoim sumieniu i w imię
prawdy nie mogłam się zgodzić – w razie braku mej zgody domagając się
usunięcia swoich pytań i swego nazwiska. W tej sytuacji zwróciłam się
do (...) o przekształcenie książki z dialogu w monolog. Tekst
jest autoryzowany.”.
Jakich
zmian domagał się Jacek Trznadel od autorki - nie wiem, nie jestem krytykiem
literackim. Musiały być one chyba jednak poważne, skoro je odrzuciła w imię
sumienia i prawdy.
Reasumując,
książka Oli Watowej poświęcona jest jej mężowi - Aleksandrowi Watowi i, jakkolwiek
bardzo subiektywnie, prezentuje jego życiowy nonkonformizm. Bo Aleksander Wat
rzeczywiście był przez całe swoje życie nonkonformistą - może poza krótkim
okresem lwowskim, jesienią 1939 r. i zimą 1939/1940. Napisałem
„może”, ponieważ jego polityczny i dziennikarski flirt z radziecką okupacją
był na tyle słaby, że nie uchronił go przed aresztowaniem przez NKWD (w jednym
miejscu i czasie wraz z Władysławem Broniewskim - słynna lwowska
restauracyjna prowokacja).
Później,
po latach, obaj (Broniewski i Wat) powrócili do powojennej Polski. Wat
również mógł, podobnie jak jego przyjaciel, wybrać rolę pieszczoszka nowego
ustroju. Ale konsekwentnie odmawiał, mimo otrzymywanych propozycji. A gdy
nadarzyła się okazja, opuścił kraj wraz z rodziną.
Po
przeczytaniu „Mojego wieku” wziąłem do ręki odpowiedni tom dwunastotomowej, bardzo
starannie wydanej Wielkiej Encyklopedii Powszechnej” z lat 60-tych ub. wieku.
Hasło „Wat Aleksander” tam nie figuruje. System PRL się w ten sposób zemścił,
skazując Wata na przemilczenie i zapomnienie. Na szczęście okazało się, że
nieskutecznie.